Forum

Już wkrótce
  • "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Tom 1" - 10 kwi 2024,
  • "JLA - Liga Sprawiedliwości: Saga o błyskawicy" (WKDCBiZ) - 24 kwi 2024,
  • "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Tom 2" - 15 maj 2024,
  • "Nightwing. Bitwa o serce Blüdhaven. Tom 2" - 29 maj 2024,

Gdy Barbara stanęła w progu, rzuciła okiem na mrok, jaki spowijał schody. Gdy szło się niżej po stopniach, dopiero pod połowy zaczynało się blade światło.
Kim tymczasem pokonała schody i szukała Wayne’a. Nie było go jednak przy jego ukochanym Bat komputerze ani w kąciku laboratoryjnym. Nie wołała Bruce’a- było to zbędne, gdyż i tak by go w końcu znalazła. Postanowiła zerknąć w miejsce, które odwiedziła ostatnio wtedy, będąc dzieckiem- salę gimnastyczną. Idąc powoli, zaczęła przekraczać kolejną ścieżkę w strefie Nietoperza- była teraz w sercu jego morderczej walki, którą prowadził codziennie, obawiając się o utratę formy- wszak nie był już młody.
Kim weszła powoli do środka przez ogromne drzwi spowite wahadłową poręczą w otwieraniu i rozejrzała się po ogromnej Sali, która przypominała najlepiej wyposażoną siłownię na świecie. Wprost przeciwnie, mogłaby służyć za niejeden poligon wojskowy dla jednostek o specjalnych potrzebach militarnych. Niewiele pamiętała z dzieciństwa, jednak teraz zrobiło to na niej wrażenie.
Wtedy też dostrzegła z daleka mężczyznę, która sztangą wyciskał swoje możliwości. Na czole miał zawiązaną białą opaskę, sam na sobie miał biały podkoszulek i czarne, płócienne spodnie. Jego ruchy były żwawe i widać było ogromne zacięcie- mimo iż lały się z niego siódme poty, poruszał ciężarem coraz szybciej. W końcu odjął sztangę, a sam odetchnął, po czym się wyprostował. Miał bardzo umięśnione bicepsy i szeroki w barkach. Jego figurze atlety za młodu z pewnością nie oparła się żadna kobieta. W końcu ten zapaśnik odwrócił się i ujrzał trzy ważne osoby w swoim życiu- swoją wnuczkę, przyjaciółkę i wiernego lokaja, którego traktował jak ojca.
Bruce sięgnął po butelkę z wodą mineralną, odkręcił ją i upił łyk. Gdy odstawił ją od ust, resztę płynu skierował na swój tors, polewając go obficie i zalewając przy tym podłogę. Mężczyzna wciągnął powietrze i odetchnął z ulgą, gdyż codzienna dbałość o formę każdemu dałaby wycisk. Gdy trójka bliskich mu ludzi zbliżała się do niego, położył dłonie na biodrach, co bardziej przypominało wtajemniczonym, że jest Batmanem. Od lat przywykli do tej postawy, która narzucała pewną autorytarność- miała uświadamiać kryminalistom, że gdy staną twarzą w twarz z Mścicielem, nadejdzie kres ich złodziejskiej fuchy i nie będzie już litości.
– Bruce, przywiozłam Kimberly- powiedziała Barbara, rzucając to służbowym tonem- powołując się na przyjacielskie koneksje, odstąpię od spisania szczegółowego protokołu. Chyba że Kim zmieni zdanie.
– Co się stanie z Emmą?- spytała nieoczekiwanie wnuczka Wayne’a, patrząc z naciskiem na komisarz Gordon. Kobieta zrobiła zaskoczoną minę, lecz po chwili poprawiła sobie okulary i odrzekła:
– Fascynujące. Ta smarkula o mało cię nie zabiła, a ty się jeszcze o nią martwisz ?
– Nie w tym rzecz- w głosie Kim zabrzmiały twarde nuty- i tak przed karą nie ucieknie, ale można by z tego wyciągnąć pewne korzyści.
Wszystkich zamurowało. Pierwszy odezwał się Bruce.
– Co ty znowu kombinujesz?- spytał ostro, marszcząc czoło- może sprecyzujesz, co masz konkretnie na myśli?
– Lex Luthor ma romans z matką mojej przyjaciółki- odrzekła Kim, a w jej głosie zabrzmiało obrzydzenie- zrujnuje jej życie a potem zostawi jak większość swoich kochanek i …
– W takich sprawach, nawet jeśli może coś korzystnego wyniknąć, szukanie pewnych powiązań to niedozwolony czyn, który może więcej zaszkodzić niż dopomóc- powiedział stanowczo Bruce, patrząc rzeczowo na wnuczkę-poza tym to sprawy osobiste pani Carrington i nam nic do tego. Nawet jeśli ktoś ma za to zapłacić najwyższą cenę. Nie czuj się bohaterem nie swojego podwórka !
