Forum

Już wkrótce
  • "JLA - Liga Sprawiedliwości: Saga o błyskawicy" (WKDCBiZ) - 24 kwi 2024,
  • "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Tom 2" - 15 maj 2024,
  • "Nightwing. Bitwa o serce Blüdhaven. Tom 2" - 29 maj 2024,
  • "Batman. Pogromca sprawiedliwości. Tom 2" - 29 maj 2024,

Rozdział 7

Kim siedziała przy stoliku w szkolnej stołówce, racząc się zakupionym kartonikiem mleka. Zrobiwszy dziurkę w tekturowym opakowaniu, za pomocą słomki powoli sączyła płyn. Mleko miało czekoladowy smak, więc krystalicznie biała rurka, która je przewodziła z kartoniku do ust Kim, była ciemna i chłodna.
Dookoła dziewczyny rozbrzmiewał śmiech, żarty, jednym słowem- coś się działo. Kim starała się nie dostrzegać par obściskujących się czy wymieniających czułe spojrzenia. Emma Luthor miała już swój nowy nabytek, i to nie byle jaki, gdyż był to synalek pewnego wziętego prawnika- chłopak miał pszeniczne włosy, które wiązał w luźny kucyk, idealny tors i zabójcze spojrzenie niebieskich oczu. I nawet w jego towarzystwie Emma jakby złagodniała- przynajmniej przestała obściskiwać się w miejscach publicznych i ciągle podkreślać, że w sprawie wyglądu i ubioru wszystkie dziewczęta powinny wzorować się na niej. Inne cechy niestety pozostały.
Kim zerknęła na zegarek, czując lekkie zniecierpliwienie. Lizzie spóźniała się już dobre pięć minut. To było do niej niepodobne.
Panna Wayne za pomocą słomki w końcu dobiła się do dna kartonika i poczuła ciche syczenie plastykowej rureczki obwieszczające brak mleka. Kim odstawiła opakowanie na stolik i dłonią wytarła sobie usta. Dziewczyna poprawiła się na krześle, siadając prosto i tym samym dając wygodę swoim plecom. Kątem oka Kim dostrzegła Emmę, która trzymała za rękę swojego kochasia i wdzięczyła się do niego, trzepocząc rzęsami. Chłopak uśmiechał się, delikatnie głaszcząc ją po policzku. Starał się być niezwykle delikatny, widocznie miał wpojone pewne zasady i maniery. Zupełnie jak …
Kim odwróciła wzrok, czując nieznośne uczucie pustki. Minął zaledwie tydzień, odkąd Olivier odszedł do przeszłości i kiedy poznała Helenę. Jednakże wspomnienie jego idealnie wyrzeźbionego torsu, aksamitnego głosu i oczu, pełnych podziwu i czułości powodowało, że czuło nieznośny skurcz w żołądku. Nie wiedziała, że rozstanie z facetem może tak boleć. Do tej pory patrzyła z lekkim niedowierzaniem, jak Liz może tak rozpaczać, wymieniając co godzina poduszki, gdy nie mogła już dłużej tulić wilgotnych jaśków. I nazywanie niegodziwca „zapatrzonym w siebie gogusiem” lub zwykłym dupkiem i dając świadectwo całemu światu, że już nigdy nie będzie taka naiwna.
Teraz wie, że złamane serce to coś okropnego. Lecz Olivier jej nie zdradził ani nie pokłócił się z nią. Zdecydował się ją ochronić. Przed samym sobą, a raczej przed swoimi mocami, które niby mogą ją zabić. Kim zacisnęła dłoń w pięść. Takie moce można kontrolować, ale wszystko zależy od woli samego ich właściciela. Olivier nie był próżny, jeśli mu na czymś zależało, wychodził z siebie, by uzyskać wymagany efekt. Wiedziała, że coś lub ktoś musiało wpłynąć na jego decyzję o rozstaniu z dziewczyną. Kim od razu pomyślała o Clarku bądź Bruce’ e. Zwłaszcza o tym drugim. Jej dziadek miał obsesję chronienia ludzi przed wszelakim złem, a szczególnie był dokładny, jeśli chodziło o jego najbliższe otoczenie. Równie dobrze mógł nakłonić Oliviera, by nie komplikował życia dziewczynie, która już drugi raz mogła przez niego zginąć. I to był czuły punkt Kenta. Jego cholerny idealizm i odpowiedzialność za ukochaną osobę zawsze brały górę, gdyż nigdy nie wybaczyłby sobie, że przez własny egoizm mógłby skrzywdzić Kim.
Dziewczyna przerwała ten potok myśli i podniosła głowę. Emma Luthor siedziała ze swoim chłopakiem przy stoliku i pozwalała siebie karmić popcornem. Usytuowana na jego kolanach, była kokieteryjna i widać było, że doskonale się rozumieją. Skąd Kim to znała …
W końcu dziewczyna usłyszała przyspieszony kroki i dostrzegła zmierzającą od wejścia Lizzie, która niosła wypchaną teczkę, pełną wyciekających z niej kartek.
-Hej- rzuciła jej przelotnie Kim i w tym momencie przyjaciółce wysypały się papiery, które starała się utrzymać za wszelką cenę. Lekkie niczym piórko kartki zaczęły swobodnie opadać w dół, ku wściekłości Liz. Nastolatka zaklęła i na czworakach zaczęła zbierać swoje papierzyska.
Kim wstała z krzesła i kucnęła na podłodze, pomagając przyjaciółce. Kartki jednak jak na złość były śliskie i uciekały spod wilgotnych palców Lizzie, skutek czego ta za każdym razem puszczała przekleństwo. Kim zmarszczyła brwi i przyjrzała się uważnie przyjaciółce. Nigdy się tak nie zachowywała, chyba że wydarzyło się coś naprawdę szczególnego, sytuacja, która ją przerastała.
-Liz, co się dzieje?- Kim zbliżyła się na czworakach do przyjaciółki i położyła swoją ciepłą dłoń na jej ręce. Koleżanka przez chwilę nic nie mówiła, wzrok miała skupiony w podłodze, która dudniła pod naporem kroków licealistów.
– Mam wszystko w dupie- powiedziała ostro Liz, po czym garścią chwyciła swoje notatki, nie bacząc na ich fizyczną destrukcję i siłą wsadziła do teczki.
– Matka zdradza ojca- odrzekła szeptem, a głos jej zadrżał- od dawna między nimi było źle, ale spodziewałam się tego raczej po tacie. Jednak przeglądając jej laptopa, dotarłam do folderu, którego szyfr złamałam i znalazłam jej zdjęcia z … dupkiem, którego nazwiska brzydzę się wymawiać !
– Znasz go?- młoda Wayne podniosła do góry brwi, a Liz udała, że robi jej się niedobrze.
-Tak- dziewczyna poczuła irytację- nie wiem, na co poleciała, czy na jego kasę, chociaż takiej mamy pod dostatkiem czy jego „urok”, którego nie posiada !
– Kto to?- to rzeczowe pytani Kim wybiło Liz z konsternacji nad kochankiem jej matki.
– Nie zgadniesz- koleżanka wyglądała, jakby miała mdłości- to Lex Luthor …
Kim zrobiła duże oczy, kompletnie zaskoczona. Liz patrzyła morderczym wzrokiem na Emmę, która w chwili obecnej wymieniała czułe spojrzenia ze swoim facetem. Panna Wayne trąciła przyjaciółkę w ramię, syknąwszy:
– Nie pożeraj jej tak, bo zaraz się przyczepi ! Od tygodnia mamy spokój !
– Mam to gdzieś- warknęła Lizzie, trzymając pod pachą swoją teczkę- niech jej stary odczepi się od mojej matki !
– Twój ojciec o wszystkim wie lub domyśla się czegokolwiek?- spytała Kim, marszcząc czoło, a Liz odparła:
– Raczej nie. Jest tak zajęty swoją pracą, że nawet nie zauważa mnie i mojej siostry- tu prychnęła- więc matka znalazła sobie kochanka …
– Na pewno się opamięta i wszystko będzie jak dawniej- Kim starała się zrobić dobrą minę do złej gry- może to tylko chwilowe …
– Jak zawsze chcesz być dobrą Samarytanką- Liz popatrzyła naiwnie na przyjaciółkę- jednak sprawy zaszły za daleko. Matka wystąpiła o rozwód.
Kim zareagowała, jakby ktoś oblał ją zimną wodą. Wiedziała, że Luthor to kawał łajdaka, który nie cofnie się przed niczym, by zdobyć to, na czym mu zależy, ale rozbijanie czyjejś rodziny to prawdziwe świństwo !
– Co za skurwiel !- warknęła Kim, marszcząc brwi. Tymczasem Liz wstała, otrzepała sobie spodnie i rzuciła szybko do przyjaciółki:
– Chodź, nie mam ochoty przebywać w jednym pomieszczeniu z Emmą i tym samym wymieniać się z nią powietrzem, które i tak już skaziła !
Kim udała się za koleżanką, która szła szybciej niż zazwyczaj.
– Mam ochotę rozsadzić tego dupka !- Liz była wściekła- matka jest w siódmym niebie, zaczęła nawet o siebie bardziej dbać ! A mi się aż niedobrze robi na myśl, że figluje w łóżku z tym starym kozłem !
Kim także zebrało się na mdłości, gdy wyobraziła sobie miłosne igraszki pani Carrington z prezydentem Gotham. Lex Luthor może i był atrakcyjny, ale to było ponad dwadzieścia lat temu. Teraz nie prezentował się za szczególnie, nadal był szczupły, ale skórę na ciele miał zapewne tak pomaszczoną jak na twarzy …
Kim zmieniła bieg myśli i skupiła się na obecnej lekcji, gdy Lizzie wypaliła nieoczekiwanie:
– Słuchaj … czy ty wiesz, gdzie można złapać Batmana?
Wayne stanęła i skrzywiwszy się nieco, spytała:
– Co masz na myśli, mówiąc złapać? A bo ja znam myślenie super bohaterów?
„Bardziej niż mi się zdaje”- pomyślała z przekąsem Kim, gdy Lizzie ciągnęła:
– Nietoperz mógłby przyskrzynić Luthora … Wtedy od tego dupka uwolniłaby się moja matka ! Zobaczyłaby jaka z niego kanalia …
– Czyż ty na rozum upadła?!- Kim spojrzała z niedowierzaniem na przyjaciółkę- szukasz pomsty na kimś tylko z tego względu, że on ma romans z twoją matką ?! Lizzie, nie wiesz, co mówisz ! Luthor to gruba ryba, gdyby tylko mógł, zniszczyłby każdego !- tu ściszyła głos- a w pierwszej kolejności mojego dziadka. Ma władzę większą niż sam Batman, zresztą nawet ten musi pewnie jakoś się z nim liczyć, choć zapewne wsadziłby go za kratki. Każdy wie, że Luthor to oszust i łajdak, ale on ma pieniądze. A jak ma kasę to i władzę.
– I tak znajdę na niego sposób- odparła chłodno panna Carrington- i dupek pożałuje wszystkiego ! Przez niego w naszej rodzinie zapanowało nie do wytrzymania napięcie !
– Liz, tylko ty mi się nie baw w super bohaterkę !- głos Kim zabrzmiał ostro. Dotąd między dziewczętami nigdy nie doszło do żadnej sprzeczki. Tu jednak zmierzyły się podejściem do sprawy- Kim podeszła do tego poważnie i dojrzale, Lizzie zareagowała tłumionym żalem i chęcią odwetu na facecie, który prawie przyczynił się do rozpadu jej rodziny.
– Skoro Batman jest obrońcą tych, których krzywdzą korupcyjne dupki- powiedziała powoli, cedząc każde słowo i patrząc Kim prosto w oczy- będzie wiedział, gdzie mnie znaleźć. Inaczej ja znajdę go sama.
Po tych słowach dziewczyna szybko odeszła, rzucając pełne jadu spojrzenie swojej przyjaciółce. Kim zmrużyła oczy- w tej chwili Liz była zdeterminowana, jednak później przemyśli swój szalony pomysł i dojdzie do wniosku, że podeszła do tego zbyt impulsywnie. Jednak pewna rzecz nie dawała młodej Wayne spokoju- zbyt dobrze znała swoją przyjaciółkę i wiedziała, że jak Liz coś postanowi, nikt nie odwiedzie jej od realizacji planu. Zwłaszcza, jeśli dotyczy rzeczy, na której jej szczególnie zależy. W tej sytuacji sprawa jest delikatna- ukochana matka Lizzie wdała się w romans z najbardziej skorumpowanym człowiekiem w Gotham, ryzykując wszystkim : utratą dobrego imienia, odrzuceniem przez córki, jeśli rozwód dojdzie do skutku i utratą rodziny. W dodatku, gdy Luthor znudzi się panią Carrington, ta zostanie bez niczego, a Emma będzie miała dobry pretekst, by robić szykany z Liz już do końca życia. I dziewczyna jest zdecydowana zrobić wszystko, by do tego wszystkiego nie dopuścić.