-I kto to mówi- zadrwiła Kimberly a ton jej głosu pokazał, że nie zamierza opuścić- córeczka Luthora naraziła się bardziej niż mógłby przypuszczać. Może dostać ładny wyrok, chyba że jej ojciec zostawi rodzinę Lizzie w spokoju. Poza tym to ja jestem głównym świadkiem w tej sprawie- tu popatrzyła dobitnie na swojego dziadka- i zawsze mogę tak ubarwić zeznania, że Emma spędzi w więzienie całe lata. Poza tym to chyba uczciwy układ- ty wpłyniesz na Luthora w sprawie matki Liz, a pójdę panu prezydentowi na rękę.
Bruce przez chwilę przypatrywał się wnuczce wnikliwie. Nie spodziewał się po niej tak zręcznej manipulacji, co go pozytywnie zaskoczyło. Nie pokazał tego jednak po sobie, bo spytał chłodno:
– Wiesz, że to nie są dziecinne gierki. Skąd mam wiedzieć, że nie zmienisz zdania?
– Jestem przecież wnuczką Batmana- powiedziała pewnie Kim- a czy Mroczny Rycerz miasta Gotham postępuje niesprawiedliwie?
Wayne zignorował tę aluzję i odrzekł:
– Jeśli wpłynę na Luthora, musisz postąpić tak, jak obiecałaś. To nie zabawa, której można narzucić nowe zasady. Bo jeśli odwołałabyś się od danego słowa, wszyscy będziemy pogrążeni. Rozumiesz?
Na ostatnie słowo położył groźny nacisk. Kim popatrzyła na niego bez cienia lęku i odpowiedziała spokojnie:
– Wszystko będzie takie, jak powiedziałam. Zależy mi, żeby Lizzie odzyskała matkę a także by Emma uniknęła koszmaru zza krat. Zasłużyła na surową karę, bo okazała się istną kretynką, ale nie zniosłabym myśli, że może to mieć na nią fatalny wpływ. Może zrozumie swój błąd i zmieni swoje postępowanie. W końcu dla każdego jest jakaś nadzieja.
Alfred uśmiechnął się dyskretnie, gdyż znał doskonale dobre serce nastolatki. Poczuł dumę z Kimberly, ciesząc się, że jest tak wspaniałą i szlachetną młodą kobietą, dla której nie są ważne własne korzyści.
– Teraz najważniejsze, co na ten temat powie Barbara- powiedział rzeczowo Bruce, przenosząc wzrok na komisarz Gordon.
– Z tym nie będzie problemu- odparła pogodnie kobieta, patrząc zadowolona na Kimberly- takie rozwiązanie zapobiegnie kolejnym nieszczęściom. A prawo nie jest aż tak restrykcyjne, by czasem nie pokierować się większym dobrem, Bruce. Ryzyko ma też swoje dobre strony. Zresztą coś o tym wiesz. Masz moją zgodę i może odnieść się do intencji swojej wnuczki.
Kimberly uśmiechnęła się do Barbary a ta skinęła głową. Bruce zachował rezerwę, choć czuł się usatysfakcjonowany z rozwiązania dziewczyny. Z każdym razem coraz bardziej go zaskakiwała.
– Najważniejsze, że już jest po wszystkim- powiedział znienacka Wayne, a jego głos zdradzał spokój. Podszedł do Kim i dotknął jej dłoni, którą uniósł do góry. Zaskrzepła krew przywarła do jej skóry, a jej pęknięcia wychodziły kolejne strużki, na szczęście już o ograniczonych możliwościach.
– Alfred ci to opatrzy- odrzekł, patrząc na jej ranę.
– Ta sala ma dużo sprzętów- powiedziała, nawiązując do miejsca treningu Mrocznego Rycerza- teraz już wiem, skąd Dick i Tim tyle znali chwytów i mieli wyczucie we wszystkim.
-To podstawa, by móc mieć siłę i werwę na skopanie tyłkom pasożytnictwu w Gotham- odparł Bruce, cofając swoją rękę i tym samym uwalniając dłoń swojej wnuczki. Unikał spojrzenia z Kim, bo zwrócił się do lokaja:
– Alfredzie, opatrz moją wnuczkę. Ja muszę kontynuować to, co zacząłem.
Kamerdyner miał zmarszczone czoło i widać było, że przejmuje się swoim paniczem. Wayne odczytał myśli lokaja, bo odrzekł szybko:
-Kim, masz poddać się wszystkiemu, czego będzie wymagał od ciebie Alfred. Nawet jeśli będzie to wyjątkowo nieprzyjemne, ale znając umiejętności medyczne naszego przyjaciela, wiesz, że jesteś w najlepszych rękach.
Alfred spojrzał na dziewczynę, a ta popatrzyła chwilę w kierunku oddalającego się Bruce’a, którego pochłaniała już kolejna myśl o treningu.
Kim podeszła do kamerdynera, klepiąc go po ramieniu. Spojrzenie w stylu „Nic nie szkodzi, w końcu to Batman” odegnało od Alfreda rozmyślania o całkowitym wyłączeniu się Wayne’a z życia rodzinnego, którą tworzyli- on , jego wnuczka i stary sługa. Układ z pewnością dziwaczny, gdyż nie tak powinien wyglądać podstawowy model, jednak w tym wypadku sprawdzał się nieodzownie. Tyle że Bruce w ogóle nie uczestniczył w tym wszystkim i był tylko niewidzialnym pionkiem zamieszkującym stare mury ponurej twierdzy, by tu odespać swoje, pojechać do firmy, powrócić i przygotować się do wieczornej misji.

Kim siedziała na parapecie okna w swoim pokoju i patrzyła na czubki drzew, które otaczały gęstym kołem dalsze okolice ziemi Wayne’a. Księżyc wznoszący się nad nimi świecił intensywnie, co było niespotykane na co dzień i stanowiło piękne zjawisko. Dziewczyna była ubrana w swoją piżamę, która była fioletowa bluzeczka na ramiączkach i do tego body w oparciu o bieliznę. Zrezygnowała ze szlafroka, bo było jej dziwnie gorąco. Kim rozmyślała nad sytuacją sprzed dwóch godzin, gdy Alfred opatrywał jej rany. Dłoń i liczne zadrapania, które nie tak dawno były na ciele nastolatki, znikły bez śladu. Jedynie jej dłoń posiadała pęknięcia, które nie wiedzieć czemu prawie całkowicie się zrosły w niecałe pół godziny. A przedtem jej dłoń była straszliwie okaleczona i na ludzkie oko wydawać się mogło, że miną ze dwa miesiące nim znikną szpecące blizny.
Kim podniosła swoją rękę i obejrzała ją w skąpym świetle swojej sypialni. W miejscu, gdzie powinny być znikome ślady po bliznach, ni pozostało nic. Nawet żadnej maleńkiej kreseczki, która by przypominała on niedawnych zdarzeniach. Do tego skóra wydawała się błyszcząca, zdrowa i nienaturalnie perfekcyjna. Kim dotknęła swojego biodra, gdzie nie tak dawno nabiła sobie bolesnego sińca. Nie czuła nic. Żadnego ucisku, który spowodowałby syk i zaciśnięcie zębów.
Nawet nie było okropnego brązowego śladu- skóra tu też była lśniąca, niczym wyrób z kości słoniowej.
Taki efekt to coś podejrzanie dziwnego. Kim zmarszczyła brwi- nie raz zdarzyło jej się nabić siniaki czy uzyskać powierzchowne rany wskutek niegroźnych losowych wypadków, jednak musiały minąć długie tygodnie, nim całkowicie zniknęły, zwłaszcza te drugie. A dziś doświadczyła czegoś sprzecznego z naturą ludzką- fizyczne skutki bólu zniknęły, jakby ktoś je wszystkie odjął jedną ręką. Do tego skóra miała niesamowicie blady, wręcz uderzający swą bielą odcień.
„Jeszcze trochę, to uwierzę, że pochodzę od wampirów”- pomyślała z przekąsem Kim i nagle wszystko zrozumiała. Dziewczyna zerknęła w okno i zmrużyła oczy- Księżyc i bijąca od niego jasność nie były przypadkowe. Ale co to u licha miało wspólnego z nią? W dodatku to dziwne uczucie przed wejściem do twierdzy. Czyżby Kim zdobyła jakąś moc? Dziewczyna poczuła nieznośny skurcz w żołądku, nagła wezbrana ciekawość okazała się uczuciem, którego nie potrafiła utrzymać. Potrzebowała informacji- natychmiast !
Kim wstała i podeszła do swojej szafy- zarzuciła na siebie pierwsze lepsze spodnie i bluzkę- po czym wymknęła się cichaczem z pokoju. Znając niebywałą czujność Alfreda, starała się iść najciszej i najszybciej jak tylko umiała. Chciałaby posiadać tylko jedną cechę Batmana- poruszać się bezszelestnie !