Kim ruszyła w kierunku Sali, gdzie miała lekcje. Przechodząc obok roześmianych uczniów, zauważyła, że jedyną osobą, która jest śmiertelnie poważna, jest jej przyjaciółka. Liz siedziała w ostatniej ławce, dość sztywno, co zupełnie nie pasowało do tej giętkiej i żywiołowej nastolatki. Albo na własne życzenie wolała przejawiać obojętność albo po prostu była rozeźlona z faktu, że Kim jej nie poparła.
Młoda Wayne, stojąc w progu wejścia do klasy, przez chwilę dorównywała Liz całkowitym usztywnieniem ciała. Dziewczyna była przez chwilę zamyślona, lecz nagle poczuła gwałtowne uderzenie w plecy, które brutalnie pchnęło ją do przodu. Torba Kim, którą miała na ramieniu, wzbiła się do góry i głuchym uderzeniem zatrzymała się na ławce szkolnej. Panna Wayne wyprostowała się i odwróciła gwałtownie. Jej oczom ukazała się Emma Luthor, która patrzyła na bezczelnie, a na jej twarzy malował się ohydny grymas.
-Co, Wayne?- spytała ironicznie- wbiło cię w glebę czy udajesz, że nie mówisz, bo z wrażenia odebrało ci mowę?
– Ty zawsze zaskakujesz- odrzekła zjadliwie Kim- ale głupotą, która pokazuje, że nawet baniak forsy rozumu ci nie sprezentuje. Z tym trzeba się urodzić, jednak twój klan zawsze będzie celował w próżnię, a zaszczyty zdobędzie przez złodziejstwo i robienie burdelu z porządnego miasta.
-Jak zwykle mocna w gębie- syknęła Emma, zbliżając się do wnuczki Wayne’a- ale Luthorowie zawsze wygrywają. Możesz triumfować i zgrywać twardzielkę, ale i tak polegniesz w starciu ze mną.
– Doprawdy?- spytała kpiąco Kim, krzyżując ramiona na piersi- to dlaczego od ponad dziesięciu lat kulisz ogon i wystawiasz się tatuśkiem? No tak, ma kasę i załatwi ci goryli, którzy nawet manicure ci zrobią, byleby tylko mieć więcej w kieszeniach ! Twój ojciec myśli tylko kasą i robieniem ludzi w banię !
– Nie mieszaj w to mojego ojca, Wayne- Emma zbliżyła się powoli do Kim, mrużąc oczy. Ruszała prowokująco biodrami i miała zadarte wysoko czoło, gdy patrzyła na swojego wroga.
– Masz rację, mamy kasę i mamy dzięki temu władzę- Luthor spojrzała z triumfem na Kim- i możemy zdobyć wszystko, jak również posłać na dno tych, którzy lubią wszystko komplikować i zgrywać zasranych herosów, którzy są w pierwszej kolejce do obstrzału !
– Posiadanie kasy i tytułów nie znaczy, że masz władzę- powiedziała młoda Wayne, patrząc prosto w oczy swemu wrogowi- możesz pomagać i chronić ludzi bezinteresownie, żyjąc pod mostem albo symulować oddanie miastu i nie robiąc nic, tylko śpiąc na pieniądzach podatników i płacąc nimi rundki do burdeli !
Gdy Kim to powiedziała, twarz Emmy przez chwilę nic nie wyrażała. Potem spojrzała pogodnie na wnuczkę Wayne’a i odwróciła się od niej, idąc w kierunku ławki Lizzie.
– Dziwne jest to- Emma przeciągnęła wypowiedziane przez siebie zdanie, akcentując je na końcu złośliwą pauzą, która spowodowała dziwny niepokój u Kim. Dziewczyna wiedziała, że to celowe zamierzenie- za chwilę Luthor powie coś, co z pewnością podniesie komuś ciśnienie.
– Wayne, twoja matka- Emma uśmiechnęła się zjadliwie, a jej oczy rozbłysły, gdy zauważyła, że Kim napięła mięśnie- no właśnie, jak to jest mieć matkę, która rodzi swoje dziecko, nie będąc w związku małżeńskim ? Albo taką- tu odwróciła się i wbiła spojrzenie w Liz- która by się dowartościować, puszcza się jak dziwka z najpotężniejszą szychą w tym mieście ! Nawet w dupie ma własną rodzi …
Nie dokończyła, gdyż silny cios w twarz spowodował, że zakręciła się i upadła na plecy. Trzy przypadkowe osoby, które weszły do klasy, stanęły zdumione w progu wejścia, ktoś zawołał „sprowadzić dyrektora”, a jedna dziewczyna zakryła sobie usta dłonią.
Emma powoli się podniosła, patrząc morderczym wzrokiem na Lizzie, która była sprawczynią tego, że córka Luthora znalazła się na podłodze.
– Ty kretynko- Emma odjęła od swoich ust dłoń, panując idealnie nad tym, by nie syknąć z bólu. Miała rozbitą wargę, z której sączyła się krew.
– Odwal się od mojej matki, Luthor- warknęła Lizzie, patrząc z obrzydzeniem na dziewczynę- bo jeśli jeszcze raz wypowiesz coś pod jej adresem, nawet chirurg plastyczny ci nie pomoże !
– Wstydzisz się tego, że nie ma honoru jako kobieta i zalicza wszystkich, którzy jej się nawiną?- Emma zdawała się być uradowana tym, że trafiła w czuły punkt przyjaciółki Kim i tylko podgrzewała atmosferę. Liz zamachnęła się ponownie na Luthor, a ta nie zamierzała być workiem treningowym. Po chwili szamotaniny, obie dziewczyny zaczęły się własną walkę, nie szczędząc sobie wyzwisk i wzajemnych oskarżeń.
– Lizzie !- Kim podbiegła do walczących nastolatek i wtargnęła między nie. Uważając, by nie oberwać, jedną ręką odepchnęła Emmę, a drugą Liz, jednak ta druga zignorowała starania swej przyjaciółki i znowu chciała okładać młodą Luthor.
Nagle rozległo się głuche uderzenie i wszystkie trzy dziewczyny odskoczyły od siebie, lekko zaskoczone. Kim obejrzała się i w progu zobaczyła dyrektora, który wskaźnikiem uderzył w biurko. Jeśli zamierzał tym zwrócić uwagę walczących uczennic, niewątpliwie mu się udało. Liz zaklęła w duchu, a dyrektor ruszył w kierunku nastolatek. Był to wysoki jegomość, zawsze ubrany w starannie wyprasowany garnitur, z nieodłącznym dużym brzuchem, który wylewał mu się ze spodni i odznaczał pod wykrochmaloną koszulą.
Kim stała obok Lizzie, przydeptując jej stopę, na co przyjaciółka spojrzała na nią, marszcząc brwi.
– Zostaw to mnie- szepnęła bezgłośnie, a dziewczyna już chciała wyrazić protest, gdy dyrektor zatrzymał przed całą trójką. Grymas twarzy zmieniał mu się w ujęciu, na kogo spojrzał- na Emmę z nadzieją, że to nie ona zaczęła, na Kim i Lizzie z wściekłością, że odrywają go porannej kawy i że w sprawę musi być zamieszana córka Lexa Luthora.
– A więc bójka, tak?- spytał mężczyzna, dysząc ciężko- ile raz mam powtarzać, że za takie coś grozi zawieszenie w prawach ucznia ?! Czy zaostrzone prawo nie uzmysłowiło wam, że macie się nawzajem szanować?
-One mnie napadły, panie dyrektorze- Emma zrobiła minę cierpiętnicy, zawieszając spojrzenie ciężko poszkodowanej na mężczyźnie- one dwie na mnie !
– Jak jeszcze raz obrazi moją matkę, przywalę jej mocniej !- warknęła Lizzie, a Kim zaklęła w duchu. Irytacja jej przyjaciółki tylko pogorszyła sprawę, a dyrektorowi o mało co oczy nie wyskoczyły z orbit. Najwyraźniej nie spodziewał się takich słów bezpośrednio od swojej uczennicy i to w jego obecności.
– Carrington, Wayne, do mojego gabinetu- wycedził i poluzował sobie krawat pod szyją, gdyż od tego wszystkiego zrobiło mu się gorąco- nie wyliżecie się z tego tak łatwo !
Kim zacisnęła zęby, jednak dała znak Lizzie, gdy ta miażdżyła wzrokiem Emmę, która była niezwykle usatysfakcjonowana. Wokół zdążył się zebrać już tłum gapiów, lecz dyrektor warknął, machając dłońmi:
– Rozejść się ! Proszę udać się na lekcje ! Niech to będzie dla was przykład, że przemoc fizyczna zawsze będzie surowo karana !
„Zwłaszcza jeśli opiera się na pustym gadaniu”- pomyślała z sarkazmem Kim, wiedząc jedno- dyrektor White doskonale wiedział, że zawiniła Emma. Jednak mając liczne korzyści od Luthora, będzie wolał uciec się do niesprawiedliwości i ukarać niewinne osoby. Mężczyzna szedł przodem, dysząc przy każdym kroku. Jednak nie ze złości, ale chyba z wysiłku, jaki go kosztował, gdy musiał opuścić swoje potulne zaplecze i wspiąć się po schodach. Gdy znalazł się przed swoim gabinetem, otworzył drzwi i gestem kazał wejść obu dziewczętom.
Lizzie śmiało przeszła przez próg i bez pardonu usiadła na krześle, rzucając swoją torbę w kąt. Kim aż zatkało- jej przyjaciółka nigdy tak się nie zachowywała. Widocznie sytuacja z jej matką zaszła tak daleko, że Liz postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
White nie zwrócił uwagę na bezceremonialność swojej uczennicy, tylko zajął miejsce za biurkiem i zaczekał, aż Kim usiądzie koło swej przyjaciółki.
– Czy dociera do was- zaczął groźnie- w jak nieciekawej znalazłyście się sytuacji?
-Pewnie- prychnęła Lizzie- zwłaszcza że trzyma pan tu winną i świadka całego show, który umiejętnie wykreowała Emma Luthor. Ja jej przywaliłam, a Kim tylko stała i chciała nas rozdzielić. Czy teraz pan zmieni swój scenariusz?
– Twoja lojalność jest piękna, Carrington, ale nie w tych okolicznościach- odparł lodowato dyrektor, splatając palce i wbijając łokcie w blat- obie z Wayne zaatakowałyście uczennicę, która …
– Która, co?- tu weszła mu w słowo Kim, ściągając brwi- panie profesorze, Emma Luthor bezpodstawnie obraziła matkę Lizzie, w dodatku używając obelżywych słów ! Zamierza pan coś z tym zrobić czy siedzieć z założonymi rękami ?!
– Zrobię jeszcze więcej- zaczął jadowicie White, sięgając po słuchawkę do telefonu, który stał na biurku po prawej stronie dyrektora- obie zostajecie zawieszone w prawach ucznia i skontaktuję się bezpośrednio z waszymi rodzicami. W twoim przypadku, Wayne- tu rzucił jej spojrzenie pełne satysfakcji- nie będę ciągle wzywał kamerdynera twojego dziadka, który zwykle załatwiał twoje sprawy. Chcę, by pan Bruce Wayne osobiście się stawił w moim gabinecie, jak przystało na twojego opiekuna. Dosyć taryf ulgowych dla bogatych dzieciaków.
– Właśnie jedną pan załatwił- warknęła Lizzie, podnosząc się gwałtownie- gratuluję podlizywania się panu Luthorowi, na pewno więcej pan zyska niż straci.
Po tych słowach dziewczyna schyliła się i zarzuciwszy torbę na jedno ramię, wyszła szybko z gabinetu White’a.

– Nie spodziewałam się, że twój dziadek tak szybko się tutaj zjawi- powiedziała Lizzie, gdy obie czekały na wyjaśnienie sprawy.
– Jeśli ktoś osobiście go wzywa, nigdy nie zawodzi oczekiwań- mruknęła Kim, opierając się o ścianę i patrząc w sufit. Bruce Wayne od dobrych dziesięciu minut był w gabinecie dyrektora i nie wiadomo, co tam się działo. Na pewno nie było to kłótnii- miliarder takie zawsze podchodził do takich spraw ze znanym sobie opanowaniem i chłodnym nastawieniem. Nikt nigdy nie wyprowadził Bruce Wayne’a z równowagi, no może z rzadka jakiś rzezimieszek, ale to już odnosiło się do jego mrocznego alter ego.
– Mój tata musiał się specjalnie zwolnić z pracy- Lizzie była rozbawiona- po raz pierwszy będzie w tej szkole i do tego bezpośrednio na dywaniku u dyrektora.