Przemierzając korytarz, gdzie znajdowała się sypialnia Bruce’a, nie wiedzieć czemu zdecydowała się przejść obok jego drzwi. Gdy je mijała, usłyszała stłumione odgłosy. Kim przystanęła , marszcząc brwi- zaskoczeniem dla niej była obecność Bruce’a w domu. Czyżby zrobił sobie jednodniowy urlop od ścigania złodziei? Nagle z pokoju doszedł pisk podobny do rysowania szpilką po tablicy szkolnej- dziewczyna odskoczyła, gdyż już wszystko wiedziała. To nie był Bruce, ani nawet nocne uciechy z kobietą- tam musi się dziać coś złego !
Kim wiedziała, że musi działać- dziewczyna kopniakiem otworzyła drzwi, które z głuchym łomotem odbiły się od ściany. Jej oczom ukazał się widok, który bardzo ją wzburzył- w sypialni Wayne’a , w lewym górnym rogu, koło jego kanapy stało dwóch gości, ubranych w gustowne mundury- obaj nie mieli żadnych kominiarek, co mogło sugerować iż przyszli do starego znajomego. Jednak widok skrępowanego Alfreda, wiedziała jedno- ci napakowani faceci czegoś szukali.
– Proszę, proszę- jeden z nich, najgrubszy, uśmiechnął się zjadliwie- panienka Wayne. Czy okaże się równie oporna do współpracy, jaki ten dziadek?
Drugi na potwierdzenie słów kompana poklepał Alfreda po plecach.
-Jego zostawcie w spokoju- wycedziła zimno dziewczyna, zachowując czujność. Kim miała zaciętą minę, na której bezwzględność oprychów nie zrobiła wrażenia.
Ponieważ znała ten świat.
– Zaskakujące- gruby facet zaklaskał dwa razy w dłonie, wydając dwa głuche odgłosy- jesteś niezwykle odważna jak na tak młodą osobę. Włamaliśmy się do twojego domu i zaatakowaliśmy twojego kamerdynera. Nie czujesz przerażenia pod tym względem?
– Strach okazują jedynie ci, którzy wciskają kit o rozsądnym postępowaniu, a sami ciągle, za plecami innych, robią skoki w bok, nie wystrzegając się przy tym brutalności. Czyli wykazują się sztucznym honorem, którego nawet szkoda na takich śmieci. Prawdziwy honor idzie w parze zawsze, gdy robimy coś szczerze i nie na pokaz- odparła ostro dziewczyna- po co tu jesteście?
– Mądrze gadasz- gruby oprych przyjrzał się dokładnie Kimberly- i nie jesteś w ciemię bita, a to dobrze bo zawsze można zmanipulować takie panienki. Szukamy twojego dziadka. Mamy do niego sprawę, lecz ten staruch nie chce nam powiedzieć, gdzie jest.
Drugi z włamywaczy uderzył Alfreda w skroń, a ten upadł, jęcząc głośno.
Krzyk Kim przeszył całe pomieszczenie, gdy kamerdyner stracił przytomność. Dziewczyna ruszyła na grubego przestępcę, który patrzył na nią rozbawiony. Najwyraźniej nie wiedział, z kim ma do czynienia.
Kim chwyciła grubasa za łokieć i cisnęła go na ścianę. Facet z głuchym łoskotem uderzył o mur a wtedy dziewczynę zaatakował od tyłu jego kompan. Kim poczuła jego paskudne łapska na swoich ramion ach, co wykorzystała, bo po chwili napastnik wyleciał w powietrze i wylądował jak długi na znajdującej się na wprost ścianie. Kim zauważyła, że z jego kieszeni wyleciał pistolet, który szybko podniosła z podłogi. Jednak nie zamierzała go użyć- podeszła do okna, uchyliła je i wyrzuciła ten przedmiot zguby tak daleko, jak się dało.
-Ty podła dziwko !- ten głos należał do grubasa, który zdradzał wściekłość. Kim odwróciła się szybko i zobaczyła, że mężczyzna szarżuje wprost na nią.
Jednak nie zdołał rzucić się na dziewczynę, bo przez okno w sypialni Bruce’a wślizgnęła się jakaś giętka postać, która lewym sierpowym zmusiła gościa do zrobienia obrotu, który skoczył się upadkiem na popiersie Thomasa Wayne’a. Po chwili rozległ się trzask pękającego monumentu o wtedy obrończyni Kim wyprostowała. W mroku i masce kota uznano by ją za młodszą wersję Cat Woman- jednak Wayne dobrze wiedziała , kim ona jest. Kim uśmiechnęła się do Heleny, która mrugnęła do nie szybko i podeszła pewnym krokiem do grubasa. Trąciła go obcasem i spytała ostro:
-Mów, kto was nasłał, bo inaczej zjawią się tu moi kumple i spuszczą wam łomot !