– Nie denerwujesz się?- Kim puściła oko do przyjaciółki- przecież White posika się ze strachu, więc myślałam, że choć trochę mu współczujesz !
– Nie tak bardzo jak po spotkaniu z twoim dziadkiem- Lizzie położyła dłoń na ramieniu Kim- bardziej się liczy z takimi wpływowymi osobami w Gotham niż z tak zwyczajnym człowiekiem, jak mój ojciec !
Dziewczyna już miała odpowiedzieć, gdy drzwi się otworzyły i dobiegł z nich głos, który zabrzmiał krótko:
– Do widzenia, panie dyrektorze. Mam nadzieję, że się rozumiemy, ale z mojej perspektywy.
Bruce Wayne wyszedł z gabinetu spokojnym krokiem, zamykając za sobą drzwi i tak naciskając klamkę, że wydała nieprzyjemny zgrzyt. Za chwilę słychać było odgłos tłuczonej porcelany.
– A nie mówiłam !- powiedziała Lizzie, trochę za głośno, bo Wayne zmarszczył brwi.
– Mam nadzieję, że nie będę zmuszony ponownie przerywać ważnego spotkania z powodu twojej niesubordynacji w tej szkole-oznajmił zimno mężczyzna, taksując wzrokiem wnuczkę. Kim już miała odpowiedzieć, gdy wtrąciła się Lizzie:
– Pana wnuczka nie brała w tym żadnego udziału, panie Wayne ! A ja nie pozwolę, by Emma wrzucała mojej matce oraz matce Kim !
– Twoja lojalność, Elisabeth jest czymś niezwykle cennym w przyjaźni- Bruce spojrzał obojętnie na pannę Carrington, która poczuła lekkie rozdrażnienie, gdy odrzekł z chłodnym naciskiem- jednakże to dyskusja pomiędzy mną a Kimberly. Twoje zaangażowanie niczego tu nie zmieni, a raczej da mi do zastanowienia się, czy obie celowo nie zaatakowałyście panny Luthor w celu zwykłych porachunków. Zresztą omówisz to ze swoim ojcem.
Kim zmarszczyła brwi, lecz Lizzie uścisnęła jej dłoń, czego Wayne nie mógł zobaczyć. Panna Wayne cały czas czuła na sobie wzrok dziadka, który wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że czas nagli, zwłaszcza ten, który według niego został zmarnowany na stawienie się tutaj i świecenie za wnuczkę oczami.
– Trzymaj się i niech cię nie puści chęć odegrania się na Emmie w bardziej znaczący sposób- powiedziała wyraźnie Kim, na złość Bruce’owi. Lizzie zakamuflowała śmiech udawanym kaszlem, bijąc się w piersi i odrzekła rozbawiona:
– W razie czego jest plan X, który zaczęłyśmy wcielać parę miesięcy temu. Mam nadzieję, że wszystko zapięte na ostatni guzik.
-Wystarczy tylko za niego pociągnąć- odpowiedziała półgębkiem Kim, po czym obie dyskretnie wymieniły uśmiechy. Potem wnuczka Wayne’a wstała i pomachawszy Liz po raz ostatni, czekała na reakcję Bruce’a. Milioner skinął głową Lizzie, ale nawet ten uprzejmy gest naznaczony był pewną oziębłością.
Bruce poprawił sobie krawat, idealnie manipulując palcami przy kołnierzyku idealnie wykrochmalonej koszuli. Potem ruszył, idąc krokiem wpływowego biznesmena i dając odczuć murom tej szkoły, jak bardzo brzydzi go spoufalanie się miejscowej dyrekcji z oszustem Luthorem. Kim szła za swoim dziadkiem, zamykając ten krótki pochód. Przy każdym kroku jej długie, czarne włosy powiewały, opadając bezpośrednio na plecach jak skrzydła motyla. A jeszcze istotniej jak córy nocy, gdyby dokładniej odnieść się do faktów, jakie spowijały jej rodzinę.
Gdy Bruce i jego wnuczka wyszli z budynku, miliarder stanął przy swoim samochodzie i na chwilę spuścił głowę. Kim zatrzymała się, patrząc zaskoczona na Wayne’a. Bruce wyglądał, jakby od środka go coś bolało. Miał napięte mięśnie twarzy i zaciśnięte zęby. Kim natychmiast podbiegła do mężczyzny, chwytając go za łokieć.
– Dziadku- głos dziewczyny był pełen niepokoju- co ci jest ?!
Bruce wziął głęboki oddech, kładąc rękę w okolicy swojego mostka. Mężczyzna syknął, jednak zachował całkowitą równowagę i po chwili spojrzał na wnuczkę uspokajająco.
– Nic mi nie jest, Kimberly- odrzekł Bruce, kładąc dziewczynie dłoń na ramieniu. Ona jednak wciąż miała zmarszczone czoło i Wayne wiedział, że teraz będzie za wszelką cen starała się odgadnąć, co było przyczyną jego chwilowej niedyspozycji.
– Nic mi nie dolega- odparł z naciskiem Bruce, odejmując dłoń od ramienia wnuczki- i nie waż się zagłębiać w tym temacie, gdyż nie masz powodu do jakiegokolwiek niepokoju.
– Uważam, że nie powinieneś całkowicie poświęcać swojego zdrowia- powiedziała zdecydowanie Kim, lecz miliarder przerwał jej zimno:
– W każdym razie to nie są twoje sprawy. Przecież w naszym domu każdy z nas żyje na swój kredyt, czyż nie? Zmiana warty nie wyszłaby ci na dobre, chyba że chcesz doznać gorzkiego rozczarowania. Twoje poświęcenie przeszłoby obok mnie niezauważone.
Po tych słowach otworzył drzwi od swojej limuzyny i wsiadł, nie interesując się reakcją wnuczki.
Jestem łajdakiem, powiedział do siebie w myślach, ale robię to tylko dla twojego dobra.
Mężczyzna wiedział, że udając zimną obojętność, sprawi Kim ogromną przykrość, jednak miał nadzieję, że mała porzuci chęć dowiedzenia się, co stoi za niedyspozycją Bruce’a. Jednak widząc jej zaciętą minę we wstecznym lusterku i nagłe zainteresowanie podręcznikiem szkolnym doskonale wiedział, że musi być przygotowany. Osoba z takim charakterem jak jego wnuczka nigdy nie odpuści.
Kim siedziała na tylnym siedzeniu i udawała, że pochłonęła ją książka od biologii. Postawa Bruce’a ją zawiodła i to srodze, ale spodziewała się tego. On nie był zdolny do wyrażania jakichkolwiek uczuć. Kochał jedynie swój kostium Nietoperza i przemierzanie Gotham nocą w celu szerzenia sprawiedliwości. Nic więcej, no może oprócz wydawania bankietów co jakiś czas i pozowania do zdjęć, które masowo wykorzystywane w gazetach ukazywały Bruce Wayne’a jako wielkiego dobroczyńcę i nadal najlepszą partię w mieście. I do tego najbogatszą.
I pomyśleć, że po wieczorze, kiedy zdobył się na taką szczerość i poruszył temat Nicole, był skłonny do chociażby małego poświęcenia. Jednak u niego to wszystko na chwilę, bo nie znosi się angażować !
Całą drogę przejechali w milczeniu. Bruce co jakiś czas zerkał dyskretnie na Kim, jednak ta słuchała muzyki, mając włożone słuchawki w uszach i namiętnie z kimś smsowała. Postanowił odciąć się od wnuczki, która wiecznie miała do niego pretensje i skupił się myślami na swojej wieczornej robocie, gdy nagle zrobił szybki zakręt w prawo, kopnął nogą w okolicach pedałów i rzucił się na siedzenie obok. Usłyszał krzyk Kim i szybko rzucił spojrzenie za siebie. Tam, gdzie przed chwilą była przestrzeń, gdzie mógł swobodnie widzieć dziewczynę, widać było żelazną ścianę. Widać było na niej lekkie zarysowanie od kamienia, który rozbił przednią szybę, jednak samej Kim nie powinno się nic stać. Wayne dźwignął się, czując na swoich plecach odłamki szkła. Jeden zranił mu dłoń, jednak była to powierzchowna rana. Bardziej martwiło go to, czy jego wnuczka nie odniosła żadnych obrażeń. Wayne wyczołgał się z samochodu i stanął na nogach, gdy tylko otworzył automatycznie drzwi. Mógł je nie tylko otwierać za pomocą kluczyków, ale także dzięki najnowszej technologii. Jego spojrzenie padło na tę część pojazdu, gdzie siedziała jego wnuczka. Gdy zobaczył otwarte drzwi, zrobiło mu się gorąco. Dobiegł do nich i zajrzał do środka. Nie było w nim dziewczyny. Co gorsza, w samochodzie była jej komórka, roztrzaskana czymś ostrym i torba. Kim nie ruszyłaby by się bez tego nigdzie !
Wayne szybko się cofnął i zaczął wołać wnuczkę po imieniu. Poczuł lekki niepokój, po czym porzucił samochód i spojrzał przed siebie, w gąszcz drzew, których następstwem był las. Nie zastanawiając się, ruszył przed siebie. Zapominając o możliwości sprawdzenia w aucie miejsca położenia Kim, zdesperowany Bruce przedzierał się przez chaszcze, wciąż krzycząc imię wnuczki.
Ostre końce gałęzi skaleczyły mu policzek, rysując na nim długą, krwawą pręgę i zahaczyły o mankiet garnituru. Bruce z wściekłością szarpnął, rozrywając sobie wystający spod rękawa marynarki biały mankiet koszuli. Mężczyzna krzyknął jeszcze raz imię wnuczki, jednak odpowiedziała mu martwa cisza. Wayne zawrócił i biegiem udał się do swojej limuzyny. Gdy wyszedł z chaszczy, powędrował ku górze i zauważył jakiegoś mężczyznę przy swojej limuzynie. Bruce bezszelestnie znalazł się przy nieznajomym i uderzył go w kark kantem dłoni. Intruz upadł na jeden bok i wtedy Batman zauważył, że upuścił kosz grzybów, które rozsypały się dookoła. Jego ofiara zaś lekko dyszała i zasłoniwszy się rękoma, zawołała:
– Nie rób mi krzywdy !
Bruce cofnął się lekko, oddychając już spokojniej. Spytał za to krótko:
– Co pan robił przy moim aucie?
– Niech mi pan wierzy, nic nie ukradłem !- mężczyzna przyłożył dłoń do serca- wracałem z grzybobrania i wtedy zauważyłem, że na środku drogi, a raczej z boku, stoi samochód, do tego z otwartymi drzwiami i z wybitą przednią szybą ! Pomyślałem, że coś się stało !
Bruce wyciągnął rękę do faceta, a ten spojrzał na niego niepewnie.
– Chcę panu tylko pomóc wstać- odrzekł szybko, lecz lekko zmęczonym tonem Wayne- i przepraszam za tę napaść, ale pana zachowanie wyglądało na podejrzane. Przed niecałym kwadransem zostałem zaatakowany i gdybym nie zjechał szybko na bok, wydarzyłoby się nieszczęście. W zasadzie już się stało.
– Musi to pan zgłosić na policję !- grzybiarz stanął na nogach i otrzepał sobie kamizelkę, w którą był odziany. Spojrzał na Bruce’a i spytał bezpośrednio:
– Czy podróżował pan z kimś ?
Wayne zareagował natychmiast. Utkwił wzrok w mężczyźnie i spytał szorstko:
– Widział pan może w pobliżu młodą dziewczynę?
– Zazwyczaj nie interesuję się tym, co robią młodzi- grzybiarz zrobił zniesmaczoną minę- sam też byłem młody i różne rzeczy człowiek robił …
– Do rzeczy !- przerwał mu Wayne z naciskiem- widziałeś młodą dziewczynę z czarnymi włosami? Sprawa jest poważna!
-Tak- grzybiarz spojrzał podejrzliwie na Bruce’a i wskazał dłonią na wschodnią część lasu- nie pamiętam jaki miała kolor włosów, ale szła jakaś grupka młodzieży. Trzymali jakby siłą młodą nastolatkę …
– Dzięki, przyjacielu- Wayne odwrócił się i szybko wsiadł do auta. Z piskiem opon wykonał zakręt i pomknął jezdnią w kierunku, gdzie prawdopodobnie była jego wnuczka. Bruce jedną ręką prowadził, a drugą uruchomił bazę danych, która szybko zweryfikowała miejsce pobytu Kim. Gdy komputer potwierdził jego przypuszczenia, modlił się w duchu, by nic się jej nie stało. Nie mając przedniej szyby miał lepszą przejrzystość, a tempo wiatru wywołanego szybką jazdą wzbudziło w nim przypływ adrenaliny. Zupełnie jak podczas jego nocnej roboty …
Wayne w końcu zatrzymał się z boku, gdzie otwierała się szlak. Wysiadł, przedtem zabezpieczając się w gadżety, jakie miał pod ręką i pognał ścieżką, wyostrzając zmysły na wszystko. Czuł, że krawat robi się trochę za ciasny przy jego szyi, sam czuł nadmierne gorąco w okolicach szyi. Ogromny dyskomfort „zawdzięczał” trwodze o życie Kim, w końcu ten zamach na życie jego i wnuczki mógł się udać, gdyby nie jego wyczucie i odpowiednia reakcja. Czujność która nie raz uratowała mu już skórę …
Bruce przypomniał sobie moment, kiedy pierwszy raz zobaczył Kim.