Gdy Helena rozprawiała się z przestępcami, Kim podeszła do Alfreda, który odzyskał przytomność, lecz był skrępowany. Dziewczyna ułożyła delikatnie jego głowę na swoich kolanach i obejrzała ją dokładnie, a także ramiona, by wykluczyć jakiekolwiek obrażenia. Gdy okazało się, że nic mu nie jest, dziewczyna odwiązała knebel, który na szczęście nie był mocno przywiązany, a następnie ręce i nogi.
Alfred zakaszlał i powoli podniósł się, rozcierając przeguby, w które wpił się sznur.
-To ludzie Lexa Luthora- powiedział kamerdyner słabym głosem, patrząc jednak groźnie na przestępców- przyszli zmusić, by pan Wayne i Kimberly zmienili wersje zdarzeń i tym samym poszli na rękę Emmie Luthor i innym współoskarżonym.
Kim rzuciła okiem na mężczyzn, którzy, teraz skrępowani i usadzeni pod ścianą w sypialni Wayne’a, ciskali błyskawice z oczu w kierunku Heleny.
– Czy rozsądniej nie byłoby ich puścić?- spytała nieoczekiwanie wnuczka milionera, a Helena spojrzała na nią jak na wariatkę.
– Puścić? Rozwiązać?- panna Kyle wzięła się pod boki- to może jeszcze pomachamy im i damy buziaka w ich pryszczate gęby?
– Ja nie miałbym nic przeciwko temu !- zaskrzeczał jeden z oprychów , odsłaniając swoje śnieżnobiałe zęby. Wydawać się mogło, że tylko ludzie Luthora, choć przestępcy nie na pokaz, wyglądają jak należy. Bo nawet najgorszy gach choć trochę dba o siebie.
Helena odwróciła się od Kim i zamaszystym krokiem podeszła do jednego ze związanych ludzi Lexa Luthora i przykucnąwszy, skupiając zwłaszcza ciężar na obcasach, powiedziała złowieszczo:
-Tobie zaserwowałabym cały ładunek moich erotycznych popędów. Ale ich realizacja nie byłaby już taka przyjemna.
– Zniósłbym wszystko- przestępca mrugnął okiem, a dziewczyna nachyliła się i szepnęła mu do ucha, akcentując wyraźnie każde słowo:
– Nie chciałabym pozbawić cię przyjemności życia. W każdym razie nie da się funkcjonować bez palców u rąk i stóp, a ja w trakcie tej gry nie jestem świadoma własnych czynów.
Potem cofnęła się i przyjrzała się przestępcy, którego opuściła zbytnia pewność siebie. Był lekko zszokowany, a Helena wstała i z uśmiechem satysfakcji podeszła do Kim.
-Jesteś okropna !- powiedziała jej przyjaciółka z udawanym oburzeniem, a panna Kyle, opierając dłonie na swoich zmysłowych biodrach, odparła:
– Mam ci to zademonstrować? Ci dwaj to błahostka, kiedyś miałam do czynienia z dziesiątką takich wapniaków, jednak oni nie mają po tym miłych wspomnień ze mną.
Potem Helena wyjęła ze swojej kieszeni w spodniach coś, co wprawiło Kim w szok. Na wyciągniętej dłoni Heleny leżał odcięty palec.
-To jest coś, co zostało po jednym z takich śmiałków- ostentacyjnie rzuciła go dwojgu ludziom Luthora, którzy jednomyślnie odskoczyli jak oparzeni.
– Wiedziałam, że im się nie spodoba- Helena cmoknęła i pokazała wyraźny zawód- a myślałam, że dostarczą mi nowych wrażeń.
– Dość !- ten stanowczy głos spowodował, że Kim przeszedł po plecach dreszcz zaskoczenia. Z ciemności powoli wynurzyła się postać, na którą skąpe światło zaczęło padać stopniowo. Umięśniona klatka piersiowa ukazała mocne argumenty tego Syna Nocy.
– O widzę, że mój partner w robocie zawsze zjawia się tam, gdzie jest potrzebny !- Helena uśmiechnęła się do Batmana niezwykle usatysfakcjonowana- nawet tam gdzie ludzie nie narzekają na brak kasy.
Mroczny Rycerz nawet zignorował to i podszedł od razu do przestępców. Stanął nad nimi i zmrużył oczy, a jego oblicze stało się groźne.
– Wasz szef jednak nie uciekł się od manipulacji- warknął- chciał pomóc swojej córce, ale tym samym jej zaszkodził. A także wam.
– Co masz na myśli?- jeden z przestępców poczuł, jak oblewa go zimny pot- chyba nie wydasz nas policji po jakimś głupim włamaniu ?! Puść nas, a nasz szef ci to wynagrodzi ! Może nawet cofnie zakaz ścigania ciebie !