17 lat wcześniej …
Nie wierzył, że Nicole nie żyje. Ta pełna siły i odważna dziewczyna miała już nie należeć do tego świata i zostać ofiarą własnego poświęcenia, które, jak się spodziewała, zakończy się sukcesem? Tak jak inne jej misje, na które narażała życie i nigdy się nie skarżyła?
Bruce Wayne wziął głęboki oddech, ale dość niewidoczny, gdyż skutecznie wyćwiczył tę strategię, by nie zdradzać wizualnie napięcia, jeśli go jakieś brało. Gdy pielęgniarka otworzyła drzwi do prosektorium, zaprosiła go gestem. Na rękach miała lateksowe rękawiczki, odpowiedni kitel i maskę na twarzy, która nie obejmowała oczu.
No tak, pomyślał z ironią, ta dziewczyna dopiero co zamknęła oczy, a już traktują ją jakąś truciznę. Kontrola sanitarna w najwyższym stopniu ostrożności …
Pielęgniarka chciała mu podać fartuch i maskę, ale ten odepchnął ją ręką i szybko wszedł do środka. Pierwsze, co go uderzyło to nieprzyjemny mrok. Wprawdzie kochał ciemność, gdyż z nim utożsamiał swoje drugie wcielenie, ale ten odstręczał go. Mrok, który spowijał Nietoperza, wytwarzał pewne poczucie bezpieczeństwa dla wymierzanej sprawiedliwości, gdyż zawsze dawał pozytywny skutek. Ten jednak identyfikował się z ciałem, które leżało wysunięte z chłodni. Bruce zatrzymał się w połowie drogi do stołu, gdzie przykryta białym prześcieradłem leżała jego córka. Czuł, jakby stracił czucie w nogach. Nie mógł zrobić kroku, miał wrażenie, że cały rozpada się na kawałki. W końcu przemógł się i doszedł do stołu. Czując się jak maszyna, delikatnie dotknął miejsca, gdzie Nicole miała twarz. Nawet pod płótnem zdawała się być jeszcze ciepła. W końcu, przełamując ogromny ciężar, jaki mu spoczął na klatce piersiowej , uniósł skrawek prześcieradła i wtedy zobaczył twarz Nicole.
Jej skóra była biała, niczym z kości słoniowej, jednak jej twarz mimo iż martwa, nie przypominała maski. Jej delikatne rysy wyglądały dokładnie tak, jak za jej krótkiego życia. Oprócz delikatnego przyciemnienia, jakim był siniak na jej policzku. Bruce czuł nieznośny skurcz w żołądku, który buzował niczym pola minowa, powodując męczarnie jego właściciela.
Wayne pochylił się nad Nicole i przytknął swoje czoło do jej czoła. Zacisnął kurczowo powieki i potem wyprostował się, spoglądając po raz ostatni na swoją córkę. Nosiła pod sercem własne dziecko, które teraz będzie dorastać bez matki, osierocone … Właśnie. W tym momencie Bruce zmarszczył brwi. Wiedział jedno- nie odda swojej wnuczki Dianie. Nie po tym, co spotkało Nicole. To była naturalna strategia Amazonek poświęcać swoje życie w imię najwyższej sprawiedliwości. Nie ważne, jaka śmierć cię czeka- liczy się to, w jakiej chwale zostaniesz zapamiętana. Im bardziej męczeńska, tym wyższy będzie honor twojego heroizmu.
Jednakże nie ten, który odebrał mi moją nieznaną córkę, pomyślał Bruce. Mężczyzna doskonale wiedział, że Diana celowo ukryła przed nim istnienie Nicole. Jego dawna kochanka wiedziała, że nie dopuściłby do takiego wychowywania ich córki, jaki narzuciła ona sama. I czego efektem była śmierć tej młodej dziewczyny.
Nie odda córeczki Nicole na pastwę Diany. Nie tym razem.

– Ty chyba oszalałeś !- głos Diany był pełen irytacji, gdy patrzyła na swojego byłego partnera, którego wyraz twarzy był zdecydowany. Oboje byli ubrani „po cywilnemu”- czyli nie stanęli twarzą w twarz jako super bohaterowie.
– Mała zostaje ze mną, tak jak słyszałaś- odrzekł zimno Bruce, skupiając swój wzrok na niezadowolonej kobiecie. Znajdowali się w bibliotece Bruce’a, gdzie znalazło się trochę miejsca na wstawienie pary foteli, minibarku i gramofonu. Ten ostatni miał stworzyć odpowiedni nastrój, gdy właściciel w nim przebywał, co należało do rzadkości.
– Przecież ty nie masz pojęcia o wychowywaniu dzieci !- powiedziała ze złością Diana- zostawisz tę dziewczynkę pod opieką obcych ludzi, bo sam będziesz przecież ciągle zajęty ! Praca zawsze była dla ciebie ważniejsza niż założenie rodziny ! Szybko zapomnisz o tym dziecku i zauważysz je dopiero wtedy, gdy nie będzie od ciebie już zależna.
– Uważasz- zaczął powoli Bruce, mrużąc oczy- że przez bycie Batmanem nie będę mógł wytworzyć z tym dzieckiem żadnej więzi? Że jestem zasranym egoistą, który zagłębia się tylko w moralne treści swoich czynów i myśli tylko o nowych wyzwaniach? Że jestem na tyle zdesperowany obawą o samo wypalenie , że po cichu planuję stworzenie własnego klona, który mógłby mnie zastąpić. To nie jest mój styl myślenia, Diano. Życia mojego dziecka nigdy by nie przewartościowała moja ambicja.
– Wiem, że cenisz wartości rodzinne- Diana spojrzała z góry na swojego dawnego kochanka- ale moja rasa za bardzo ceni swoje przeznaczenie i to chyba dobrze, bo mężczyźni łatwo by zburzyli nasz spokój. W każdym razie ty na pewno, Bruce i dlatego ukryłam istnienie naszej córki. Nie pozwoliłbyś ukształtować mi w niej Amazonki.
– I przypieczętowałaś jej los- powiedział Wayne zimno- jednak jej córka nie wychowa się pod twoją kuratelą. Zostanie ze mną, tu, na Ziemi.
– I stanie się obojętna na talenty, jakie w niej drzemią- skwitowała krótko Wonder Girl- będzie niezwyczajną wśród zwyczajnych, niepomna swojego przeznaczenia. Ale ty jej to kiedyś wytłumaczysz.
– Można być najlepszym super bohaterem, ale ciebie chyba to przerosło – Bruce odstawił kieliszek z hukiem na stolik, a Diana zacisnęła mocno zęby- ciągle narażałaś naszą córkę i zamiast to przerwać, podsycałaś w niej rzekomą odpowiedzialność za świat. I możesz być zadowolona. Nicole zginęła i świat Amazonek może postawić pomnik kolejnej heroicznej wojowniczce.
-Ty nic nie rozumiesz-syknęła Wonder Girl- nie chciałam, by Nicole się tego podjęła. Jednak dla tego mężczyzny była gotowa wszystko poświęcić. Nawet własne bezpieczeństwo.
Twarz Bruce’a Wayne’a przez chwilę nie wyrażała nic. Jego rysy były chwilowo rozluźnione, wolne od nieprzeniknionej maski Mściciela. Potem jednak mięśnie jego twarzy napięły się, gdy mężczyzna spytał ostro:
– Nicole narażała siebie i swoje dziecko dla jakiegoś faceta? To był Ziemianin czy jakiś heros?
– Zwykły Ziemianin jak ty- powiedziała ironicznie Diana, lecz po chwili sprostowała:
– No, ty nie jesteś taki zwyczajny. Nie każdy człowiek w kostiumie spuszcza manto przestępcom i uchodzi obok Supermana za największego herosa na tej planecie.
– Daruj sobie- syknął Wayne, po czym stanął za masywnym fotelem obitego czarną skórą i zacisnął dłonie na jego górnym oparciu. Jego palce tak mocno wbijały się w materiał, aż zbielały mu knykcie. Jego twarz przekształciła się w maskę Mściciela- brwi zbiegły się ze sobą, tworząc jedną, groźną linię, a oczy zwęziły się, były przerażające i nieprzeniknione.
– Co to za facet?- Bruce uniósł głowę- i co on ma wspólnego z Gotham?
Diana zawahała się, lecz Batman wycedził:
– Ta część wiedzy jest akurat prostotą w mojej robocie. Dowiem się albo teraz od ciebie albo za chwilę, gdy udam się do swojej bazy danych. Mam dostęp do wszystkich spraw w Gotham. Nawet tych najbardziej niepozornych.
– On pomógł Nicole w poprzednim zadaniu- odparła Diana beznamiętnie- nazywa się Blake i dłuży w policji, więc jest na usługach Barbary Gordon.
-To on jest ojcem Kimberly?- spytał Batman, a Królowa Amazonek podeszła do niego bliżej.
– Nie postępuj pochopnie- powiedziała powoli, patrząc prosto w oczy Wayne’owi- on wie o Nicole jako córce Bruce’a Wayn’e, lecz nie jako córce Batmana. Gdy wykonywała swoje zadanie, znana była stróżom prawa jako zaufana agentka Barbary Gordon. Czyli jako zwykła obywatelka Gotham do zadań wysokiego ryzyka.
– Zbyt wysokiego, bym mógł siedzieć bezczynnie- wycedził milioner- w każdym razie Blake’a znam osobiście pod moim alter ego. Nie zna jednak mojej prawdziwej tożsamości.
– Nie myśl jak ojciec szukający pomsty za śmierć córki- Diana spojrzała wyrozumiale na Wayne’a, dotykając jego policzka- znam cię, Bruce. Jesteś niezwykłym człowiekiem honoru, ale proszę cię o wstrzymanie się. Nicole działała nieoficjalnie pod szyldem Barbary i- tu cofnęła swoją dłoń- gdyby jej śmierć została nagłośniona, naraziłbyś Gordon na poważne kłopoty. Nicole nie miała żadnych uprawnień do funkcji w jakiej się znalazła i wszystko, co tak pilnie skrywamy od lat, wyszłoby na światło dzienne dzięki FBI i nikt nie byłby już bezpieczny.
Mężczyzna ujął Wonder Girl za jej dłoń- poczuła wyraźnie jego chropowatą skórę, która w tej chwili wydawała się być tak szorstka jak on. Bruce odjął od siebie rękę dawnej kochanki, patrząc na nią chłodno, wręcz obco.
– Nie moją dewizą jest ryzykować- odparł lodowato- zwłaszcza tak nieodpowiedzialnie. Nasza córka nie żyje, a wnuczka nie ma matki. Moja ingerencja ma dwie strony- znaleźć mordercę Nicole i zapewnić godne życie jej dziecku. A i jest jeszcze jedna, jasna dla nas obojga- nie będziesz się ubiegać o żadne prawo do Kimberly. Czy to w tym momencie czy kiedykolwiek.
Diana wytrzeszczyła oczy. Ostatnie dwa zdania wprawiły ją w totalne zaskoczenie.
– Chyba oszalałeś- Wonder Gil poczuła przypływ adrenaliny- i tak powinieneś cieszyć się, że mała zostaje z tobą. Za bardzo chcesz udowodnić samemu sobie, że jesteś w stanie stworzyć temu dziecku dom pomimo bycia Batmanem.
– Nie kierują mną egoistyczne pobudki- odparł powoli i szorstko Bruce, mierząc Dianę wzrokiem- nie pozwolę ci skazać tego dziecka na taki los, jaki przypadł jego matce. Ta mała będzie miał szansę na normalne życie.
– Czyli skażesz ją całkowicie na ziemskie przeznaczenie?- spytała Wonder Girl, a w jej głosie zabrzmiała ironia- nie powiesz jej kim jest?