Zapadła chwila ciszy, którą Batman specjalnie wykorzystał i przedłużył. Kim rzuciła okiem na swojego dziadka, a ten odparł twardo:
– Kasa Lexa Luthora została skradziona porządnym i uczciwym ludziom. Zbudował sobie wygodne wykopki na cudzym nieszczęściu i używa jej do swoich lewych interesów. A jego ludzie już jutro będą znani wszystkim i to przyspieszy upadek politycznego magnata, który padł ofiarą samego siebie.
Nie będzie żadnej alternatywy.
Jeden z przestępców wyglądał na wstrząśniętego, a jego kolega wydukał szybko:
– Nie … nie możesz tego zrobić ! Ja … mam rodzinę, której jestem jedynym żywicielem ! Gdy mnie nie będzie, moja żona i dzieci popadną w nędzę !
– Trzeba było się nad tym zastanowić, nim wkroczyłeś na złą drogę- odparł bezlitośnie Batman, po czym powoli wstał, patrząc z odrazą na ludzi Luthora.
-I ty się nazywasz super bohaterem?- gruby facet spojrzał z wściekłością na Nietoperza- powinieneś iść ludziom na rękę ! A ty im tylko spieprzasz życie !
– Sami je sobie bardziej skomplikowali- wycedził Nietoperz i cofnął się dwa kroki w tył.
– Może jednak dasz im jakieś ultimatum?- do całej sprawy wtrąciła się Helena, jednak wystarczyło jedno groźne spojrzenie Mściciela, by zamilkła.
– Jeśli wasz szef sprosta pewnej rzeczy, nie będę tak wnikliwa na rozprawie przeciw jego córce- wtrąciła nagle Kim, podchodząc do przestępców. Helena była lekko zaskoczona, ale i ciekawa. Kątem oka zerknęła na Batmana, który wyglądał jakby trafił go piorun.
– A przy okazji i wam się może trochę upiecze- Kim spojrzała ostro na ludzi Luthora- sprawa jest prosta: wasz szef musi przerwa romans z panią Carrington i zostawić jej rodzinę w spokoju. Tylko w taki sposób może liczyć na poprawę losu swojej córki.
Helena rzuciła szybkie spojrzenie na przyjaciółkę, a Batman pozostawał niewzruszony, raczej wykazujący olbrzymią cierpliwość do postępowania swojej wnuczki.
Ludzie Luthora słuchali, mając nietęgie miny. Wiedzieli jedno- co Lex łatwo zdobywa, łatwo też nie odpuści. Zwłaszcza piękne kobiety …
-Alfredzie, czy mógłbyś- zaczęła Kim, lecz w tym momencie Batman cisnął pod odpowiednim kątem nachylenia bata rangą , co wywołało pisk Heleny, jednak niepotrzebnie. Atrybut Nietoperza odbił się od ściany i skierował ku dołowi, elegancko przecinając więzy przestępcom. Gdy ci pozbyli się więzów, Batman podszedł do nich i chwyciwszy ich za kołnierze z tyłu, warknął:
– Teraz pójdziecie ze mną !
– Zaczekaj !- głos Kim spowodował, że wszyscy spojrzeli na nią. Łącznie z przestępcami.
-Wasz szef ma także przeprosić mojego dziadka, Bruce’a Wayne’a- odpowiedziała cierpko dziewczyna, mrużąc oczy- w obojętnie jaki sposób. Ale musi to zrobić. Takie są moje warunki.
Alfred patrzył na Kim, która była stanowcza i przez głowę przeszła mu myśl, że podobnie zachowywał się Bruce, gdy wywierał na kimś jakieś działanie. W dodatku bardzo opanowany, co posiadała niewątpliwie jego wnuczka.
Gdy Batman zniknął z ludźmi Luthora, Helena zdjęła z twarzy maskę kota i poprawiwszy ręką włosy, spytała się panny Wayne:
– Nieźle sobie radzisz, jeśli chodzi o osiąganie celów. Ale beze mnie i Bruce’a nie poszłoby ci tak łatwo z dymi dwoma dupkami.
-Uczę się od lepszych- odparła Kim, uśmiechając się szczerze.
-Może coś paniom przynieść do picia?- zaoferował się Alfred, a Helena odparowała raźno:
– Poproszę kieliszek dobrej brandy, przyjacielu !