– Czasem warto nie wiedzieć wszystkiego- Bruce podszedł do jednej z półek z książkami, która stała niedaleko pary foteli, które oddzielały dawnych kochanków. Wayne pochylił się lekko i przejechał dłonią po grzbietach starych ksiąg. Długo nie usuwany kurz wzbił się w powietrze, gdy mężczyzna wyjął jedną z nich, jak się zdawać by mogło zupełnie przypadkową. Diana obserwowała milionera w milczeniu, podczas gdy ten z czułością pogładził grzbiet pozycji i otworzył ją na przypadkowej stronie. Wonder Girl zmarszczyła brwi, gdy Bruce wyjął schowane w książce zdjęcie i ująwszy je w dwa palce, odrzekł:
– Przynależność społeczna moich rodziców dała im dwa przeznaczenia: byli niezwykle bogaci i hojnie wspierali potrzebujących, za co ich szanowano i ceniono. Jednak świadomość ogromnej fortuny nie uczyniła z moich rodziców zadufanych snobów: ukształtowała z nich wrażliwych i hojnych ludzi. Druga strona życia zemściła się na nich okrutnie-napastnik, który nas wtedy zaatakował, zabił ich, pomimo iż rodzice oddali wszelkie bogactwo, jakie przy sobie wtedy mieli. Najwyraźniej uznał, że ludzie posiadający fortunę nie zasługują na szczęście, a co dopiero na życie … Skurwiel !
Diana odskoczyła do tyłu, bo książka, którą Wayne trzymał, z hukiem odbiła się od ściany i po chwili wylądowała na podłodze grzbietem do góry. Wonder Girl wychyliła się do przodu i podeszła do dawnego kochanka, który stał pochylony i trzymał się za głowę. Zdjęcie jego rodziców niczym piórko wylądowało na dywanie.
– Nie ponosimy odpowiedzialności za to, na co nie mamy wpływu- odparła spokojnie, dotykając ramienia Wayne’a- i nasze pochodzenie nie ma na to wpływu. Można być dobrym, będąc biednym jak i będąc bogatym. A ty pokazałeś, że można dać ludziom więcej niż się chce. Twoja hojność wypływa stąd- tu dotknęła klatki piersiowej mężczyzny. Bruce spojrzał na Dianę, a ta uśmiechnęła się lekko.
– Nicole chciała pomagać ludziom- szepnęła cicho Wonder Girl- mówiłam jej, że to niebezpieczna robota, że niepotrzebnie się naraża. Jednak nawet ja nie byłam w stanie jej przekonać. Jej hart ducha przypominał mi postawę życiową jej ojca- Batmana …
– Czasem ludzie nie powinni brać ze mnie przykładu- odrzekł ponuro Bruce, wycofując się z objęć Diany i patrząc w okno, na powoli nachodzący wieczór.
-Ale to był jej wybór- powiedziała Wonder Girl- i jej droga … Wiedziała, że ryzykuje wszystkim, ale nie chciała zrezygnować … I nikogo nie można za to osądzać. Nawet Nicole.
Bruce zacisnął zęby, a mięśnie twarzy lekko się napięły. Po chwili jednak rozeźlenie odpłynęło z jego oblicza, bo odparł:
– Kimberly ma także prawo do własnego życia. Gdy nadejdzie odpowiedni moment, pozna prawdę na temat swoich korzeni. I nie będę wpływał na wybór, jakiego pod tym względem dokona. Uważam, że oboje podjęliśmy decyzję- jego zdecydowane spojrzenie spoczęło na Dianie, a ta powiedziała:
– Mogę powierzyć ci to dziecko ze spokojem, bo wiem, że jesteś człowiekiem honoru. Będę cierpliwie czekać. Żegnaj, Bruce …
Zielony błysk rozświetlił pomieszczenie i po chwili znów skupił je w mroku.

Kim poczuła, jak biodrem uderza o coś twardego. Dotąd była prowadzona z przodu, a ręce miała skrępowane przez żelazne kleszcze grubego, tępego osiłka. Teraz jednak najwyraźniej gość postanowił sobie ulżyć i brutalnie upuścił dziewczynę. Kim poczuła pulsujący ból w okolicach żeber i poruszyła lekko biodrami, sprawdzając czy sobie czegoś nie uszkodziła. Wszystko było w porządku, tylko musiała nabić sobie porządnego siniaka z boku. Kim w jednej chwili wróciła myślami do rzeczywistości i spojrzała na młodych mężczyzn, którzy zaatakowali ją i Bruce’a. Było ich dwóch, obaj mieli czarne kominiarki na twarzach, które miały utrudnić rozpoznanie. Ten, który ją upuścił, stał teraz jakiś metr dalej, paląc papierosa. Sylwetka była napakowana, zaś klatka piersiowa wyrażała uwielbienie w środkach dopingu. W dodatku był bardzo młody, co zdradzały dłonie, jeszcze młodzieńczo wątłe i nie nauczone trudów życia. Chłopak ubrany był w czarne spodnie i czarny sweter i starał się jak najszybciej pożegnać się z tytoniem. Jego towarzysz, o głowę wyższy i szczuplejszy, stał znacznie dalej i zawzięcie pisał SMS-a. Byli to zwykli amatorzy, którym zachciało się być bandytami.
Ten drugi miał figurę modela i z powodzeniem mógłby reklamować najlepszą wodę po goleniu dla facetów, gdyby w tej chwili nie wszedł na przestępczą ścieżkę.
Chłopak skończył pisać wiadomość, szybko schował telefon do kieszeni i podszedł pewnym krokiem do Kim. Dziewczyna miała skrępowane ręce zwykłą sznurówką, jednak tak starannie owiniętą wokół jej przegubów, że nie mogła wykonać żadnego maleńkiego ruchu. Nastolatka mogła co prawda wstać i ruszyć przed siebie, ale wolała nie kusić losu. Nie znała tych dwóch osobników, nie wiedziała do czego są zdolni, poza tym lepiej poczekać- może sami się zdradzą. Ten, który miał zadatki na modela, stanął nad dziewczyną i nachyliwszy się nad nią, chwycił ją za skrępowane dłonie i pomógł jej się podnieść. Kim jednak zachowywała czujność- to może być zmyłka.
– Cóż, mam nadzieję, że nie będziesz się długo gniewać za to wszystko- zaczął chłopak tak swobodnym tonem, jakby rozmawiali o pogodzie.
Wayne spojrzała na niego ze zmarszczonym czołem, a wtedy ten zbliżył swoją twarz do jej twarzy tak blisko, że widziała dokładnie każdą rzęsę na jego powiece.
-Ale ja nie mogę wybaczyć ci tego, że jesteś taką zarozumiałą suką !- wycedził i pchnął Kim tak mocno do tyłu, że ta odczuła siłę zderzenia własnych pleców o ziemię.
– Co w końcu zrobimy?- drugi z łobuzów w końcu skończył palić papierosa, bo stanął nad Kim i zaczął jej się przyglądać złośliwie.
– Idziemy stąd-warknął jego kumpel, starając się mieć lekko przytłumiony głos- mieliśmy ją tylko nastraszyć … zresztą tylko to było w moim zamyśle !
– Dajesz dyla?- napakowany koleś wyraził szczere ubolewanie- nie jest taka zła …
Na te słowa jego towarzysz podszedł do niego i wymierzył mu policzek. Chłopak zachwiał się, jednak w ostatniej chwili utrzymał równowagę. „Model” chwycił go za poły czarnego swetra, który teraz rozciągnięty, nie prezentował się za ciekawie.
-Ile razy mam ci tłumaczyć, bałwanie !- syknął, potrząsając kumplem i stojąc z nim twarzą w twarz- nie zamierzam się zabawiać z tą obrzydliwą, nadzianą panienką ! Mam lepsze okazy do moich prywatnych potrzeb, poza tym mieliśmy napędzić jej strachu i nic więcej ! NIC WIĘCEJ !- ostatnie dwa słowa wypowiedział wyraźnie i z naciskiem. Potem puścił wspólnika i podszedł do Kim, która patrzyła na niego obojętnie. Chłopak schował rękę do kieszeni spodni i wyjął z niej sznurek, po czym kucnął i rozkazał:
– Wyciągnij nogi, jak siedzisz !
Kim zlekceważyła go. Nadal patrzyła mu prosto w oczy, pewna siebie i swoich możliwości. Chłopak uśmiechnął się cynicznie i warknął:
– Nadal jesteś taka cwana, chociaż twój los zależy teraz ode mnie !
-Mój los zależy tylko i wyłącznie od tego, jaki sama sobie ułożę scenariusz !- odparła spokojnie Kim, podnosząc do góry jedną brew- nawet jeśli w tej chwili mam chęć skopać wam tyłki !
I nim „Model” zdążył zareagować, dziewczyna uderzyła go dłońmi, które spowite w jedność, dały skuteczny efekt. Chłopak runął na ziemię jak długi, zakląwszy głośno. Kim tymczasem poderwała się i zaczęła biec przed siebie. Napakowany wspólnik chciał ją zatrzymać, lecz dziewczyna wykonała obrót i walnęła go stopą w goleń. Chłopak złapał się za obolałe miejsce, które w niepojęty dla niego sposób zaczęło go boleć bardziej niż powinno. Kim puściła się biegiem, sukcesywnie omijając drzewa i chaszcze, jakby mając wgraną intuicję do szybkiego przemieszczania się po terenie z licznymi przeszkodami. Gdzieś w oddali słyszała wyzwiska ze strony chłopaków, jednak ona sama była już dość daleko. Biegnąc ile tchu, zaczęła w oddali widzieć jakieś światła. W końcu, wciąż mając skrępowane dłonie, wydostała się na pobocze jezdni. Czując chwilowe zmęczenie, stanęła w miejscu. Dysząc lekko, rozejrzała się dookoła. I wtedy to dostrzegła- srebrny van, który rzucał światła, nagle zgasił je i próbował ruszyć z miejsca. Kim podbiegła do niego i stanęła przed autem. Van w ostatniej chwili zatrzymał się z piskiem- gdyby tego nie zrobił, staranowałby dziewczynę. Mimo mroku Kim mignęła za kierownicą twarz. Dość szybko, by mogła zrozumieć, kto stał za tym wszystkim. Dziewczyna przez chwilę była zaskoczona, lecz potem niedowierzanie ustąpiło miejsca wściekłości. Kim podeszła do drzwi vana i szarpnęła za klamkę, która jednak nie ustąpiła. Wayne stanęła z powrotem z przodu samochodu i oparła skrępowane dłonie za masce. Stojąc tak, powiedziała stanowczo:
– Otwórz, Emmo, bo inaczej wszyscy się dowiedzą, w co się wpakowałaś !
Córka Luthora wreszcie wysunęła głowę zza poduszki, która chroniła przed nadmiernym słońcem. Kim patrzyła na nią z pełną stanowczością, a córka prezydenta wyglądała na przestraszoną i jednocześnie wściekłą.
– Na pewno nie oberwiesz, choć zasługujesz !- powiedziała dobitnie Kim i podeszła do drzwi. Wtedy Emma z piskiem opon ruszyła, uderzając dziewczynę w dłonie. Kim upadła, tłukąc lewy łokieć. Jednak Luthor była tak spanikowana, że wjechała wprost do rowu, gdzie samochód walnął w jakieś rosnące głęboko drzewo. Rozległ się głuchy łoskot, a Kim podniosła się i czując pieczenie na łokciu, ruszyła w kierunku, gdzie zdarzyła się kraksa. Van Emmy miał wgniecioną maskę, która smętnie uniesiona do góry, parowała od środka, co przekonało młodą Wayne, że musi działać szybko. Kim zbiegła szybko do rowu, czując jak wilgoć trawy muska jej kolana. Dziewczyna posługując się przednimi dłońmi, wciąż skrępowanymi zaczęła zmierzać w kierunku drzwi. Musiała działać szybko, bo unoszący się zapach spalin mógł przewidywać różne czarne scenariusze. Kim w końcu udało się dotrzeć do drzwi, gdzie zaczęła wypatrywać Emmy. Córka Luthora leżała oparta czołem o kierownicę i była nieprzytomna. Kim zacisnęła zęby i szarpnęła za uchwyt drzwi. Były zamknięte od środka. Dziewczyna głośno zaklęła i rzuciła się na ziemię w poszukiwaniu kamienia, którym by mogła wybić szybę. Posuwała się na czworakach, szybko manipulując dłońmi w murawie. W końcu wyczuła coś mokrego i wzięła to w ręce. Był to kamień, którym jednym zamachnięciem rozbiła szybę w drzwiach. Odłamki szkła upadły na trawę i na fotel pasażera, a Kim wsadziła rękę do uwolnionego otworu i odblokowała drzwi. Następnie otworzyła je, aż skrzypnęły od swojego ciężaru i wgramoliła się do środka. Kim delikatnie potrząsnęła ramieniem Emmy, potem sprawdziła jej podstawowe funkcje życiowe. Serce biło, co znaczyło, że przeżyła zderzenie i trzeba ją ewakuować. Kim rzuciła szybko okiem na coś ostrego. Potem zobaczyła, że przy Emmie jest jej torebka. Chwyciła ją i odwróciwszy do góry dnem, wysypała zawartość. Na posadzkę vana spadło kilka drobiazgów, przeważnie kosmetyki, karta bankowa i nożyczki do skórek. Kim chwyciła je i manipulując dłońmi, udało jej się przeciąć więzy. Potem chwyciła Emmę pod pachy i wyciągnęła ją z samochodu. Kim zauważyła, że osoba, do której pała taką antypatią, miała skaleczenie na policzku ale poza tym fizycznie nic jej nie dolegało.