Kamerdyner spojrzał na pannę Kyle znad swoich szkieł, które zsunął jednym palcem na czubek nosa. Jego spojrzenie wyrażało jedno- pełen sprzeciw podania dziewczynie napoju wysokoprocentowego. Wiedział doskonale, że mała ilość alkoholu nie przewróciłaby Helenie w głowie, jednak Alfred zawsze był głębokim zwolennikiem prohibicji tego trunku. Ponadto Bruce jeszcze nigdy nie pozwolił Kim uczestniczyć w żadnym bankiecie- czekał do stosownej chwili, aż ta ukończy 18 lat i tym samym nastąpi oficjalne wprowadzenie dziewczyny na salony. Według Kimberly było to idiotyczne bo dzięki strzępom wspomnień z dzieciństwa pamiętała ten jeden jedyny raz, kiedy była na tego typu uroczystości- odnosiło się to do dnia, kiedy miała swój pierwszy zatarg z Emmą Luthor.
– Zapewniam, że nie odczujesz skutków kaca moralnego- Helena puściła oczko do Alfreda, który podniósł do góry jedną brew. Kim uśmiechnęła się lekko, a jej oczy wyrażały całkowite zrozumienie dla dowcipu koleżanki. Alfred zakasłał znacząco, wyrażając swój stanowczy ton, że nie widzi w tym nic zabawnego.
Helena spojrzała na Kim i dla słuszności swej racji, poklepała ją po dłoni, ujmując ją od wewnętrznej strony ręki. Młoda Wayne poczuła, że coś szorstkiego chrobocze ją od środka, a Helena rzuciła jej dyskretne spojrzenie.
-Kim- zaczęła rześko panna Kyle- czy możesz wskazać mi drogę do łazienki? Muszę skorzystać z lustra, doskonale wiesz, że ta potrzeba kobiecej wizualizacji jest niezwykle kobiecie potrzebna !
– Jasne- Kim skinęła głową i rzuciła Alfredowi przepraszające spojrzenie, po czym ruszyła z Heleną do łazienki. Panna Kyle szła przodem, pewnie i szybko, ruszając zmysłowo biodrami. Obcisłe ubranie tylko podkreślało jej atuty, które byłyby pożywką dla niejednego faceta.
Helena znalazła się przed drzwiami łazienki, które otworzyło szybko, po czym chwyciła Kimberly za ramię i rzuciła krótko:
-Otwórz to i przeczytaj, a ja udzielę ci dalszych informacji !
Panna Wayne zmarszczyła brwi, a Helena odparła szorstko:
-No już, czas działa na naszą niekorzyść, a ja nie mam pewności, czy tu nie ma podsłuchu !
-Nie ma- powiedziała z mocą Kim, rozwijając karteczkę- Bruce jest fanatyczny, ale to miejsce to wola swobody dla każdego, więc to jest jedyny obszar w tym domu, gdzie można się czuć naprawdę znośnie.
-Nie przeceniaj starego Nietoperza- syknęła Helena, krzyżując ramiona na piersiach- to przecież Batman, bezbłędny detektyw, którego nikt nie przechytrzy. Nawet będąc jego wnuczką powinnaś mieć trochę dystansu do tej swojej pewności siebie. Może się zdarzyć się kiedyś coś, że znajomość wiedzy zawiedzie, a zyska na przewadze kwintesencja życia.
-Kiedy ci to dał?- Kim złapała Helenę za ramię i mocno zacisnęła na nim palce- mów szybko !
-Dwa dni temu- powiedziała cicho Kyle, unosząc do góry brwi- nie miałam jednak sposobności, by się wybrać do ciebie. Zwyczajna wizyta zdradzałaby, że mam dla ciebie coś konkretnego, a od dnia twojej ucieczki Bruce i „spółka” są wyjątkowo nieufni i nie ufają naszym relacjom. Zwłaszcza ta Gordon.
– Chciał wszystko zakończyć- Kim poczuła pod powiekami łzy-i nagle chce się spotkać?!
-Mów ciszej- warknęła Helena, po czym zbliżyła swoją twarz do ucha przyjaciółki i powiedziała :
– Nie lekceważ możliwości spotkania z nim, bo może się okazać że zmarnowałaś okazję na szczęśliwe życie. Wyjaśnijcie sobie wszystko, a wyciągnięcie trafne wnioski z tego wszystkiego.
Kim spojrzała na Helenę, która oparła się plecami o białe kafelki w łazience i odrzekła:
– Schowaj dumę w kieszeń i walcz o swoje szczęście.
Kim już miała coś powiedzieć, gdy Kyle uniosła do góry dłoń i położyła na ustach palec wskazujący. Kim zacisnęła usta, a Helena niczym kocica doszła do drzwi. Jej bezszelestne ruchy wykazywały ogromne przystosowanie do jej złodziejskiego trybu życia.
Helena przybrała odpowiednią pozę i otworzywszy kopniakiem drzwi, rzuciła się do przodu i po chwili mocowała się z Dickiem. Leżąc na podłodze, obydwoje walczyli skutecznie i do momentu wyczerpania sił przeciwnika. Obydwoje uparci i ambitni w walce.