Gdy były już spory kawałek od vana, nagle potężny wybuch odrzucił dziewczęta. Kim upadła z Emmą na beton, czując zapach spalenizny. Jak na zawołanie Emma zaczęła odzyskiwać przytomność. Jęknęła, a potem zaczęła wracać jej świadomość. Źródłem wybuchu vana była benzyna, której ulatnianie się spowodowało eksplozję. Kim czuła się zmęczona, a wtedy Emma syknęła:
– Spaliłaś mój wóz, ty wszo !
W tym samym momencie młoda Luthor dostała siarczysty policzek, a Kim odparła z wściekłością:
– Chrzanić twój wóz ! Jego strata jest niewiele warta z tą, jakiej mogła doznać moja rodzina ! Wiem , że nasłałaś tych gnojków, z których jeden to pewnie twój kochaś a drugi przydupas do odwalenia parszywej roboty !
Twarz Emmy przez chwilę zastygła, stała się kamienna. Wciąż trzymała się za policzek, który wymierzyła jej Kim. Po chwili odjęła rękę i powiedziała cynicznie:
– Jak się najadłaś trochę strachu, to i tak nie wywrze to na tobie żadnej zmiany. I tak będziesz zarozumiałą suką !
– Nigdy się nie zmienisz- oświadczyła ponuro Kim, wstając. Czuła ból w prawym biodrze i startym łokciu- jednak na pewno nie będziesz się już mściła na nikim.
– Tylko ja to w sobie zmienić- powiedziała Emma, zadzierając wysoko brodę i patrząc hardo w oczy Wayne- albo nie. W twoim przypadku moim marzeniem jest wysłać cię dostatecznie daleko ode mnie i od Gotham. Najlepiej razem z Carinngton. Obie jesteście siebie warte.
– Ale napaść na mnie i mojego dziadka to nie jest coś, co można zlekceważyć- odparła Kim, a w jej głosie zabrzmiała twarda nuta- to przestępstwo, jednak ty chyba aż za dobrze to rozumiesz, bo od małego bazgrasz się w machlojach swojego tatuśka ! A może zostałaś jego wspólniczką od nieczystej gry?
– Mój ojciec może i kocha pranie brudnych pieniędzy- Emma patrzyła z nienawiścią na Wayne- ale jest zbyt delikatny, by rozszerzyć to na cel wyższy. On gra tak, by ci, których załatwia nie odczuli aż tak bardzo jego pogromu. Dobrym przykładem jest twój ukochany dziadziuś. Nadal ma hardą gębę, bo mu ojciec się z nim pieści ! Uważam, że powinien być bardziej radykalny.
– Myślałaś, że sama lepiej to za niego wykonasz?- Kim podniosła do góry jedną brew, a w jej głosie zabrzmiała ironia- najpierw naucz się organizować napaść i zatrudnij osoby, których jesteś pewna że dobrze wykonają robotę a nie amatorów którzy padają pod uderzeniem kobiety jak muchy. Twój chłopak to prawdziwa oferma bez zacięcia typowego dla faceta.
– Czego nie można powiedzieć o mnie- warknęła Emma i zamachnęła się na Kim. Jednak nim jej dłoń znalazła się blisko głowy dziewczyny, coś ze świstem przecięło powietrze i zablokowało ruchy młodej Luthorównie. Emmę odrzuciło do tyłu i po chwili leżała na asfalcie, ciskając przekleństwa w stronę Kim i próbując poruszyć jakąkolwiek częścią ciała, jednak wszystkie znajdowały się w jednej poziomej linii, ciasno splecione ze sobą bata rangą.
Mgła, jaka osiadła w powietrzu, podsycała mroczną aurę i zwiastowała kolejną akcję, w której Batman nie pozostanie bierny. Kim ściągnęła brwi i usłyszała w oddali zdecydowane kroki. Jednak ich odgłos był lekko zagłuszony- to oznaczało, że Nietoperz nie działa sam. W oddali dostrzegła trzepoczącą pelerynę, która uderzała bezlitośnie o ziemię i wyraźnie zarysowany tors na czarnym kostiumie.
-Kto tu do cholery jest?- głos Emmy zdradzał panikę, a Kim odparła, stojąc nad nią i patrząc na nią z niechęcią, ale i satysfakcją:
-Ten, którego twój ojciec od dawna chce usunąć z Gotham. To protektor tego miasta, Batman.
Kim stała wyprostowana i zobaczyła, że obok Nietoperza pojawiły się dwa szybkie cienie, które z szybkością błyskawicy zmieniły swe położenie. W końcu przed dziewczyną stanęła kobieta o idealnej figurze w kostiumie kota. Selina.
– Coś mi się widzi, że pan prezydent będzie miał ciężki orzech do zgryzienia- powiedziała bezlitośnie, patrząc na walczącą z więzami Emmą- nie codziennie córka najbardziej wpływowej osoby w Gotham trafia za kratki.
– Wal się !- wrzasnęła Emma- prędzej cała wasza hałastra zamaskowanych dziwaków trafi do pierdla niż nastąpi upadek mojego ojca !
Selina podeszła do Luthorówny i kucnąwszy obok niej, powiedziała zjadliwie:
– To raczej ty skomplikowałaś sobie życie, dziewczynko. Za próbę napaści możesz trafić nawet na piętnaście lat, ale biorąc pod uwagę pozycję twojego tatuśka wyjdziesz po siedmiu.
Cat Woman wstała i podeszła do Kim, która patrzyła jak Batman trzyma prowadzi dwóch zamaskowanych młodzieńców, którzy mając skrępowane ręce, ciągle się opierali i tłamszeni siłą przez Mrocznego Rycerza wciąż udawali twardzieli. Jeden próbował za wszelką cenę ugodzić super bohatera kolanem, ale wystarczył jeden ruch Mściciela, by bandyta amator wylądował na betonie, twarzą do niego. Chłopak puścił parę przekleństw, gdyż upadek nie był przyjemny. Był to kumpel „Modela”, który miał lubieżne plany co do Kim.
– Przejmę ich- odpowiedziała Selina i wymieniwszy szybkie spojrzenie z wnuczką Nietoperza, pewnym krokiem podeszła do swego sojusznika i chwyciwszy chłopaka Emmy za kark, syknęła:
– Co ta dziewczyna ma z tym wszystkim wspólnego? Recz jasna ta, która leży na tej ziemi i nie wydaje się być grzeczną panienką ?!
– Nie mów jej nic !- wrzasnęła Luthorówna, a zziajany „Model” zaczął trzęsącym się głosem:
– Ja jestem niewinny ! Robiłem tylko co mi kazano !
Selinie błysnęły oczy i spojrzała na Batmana, jednak ten zmierzał w innym kierunku. Kim stała i patrzyła na wprost idącego ku niej Nietoperza. Dziewczyna poczuła, jak szybciej bije jej serce i ścisnęła dłoń w pięść, by pohamować drżenie na całym ciele.
Batman zatrzymał się przed nią i położył rękę na jej ramieniu. Kim poczuła chłodny i szorstki materiał rękawicy na swoim ramieniu, jednak ten uścisk był inny. Wyrażał ulgę, jak i pewne wzruszenie, czego jednak Nietoperz nie okazał na swojej twarzy. No tak, przecież on nigdy nie okazywał emocji. Taka to już jego cecha nie tylko jako człowieka, ale głównie jako super bohatera. Zahartowany na wszystko.
– Nic ci nie jest- powiedział, a jego głos jak zwykle był zachrypnięty i mroczny.
– Wszystko gra- Kim starała się to powiedzieć swobodnie, gdy nagle syknęła. Dziewczyna uniosła do góry prawą dłoń, którą miała wcześniej skrępowaną sznurówką. Delikatna skóra Kim nosiła ślady obtarć, a od wierzchu pękła i spowodowała krwawienie. Musiało mocno szczypać, bo nastolatka zacisnęła zęby.
Batman przez chwilę obserwował dłoń swojej wnuczki, która trzymana w powietrzu przypomniała o koszmarze, jaki przeżyła Kim. Nagle twarz Wayne’a stała się groźna, wręcz odpychająca. Nietoperz odwrócił się i szybkim krokiem podszedł do chłopaka, którego za kołnierz trzymała Cat Woman. Mściciel chwycił jednym ruchem dzieciaka i cisnął nim o ziemię. Selinę zamurowało- nigdy Wayne nie był taki brutalny. Chłopak, który wylądował na asfalcie, podniósł się na łokciu i obejrzał się z boku, przerażony. Nietoperz jednak podniósł go za sweter przy karku i zdając sobie sprawę z jego strachu, pchnął go ponownie na ziemię.
– Batmanie- zareagowała ostro Selina- ten gnojek okazał się dupkiem, jednak nie powinieneś …
– Czasem smarkaczom trzeba dać odczuć, co czują ich ofiary, gdy ci pastwią się nad nimi- zagrzmiał Nietoperz i spokojnie obserwował, jak chłopak na czworakach zaczyna uciekać- ale nawet to nie odegna złych wspomnień.
Szybkim krokiem znalazł się przy „Modelu” i chwyciwszy go z tyłu za sweter, wycedził zimno:
-Podnieś się !
Dzieciak spełnił tę komendę tak energicznie, że odbił się od boku Batmana i zachwiał się, jednak sterowany przez silną rękę Nietoperza zdołał utrzymać równowagę. Gdy w końcu stanął pewnie na nogach, Mroczny Rycerz obrócił go twarzą ku sobie i syknął:
– Lepiej żebyś zaczął gadać, bo przestanę być wyrozumiały !
Chłopak spojrzał na mocno zwężone szparki w masce Nietoperza i przełknąwszy głośno ślinę, spytał drżącym głosem:
– Czego chcesz?
-Najpierw powiesz mi, kto zlecił wam napaść na Bruce’a Wayne’a i jego wnuczkę- powiedział ostro Batman- chociaż wszystko jest już jasne !
„Model” rzucił ukradkowe spojrzenie na Emmę, ale Nietoperz go ponaglił:
– Mów !
-Emma Luthor- powiedział szybko chłopak- ona chciała się odegrać na Kimberly i chciała ją tylko nastraszyć …
– Dupek, tchórz !- córka Lexa powoli się nakręcała, że wystarczyło jedno spojrzenie Seliny, by umilkła, wyraźnie wściekła.
– Mieliśmy uprowadzić Kim i zostawić ją w lesie- „Model” nagle zrobił się wylewny- no ale ona nam zwiała !
– Chyba raczej wam dokopała- wtrąciła ironicznie Selina- dwóm postawnym facetom dokopała delikatna nastolatka ! Udowodniliście, jakie z was męskie ogary !
„Model” zacisnął zęby i spojrzał spode łba na Kim, lec Batman zmusił, by skierował swój wzrok na niego i odrzekł, cedząc wyraźnie każde słowo:
– Twoja szczerość przemówiła na twoją korzyść, ale z pierdla długo nie wyjdziesz !
– Twoja wizja się nie sprawdzi- odparł młody gagatek, nagle odzyskując pewność siebie- mój stary jest wziętym prawnikiem i ma wpływy. A bez znajomości jesteś nikim i nawet twój sojusz z glinami nie wystarczy, by udupić mi życie ! Na tym tle się różnimy, panie Gacku !
– Być może twój ojciec wywiera pewne naciski na system sprawiedliwości- powiedział Batman spokojnie, rozluźniając uścisk na połach swetra chłopaka i nawet cofając się do tyłu. Z sympatii Emmy Luthor odpłynął strach i wzrosła pewność siebie, a nawet wyraźne wyrachowanie na twarzy, że zdołał osłabić słynnego Batmana. Dzieciak uśmiechnął się cynicznie, a Nietoperz przyglądał mu się obojętnie, wręcz okazał pewną uległość. „Model” nadal uśmiechał się jak idiota a wtedy Mściciel jednym gestem, tak szybkim, że stał się prawie niezauważalny, chwycił go za kołnierz swetra i przyciągnął blisko swojej twarzy. Dopiero teraz do chłopaka dotarło, iż był to efekt zamierzony- Batman specjalnie go podpuścił i zainscenizował swoją bezsilność wobec grubych ryb.
– Uważasz- powiedział zimno Nietoperz, a jego twarz porażała grozą i mrokiem bezwzględności- że tak łatwo wyliżesz się przez szmal tatuśka, który da miliony by synka wyciągnąć z dołka, do jakiego sam się napatoczył ?! Wszystko możliwe, jednak teraz nie mu twojego ojca i sam musisz sobie jakoś poradzić ! A jak wyjść z pojedynku niepoturbowanym, mając tylko praktykę w ulicznych bójkach?
Chłopak przeraził się, zlał go zimny pot. Batman uśmiechnął się z politowaniem i odparłspokojnie:
-Teraz wiesz, jak się czują ofiary, którym udowadnia się fakt, że ich los zależy od ciebie. Jeśli nie umieją się bronić, cierpią a jeśli potrafią dać kopa, próbują walczyć. Tylko że Kimberly Wayne potrafiła sobie jakoś poradzić i nie dała ci czasu na realizację tego, co mogło ją spotkać. Dlatego ja też mogę zrobić z tobą, co chcę.
– Batmanie !- Kim podeszła szybko do swojego dziadka, a jej twarz była zdecydowana- okazał się dupkiem ale nie możesz mu przyłożyć ! Niech pozna, jakie jest prawdziwe prawo Mrocznego Rycerza.
Bruce Wayne nie zmienił wyrazu swojej twarzy pomimo prośby swojej wnuczki. Nadal trzymał mocno w połach młodego kryminalistę, jednak po to by dokończyć to, co zaczął.
– Ta dziewczyna pokazała, że nie ma do was żalu pomimo doznanej krzywdy- odrzekł, cedząc wyraźnie każde słowo i patrząc z odrazą na chłopaka- bierzcie z niej przykład to może kiedyś będą z was jeszcze ludzie. Na razie czeka was więzienna prycza i długa odsiadka. –po tych słowach Nietoperz cofnął swe dłonie od dzieciaka tak szybko, jakby bał się, że się czymś zarazi od niego. Chłopak odetchnął głęboko, a Kim poczuła przyjemne ciepło w środku- mimo iż kontekst sytuacji wymagał takiego sformułowania, to te słowa wypowiedziane przez Bruce’a o poradzeniu sobie jego wnuczki w trudniej sytuacji wiele dla niej znaczyły.
Nagle rozległ się przerażający krzyk. Wszyscy spojrzeli w kierunku, skąd dochodził- Emma dławiąc się łzami i próbując cokolwiek powiedzieć, a jej ciało wyginało się jak w konwulsjach. Batman zareagował natychmiast- już schylał się nad dziewczyną i jednym rzutem oka dokonał szybkich oględzin, które powodowały tę sytuację u Emmy.
– Duszę się !- wychrypiała nastolatka- boli mnie w klatce piersiowej !
– Nie ruszaj się- rzucił krótko Nietoperz i dotknął okolic szyi dziewczyny , starając się działać szybko.
– Rozwiąż mnie, bo to przez to !- krzyk Emmy przeraziłby niejednego twardziela, taki był histeryczny- przez ciebie umrę !
– Chwileczkę- Batman cofnął dłonie i spojrzał na dziewczynę uważnie, wiedząc już wszystko- skoro nie możesz oddychać, to jak jesteś w stanie szukać przyczyn? W tym stanie nie powinnaś mieć w ogóle siły na nic oprócz żałosnego jęczenia, które jest ukartowaną gierką !
Emma zrobiła zaciętą minę, widząc, że jej plan spalił się na panewce. Poruszyła się, jednak wstać nie mogła. Nietoperz przypatrywał jej się chłodno, po czym podniósł się i spytał Seliny:
– Powiadomiłaś Barbarę?
– Wysłałam jej namiary, jest już w drodze- odrzekła Cat Woman, która jednocześnie rozmawiała ze swoim sojusznikiem i pilnowała dwóch młodych przestępców, nie próbujących nawet uciekać. Batman spojrzał na dawną kochankę, a ta odparła z uśmiechem:
– Powiedziałam im, żeby nie próbowali żadnych sztuczek, to ich sytuacja może nie będzie tak beznadziejnie wyglądać. A że nie są głupi wiedzą, że ilość zarzutów zależy od ilości, która- im większa, działa nieprzychylnie na ich stronę. Poza tym znamy ich tożsamość i mamy przeciwko nim mocne dowody.
Nagle z daleka usłyszeli jadące radiowozy. Sygnał, który wydawały, nie działał korzystnie na bębenki w okolicach słuchu. Kim zatkała sobie uszy, a Selina odeszła od dwóch kumpli Emmy i spytała Nietoperza:
– Idziesz?
Batman, który stał z boku, odrzekł krótko:
– Tak, tylko coś poprawię.
I podszedł do Emmy Luthor, chcąc wziąć ją na ręce. Dziewczyna, która zobaczyła, co Nietoperz chce zrobić, wrzasnęła i wymierzyła mu kopniaka swoją stopą. Batman elastycznie się odchylił, po czym odparł twardo:
– Chcę cię tylko przenieść, więc radzę ci opanować swoje zachowanie. Chyba że nogi też mam ci związać, a wtedy nie będzie miło !
– Zaś tobie nie będzie miło siedzieć w pace, do której wsadzi cię mój ojciec !- fuknęła Emma, a jej twarz zrobiła się wstrętna, wręcz odpychająca nagłym grymasem wściekłości- wy, fanatyczni bojownicy o prawa pasożytów, jakim są Gothamczycy, myślicie, że wszystko wam umknie ! Ale to się zmieni, bo wszyscy pseudo bohaterowie niedługo będziecie wyglądać swojego szczęścia zza krat więziennej celi !
Batman spojrzał z politowaniem na dziewczynę, a kącik jego ułożonych w ironię zadrgał, gdy odrzekł bez cienie sympatii:
– Mnie bardziej ciekawi, jak zniesie wieść, że jego własna córka podkopała mu drogę do niezależnej kariery. Ja w sumie nie chciałbym takiego dziecka, które by wszędzie pluło jadem a wobec siebie pozostało bezkrytycznym zwierzchnikiem.
– Kimkolwiek jesteś- wycedziła Emma, patrząc spode łba na Mściciela- to współczuję twoim dzieciom, jeśli je masz. Jeśli kryminalistom udupiasz życie, to gorszy musisz być w swoim domu !
-Żebyś wiedziała- odparł z czułością, uśmiechając się złowieszczo i podnosząc się- życie ze mną to nie przelewki. Najgorzej jest jak dopadnie mnie chandra i wtedy łoża tortur idealnie się sprawdzają.
Emma zrobiła zszokowaną minę, ale na to Batman już nie zwrócił uwagi. Gdy pierwsze jednostki policji dotarły na miejsce i z radiowozów zaczęli wypływać funkcjonariusze, jego i Cat Woman już nie było.
Kim, która, by nie wzbudzić podejrzeń, została na miejscu zdarzenia, siedziała w kuckach i starała się nie zwracać uwagi na przekleństwa, jakie rzucała pod jej adresem Emma Luthor. Gdy para policjantów doszła do wnuczki Wayne’a, córki prezydenta i jej dwóch wynajętych zbirów, byli totalnie zaskoczeni. Nie zdążyli nawet wymienić uwagi, gdy rozległ się ostry głos za ich plecami:
– Czy mam długo czekać, aż zrobicie mi łaskawie przejście ?
Dwaj mężczyźni niemalże podskoczyli na dźwięk twardych nut w komendzie ich szefowej i od razu stanęli po bokach. Do Kim szybko i zdecydowanie podeszła komisarz Barbara Gordon, ubrana nienagannie w długi, ciemny płaszcz i okulary, które nadawały jej groźnego wyrazu. Samo spojrzenie kobiety stwarzało dystans.
Barbara, dostrzegając córkę Luthora, podniosła do góry brwi, jednak po chwili znów miała oblicze twardej gliny. Gdy spostrzegła niedaleko Kim, podeszła do niej i kładąc jej rękę na ramieniu, spytała:
– Panienko Wayne, co tu się stało?
– Emma i jej dwa kumple, jeden to jej chłopak- Kim spojrzała komisarz Gordon prosto w oczy- zaatakowali mnie i mojego dziadka, jak wracaliśmy do domu jego autem. Potem ci dwaj mnie uprowadzili i szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że Batman mnie uratował. Lecz ja nadal nie wiem, jak się czuje mój dziadek.
Barbara odjęła rękę od młodej Wayne i spojrzała groźnie na Emmę Luthor, która przy każdym słowie Kim prychała. Podeszła do córki prezydenta i spytała:
– Czy masz pojęcie, w co się wpakowałaś, dziewczyno?
– Nie muszę się nad tym zastanawiać- odparła pewna siebie Emma, patrząc lekceważąco na Barbarę- nim pani zdąży wrócić do domu, ja wyjdę za aukcją i pani głupi komentarz dla prasy nie przyniesie pani żadnej popularności !
Komisarz Gordon przymknęła oczy i pokręciła z uśmiechem głową. Potem spojrzała na Emmę, a jej wzrok był zimny i bezlitosny:
– Bycie celebrytą w moim zawodzie to czysta próżność i uderzanie w najgorszą tępotę, jaką może oznaczać się człowiek. Może twój ojciec lubi przywdziewać tę maskę, jednak dla mnie to obca wyspa. Mój przystanek to niesienie ludziom pomocy i pilnowanie porządku w Gotham.
Po tych słowach zerknęła jeszcze na dwóch oprychów Luthorówny, podeszła do nich i bezceremonialnie ściągnęła im kominiarki z głów. Gdy rozpoznała w nich synów znanych w tym mieście ojców, uśmiechnęła się ironicznie.
– Jak to czasem nadmiar pieniędzy uderza ludziom do głowy- odparła, a w jej głosie można było wyczuć obrzydzenie-a jak luksusowe zabawki się nudzą, dzieci szukają innych atrakcji do zabawy. Szkoda, bo kasa na waszych adwokatów mogłaby przynieść godziwy byt przynajmniej dwóch sierocińcom w Gotham.
To ostatnie słowa skierowała do dwóch smarkaczy, którzy teraz warczeli na policjantów, karzących im iść w stronę najbliższego radiowozu. Emma zaś fukała na funkcjonariuszkę, która chciała pomóc jej się podnieść.
– Nie zapominaj, kim jest mój ojciec !- rzucała się agresywnie dziewczyna- za najmniejszego siniaka na moim delikatnym ciele dorzucą ci po pięć lat ! Więc łapska przy sobie !- potem spojrzała z nienawiścią na oddalającą się Kim, eskortowaną przez Barbarę Gordon.
Młoda Wayne czuła się niezwykle zmęczona całym tym dniem. Fajnie imitowała troskę o swojego dziadka, podczas gdy cały czas miała go przy swoim boku. Barbara poklepała swoją podopieczną po ramieniu i gestem wskazała jej, by wsiadła do jej samochodu. Kim posłusznie wsiadła, zajmując tym samym miejsce po stronie pasażera. Barbara tymczasem dopilnowała, by wszystko zostało zrobione, jak należy i po godzinie mogła spokojnie porozmawiać z Kim.
Gdy w samochodzie komisarz z hukiem zamknęły się drzwi, młoda Wayne siedziała w fotelu, obserwując światło pojedynczej latarni, gdzieś w oddali, które rzucało słabe światło na tle licznych drzew w lesie.
-Emma Luthor nie będzie miała łatwego procesu, biorąc pod uwagę zarzuty, jakie na niej ciążą- zaczęła ostrożnie Barbara, zerkając na wnuczkę Batmana- poza tym nieumyślnie sugerując, iż łatwo wyjdzie na wolność, nieświadomie bądź świadomie przyznała się do winy. Ale to chyba typowa natura Luthorów, którzy mają za nic zwykłych ludzi.
– Ale dzięki pozycji swojego ojca wyliże się- odparła ponuro Kim, wzruszając ramionami- muszę składać zeznania, czy uciekniemy się do prywatnej znajomości i po prostu pojedziemy do mnie do domu?
Barbara uśmiechnęła się do dziewczyny, ale był to raczej argument odnoszący się do tego, że parę chwil temu Kim przeżyła niezwykle traumatyczne chwile, a zdawało się jej to nie obchodzić.
– Zadziwiającym jest, jak dobrze umiesz znosić trudne sytuacje- pani komisarz przyjrzała się uważnie dziewczynie, poprawiając sobie okulary- wiele osób leczyło by traumę miesiącami, a ty potraktowałaś jak coś zupełnie banalnego.
– Zbyt długo siedzę w świecie, gdzie trzeba być uodpornionym na stres- Kim posłała blady uśmiech Barbarze- ale nie muszę zgłębiać tego wątku, bo dużo na ten temat wiesz sama. Z własnej chociażby perspektywy.
– Ależ oczywiście- komisarz Gordon włączyła silnik auta, które po chwili wiedzione manewrem kierowcy jechało słabo oświetloną drogą. Dawna Batgirl jechała ostrożnie i średnim tempem, które po kilku minutach znużyło Kim. Lubiła szybko jazdę, do której przyczajona była z Bruce’m, Alfredem bądź z Ollie’m. Na wspomnienie dawnego chłopaka dziewczyna poczuła, jak kurczy jej się żołądek. Nie spodziewała się, że wywoła to tak silne uczucie- rzecz jasna negatywne, jednak zawód i tęsknota powróciły za jednym zamachem. Barbara zauważyła, że nastolatka nagle zamilkła i była przygaszona.
-Kim?- spytała ostrożnie komisarz Gordon, a dziewczyna przełknęła ślinę i przymknęła powieki. Potem otworzyła oczy i spytała znienacka:
– Barbaro, jak ci się pracowało z Bruce’m? Jednak nie jako z Batmanem, a z Bruce’m Wayne’m?
Gordon przez chwilę była zaskoczona tym pytaniem, lecz spytała bez ogródek:
– A do czego potrzebna ci ta wiedza, dziecko?
– Chociażby dla samej siebie- Kim wzruszyła ramionami, dając kobiecie do zrozumienia, że nie podchodzi jej w jakimś konkretnym celu. A już na pewno nie wobec jakiejś teorii spiskowej. Dziewczyna wtuliła się wygodniej w miękkie oparcie fotela, zupełnie obojętna na to, czy Barbara jej odpowie czy nie.
– Chcę, żebyś wiedziała jedno- twój dziadek to najbardziej prawy i szlachetny człowiek, jakiego znam- komisarz Gordon wbiła wzrok w Kim- może być do wszystkiego zdystansowany i nie okazywać tego, czego byśmy chciały, jednak rodzina i szerzenie sprawiedliwości to dla niego dwie najważniejsze rzeczy w życiu.
– Zauważyłam- odparła ironicznie dziewczyna- a twoje słowa nie różnią się od słów Alfreda. Czy to konieczne, by tak pamiętać Bruce’a, bo tak się oczekuje a nie dlatego, jaki jest naprawdę? Stereotypy …
– Każdy ma swoje zdanie- ucięła ostro komisarz Gordon- nikt ci na siłę nie wmusza, co masz sądzić o człowieku, bo jesteś dorosła i umiesz łatwo sama wyciągnąć wnioski. Jednak nie warto dać się podpuszczać emocjom- tu złagodziła nieco ton swojego głosu, a na czoło wstąpiła pionowa zmarszczka- możemy mieć wieczne pretensje, a może się okazać, że nie zawsze jest tak, jak myślimy.
– Czyli według ciebie Bruce to chodzący ideał, tak?- Kim było lekko poirytowana- nie jest kimś znowu cholernie złym, ale uważam, że powinien …
– Świat super bohaterów jest okrutny- przerwała jej dawna Bat girl- jeśli nie poświęcisz się całkowicie, to lepiej, żebyś zrezygnowała tak szybko, jak to możliwe. Ja też byłam idealistką, tak jak ty, też byłam młoda- tu zerknęła przelotnie na dziewczynę- i też mi się wydawało, że mogę zbawić świat. Jednak to inaczej wygląda w praktyce, a inaczej w dziewczęcej wyobraźni. Zatracasz się, gdy wychodzi, że nie możesz oddać siebie tak, jak myślałaś.
-Dlatego zrezygnowałaś z bycia Batgirl?- spytała Kim, a pani komisarz odrzekła:
– W pewnej chwili poczułam, że stoję. Po wielu znaczących sukcesach, przyszedł moment regresu. Nie posuwałam się do przodu, tylko zawisłam gdzieś pomiędzy- nagle zapragnęłam przerwy, bo bycie partnerką Batmana nadwyrężało mnie rankiem w biurze- byłam niewyspana, czasem źle wychodziły mnie wyliczenia faktur i w końcu zaczęłam się denerwować, że Bruce szybko to odkryje. Zawsze lubił perfekcję, czy to w nocnej robocie czy w „Wayne Enterprises”. Ale to akurat nie miało znaczenia- tu Barbara lekko ściszyła głos, a oczy jej rozbłysły- miałam dwadzieścia sześć lat, pragnęłam pewnej stabilizacji. Domu, męża i rodziny. I w tym momencie wiedziałam, że będę musiała podjąć decyzję, która zaważy na wszystkim- albo odejdę, albo będę dalej poświęcać się idealistycznej wizji, której nawet oficjalnie nie byłam częścią. Zawsze chwała spływała na barki Bruce’a. Ale nie o to w tym wszystkim chodziło.
– Chciałaś mieć własną wizję swojego życia- Kim popatrzyła uważnie na kobietę- to normalne. Jednak bardzo zżyłaś się z postacią Bat Girl i tym samym powstał niełatwy orzech do zgryzienia.
– Taki trudny to nie- Barbara uśmiechnęła się blado, podczas gdy jej auto znalazło się przed główną bramą prowadzącą do potężnej twierdzy Wayne’ów. Barbara zamrugała światłami i wtedy stare, żeliwne wrota ruszyły opornie, z głuchym zgrzytem cofając się do tyłu. Otwierały się coraz szerzej i gdy już komisarz mogła wjechać na teren prywatny Batmana, stanęły, w oczekiwaniu aż samochód wjedzie w aleję prowadzącą do głównych schodów twierdzy. Gdy Barbara ruszyła znaną sobie od lat drogą, brama z głuchym trzaśnięciem zamknęła się. Na mocne uderzenie starego, zardzewiałego żelastwa Kim zacisnęła zęby. Nienawidziła dźwięku, jaki wydawała ta brama. Wiedziała, że twierdza jej dziadka nie jest budynkiem w stylu Białego Domu i gdzie jasne prześwity to obowiązek. Tu wszystko było szare, ponure, tajemnicze i wręcz odstręczające. Ogród co prawda nie był najgorszy, ale brak tu było żywej, kolorowej roślinności, tylko sama trawa i żywopłot, przycinany przez Alfreda tak często, jak tylko pozwalały mu siły.
Kim obserwowała przez okno znajomą sobie okolicę, która od dziecka była jej domem. W końcu spuściła wzrok i zaczęła patrzeć przed siebie. Barbara zatrzymała samochód jakiś metr od okazałych schodów, wiodących do głównych wrót twierdzy Bruce’a Wayne’a. Kim dostrzegła, że na powitanie wyszedł im Alfred, który stał na samym najniższym stopniu, trzymając w dłoni lampę. Blade światło rzucało cień na maskę samochodu komisarz Gordon. Barbara wyłączyła silnik i światła jej auta zgasły, dając możliwość oświetlenia tylko lampie lokaja. Kim odpięła pas i już chciała wyjść, gdy Gordon położyła jej dłoń na ramieniu.
– Miałabym do ciebie prośbę- powiedziała cicho kobieta, patrząc dziewczynie prosto w oczy- nasza rozmowa … Wolałabym, aby Bruce o niej nie wiedział. Nikomu dotąd nie opowiadałam o moich rozterkach związanych z byciem Bat Girl i chciałabym, aby to zostało między nami dwiema. Tobie powiedziałam, bo jesteś w tym wszystkim dzieckiem wyjątkowym.
– Jasne- rzuciła Kim i odwzajemniła komisarz szczere spojrzenie- możesz mi zaufać. O naszej rozmowie wiemy tylko my dwie. Nic, co zostało powiedziane w tym samochodzie nie zostanie przekazane dalej.
Barbara skinęła głową, po czym odpięła swój pas. Tymczasem wnuczka Batmana wyszła z samochodu i już po chwili był przy niej Alfred. Staruszek dotknął jej dłoni, ujmując ją swoimi kościstymi palcami. Dziewczyna poczuła jak chłodna ręka lokaja zamyka jej własną, by po chwili uściskiem podkreślić wyraz ulgi, która pokonała napięcie w chwili zobaczenia nastolatki.
– Jak to dobrze, że panienka jest- odparł Alfred z uczuciem, jakiego Kimberly nigdy nie słyszała. To znaczy, zawsze był troskliwy i czuły, ale tu nuta jego oddania była aż za przesadna. I wtedy nagle zrozumiała.
– Alfredzie- Kim spojrzała staruszkowi prosto w oczy- czy ty myślałeś, że … mogę nie wrócić żywa?
– Panicz Bruce domyślił się pokrótce, kto może za tym stać- głos lokaja stał się pochmurny, wręcz zawierał sylaby obrzydzenia- Lex Luthor kieruje ma układy z mafią narkotykową, a twój dziadek pracuje nad ich całkowitym rozbrojeniem. Ale ludzie Luthora to mocny przeciwnik, który ciągle próbuje różnych podejść, by pokrzyżować plany Batmanowi. Ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych.
Kim błysnęły oczy. Poczuła, jak wzbiera w niej fala układu „teraz albo nigdy”.
– Cóż się stało?- dziewczyna udała zaskoczenie- zakończyło się fiaskiem? Przecież Batman zawsze wygrywa !
Alfred zacisnął zęby- zapomniał się, że ma trzymać język za zębami. Wskutek silnych emocji związanych z porwaniem panienki powiedział o jedno słowo za dużo.
– Wiem, że Bruce musiał słono to odczuć w kościach- Kim założyła ręce na piersiach, dając do zrozumienia, że nie odpuści- czy to dlatego ma bóle w klatce piersiowej? Bo został poturbowany?!
– Twój dziadek zawsze odnosił takie niekorzystne bodźce- z pomocą Alfredowi pospieszyła Barbara, patrząc surowo na wnuczkę swojego przyjaciela- żadne siniaki czy rany nie są mu obce. Poza tym to sprawa jego alter ego i wie, że bez tego nie wygra ze złoczyńcami. To następstwo każdej jego misji dostać solidnego kopa w tyłek.
– Jakkolwiek ciągle ma przede mną tajemnice- powiedziała wściekle Kim- nie jestem już małą dziewczynką i chciałabym, by zacząć się ze mną liczyć !
– Panicz Bruce nie tylko przed tobą ma tajemnice- odrzekł posępnie Alfred, podnosząc do góry podbródek- sam w sobie skrywa wiele rzeczy, do których nie chce się przyznać ze względu na twarde reguły, którym podporządkował swoje życie. Wydaje ci się, że nosi od lat tę samą maskę, zimnego egoisty, ale tak naprawdę jest człowiekiem pełnym ogromnych uczuć, cholernie wrażliwym. On ma dar, jednak realizuje go w sposób ściśle określony.
Zapadła chwila milczenia. Kim spojrzała do góry, gdzie ciemne chmury przesuwały się po niebie, a księżyc, intensywnie pulsujący białym światłem, rzucał poświatę na dziedziniec Wayne’a. Nagle dziewczyna doznała dziwnego uczucia, jakby wniknęła w nią bliżej nie określona chemia, bo poczuła gęsią skórkę na ramionach. Od środka wypełniło ją cudowne ciepło, że zrobiła lekki wdech. Barbara spojrzała na nią zaskoczona a wtedy księżyc przestał wydzielać swą intensywność.
-Kimberly?- pani komisarz dotknęła ramienia nastolatki a ta wtedy automatycznie wróciła na ziemię. Dziewczyna zamrugała oczami dwukrotnie, jakby nie dowierzając że żyje.
Alfred zmarszczył czoło, zaniepokojony, lecz Kim widząc zaniepokojenie swoich przyjaciół, odparła szybko:
– Nic się nie stało. Tylko przez chwilę było mi duszno, ale już jest ok.
Barbara skinęła głową, a wtedy panna Wayne wtrąciła:
– Może pójdziemy do domu? Myślę, że mógłbyś mnie opatrzyć Alfredzie.
Na dowód uniosła dłoń, która była całą pokryta skrzepniętą krwią.
– Oczywiście- odparł Alfred pospiesznie, jednak widać było, że coś chodzi mu po głowie. Oczywiście umiejętnie to zatuszował, udając obojętność i zaangażowanie w sprawy, które teraz na niego czekały. Uniósł wyżej lampę, rzucając światło na masywne schody i stojąc wyprostowany, ukłonił się Kim.
Dziewczyna szybko ruszyła przed siebie, a za nią Barbara Gordon. Gdy obie zniknęły w środku, Alfred spojrzał na księżyc, który dziś wyjątkowo zdradzał swoje możliwości. Swym światłem mógłby dobrze robić za nocną latarnię, gdyby przyswoił sobie tę rolę. Starzec przeciągnął spojrzeniem po tym zjawisku, a bruzdy na jego czole pogłębiły się, po czym udał się za Kim i Barbarą.
Gdy lokaj zamknął za sobą masywne drzwi, Kim czekała, aż zegar z kukułką odskoczy na bok. Gdy tak się stało, dziewczyna śmiało wkroczyła do pieczary Batmana. Barbara była zaskoczona jej pośpiechem- strefa Nietoperza była ostatnim miejscem, do którego Kim tak chętnie by się zapuszczała. Zwykle zjawiała się tam wtedy, gdy Wayne wzywał ją do siebie lub gdy poturbowana fatalnym zbiegiem okoliczności musiała mieć opatrzone rany.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Kalendarium

Sonda

Twoja reakcja na zwiastun "Joker: Folie À Deux"

Zobacz wyniki

Sonda

Najlepsza okładka (Dark Age):