– Heleno, odpuść sobie !- Kim starała się przemówić do rozsądku koleżance- raz możesz iść na kompromis !
-Żaden facet nie będzie mi mówił, co mam robić !- panna Kyle odepchnęłą od siebie Dicka, jakby był czymś zaraźliwym. Dziewczyna potrząsnęła dłońmi i spojrzała ze złością na Graysona, który wykazał chłodne nastawienie do krewkiej pannicy.
– Ciekawe dobierasz sobie towarzystwo, Kim- Dick spojrzał z ironią na Helenę, która nadal strzelała w jego kierunku błyskawice.
-Uspokójcie się !- Kim przewróciła do góry oczami, patrząc ze złością na swoich przyjaciół- radzicie mi postępować z granicą rozsądku, ale się pytam, gdzie wy oboje macie swój rozum? Zachowujecie się jak dzieci, które nie dostały upragnionej zabawki !
-Nie moja wina, że ta laska ma takie kolosalne mniemanie o sobie i swoim autorytecie- Grayson rzucił niechętnym okiem na pannę Kyle- jednak nikt oprócz matki chyba nie wykazuje choć cienia akceptacji dla jej osoby.
– Zakuję ci tę buźkę !- Helena zacietrzewiła się i już miała ruszyć w kierunku Dicka, gdy odezwał się stanowczy głos:
– Nie radziłbym tak nacierać na mojego zastępowego. Hamuje się tylko dlatego, że jesteś kobietą, ale i ta cierpliwość ma swoje granice.
Kimberly odwróciła się i ujrzała Bruce’a, który kroczył ku całej trójce powoli. Nadal miał na sobie strój Batmana, jednak zdążył zdjął maskę.
– Zrobiłeś już porządek z tymi dupkami od Luthora?- rzucił Dick, a Wayne odparł chłodno:
-Zawsze pokazuję przestępcom, gdzie ich miejsce. Jednak tym razem byłem bardziej skrupulatny.
Kim wymieniła szybkie spojrzenia z Heleną, a Bruce zwrócił się do Garysona:
-Sprawdziłbyś, co u Alfreda.
Chłopak skinął głową swojemu mentorowi, po czym wycofał się. Helena poczuła na sobie baczne spojrzenie Wayne’a, po czym kołysząc zalotnie biodrami, podeszła do Kim i powiedziała:
-Spotkamy się później … Pozdrów ode mnie Liz i dowiedz się, czy straciła dziewictwo, jak zakładała …
Bruce zmrużył oczy, a Helena odwróciła się i stukając obcasami, odeszła.
Kim była lekko zaskoczona sytuacją, że Bruce, tak, ten sam Bruce Wayne, został z nią sam na sam od tak, bez powodu. Przez całe życie marzyła o jego uwadze, ba, nawet o głupim słowie dodającym otuchy, a tu ba, on sam decyduje się poświęcić jej trochę swojego czasu.
– Ciekawe macie tematy z Heleną- zauważył cierpko Nietoperz, robiąc krok do przodu- mam nadzieję, że ty …
-Nic z tych rzeczy- powiedziała stanowczo Kim- a nawet gdyby, to jest to moja sprawa osobista, dziadku. W końcu każdy z nas ma własne życie.
Powiedziała to, co on jest nie tak dawno dał do zrozumienia. Było jej obojętne, czy go to zaboli.
– Wierzę w twoje ogromne przywiązanie do strefy moralnej- odrzekł sucho Wayne- i mam nadzieję, że nie zbłądziłabyś niesiona miłosnym uniesieniem.
-Mówisz to z własnej praktyki i chcesz mnie przestrzec?- spytała Kim, zadzierając głowę. Bruce spojrzał na nią, marszcząc czoło.
– Lubię piękne kobiety i wcale się z tym nie kryję- odrzekł Wayne kwaśno- jednak nie o tym chciałbym z tobą teraz porozmawiać.
Kim nadal patrzyła z dystansem na swojego dziadka, a Bruce zaplótł dłonie z tyłu i odrzekł poważnym tonem:
– Wykazałaś się dziś zręczną sztuką konfrontacji. Twoja strategia była miłą satysfakcją potwierdzającą wybitne geny, jakie w sobie posiadasz.
Kim uciekła wzrokiem- nie chciała mu dać powodu do dumy, pragnęła wyparować, zniknąć i udać się na spotkanie z Ollie’m. Byle jak najdalej od wszystkiego, co się wiąże z Batmanem. Przynajmniej na ten moment.
– Życie dawno temu nauczyło mnie radzić sobie z takim skutkiem, by wszystko szło na moją korzyść- odparła Kim, kładąc swoje dłonie na biodrach- szczególnie, gdy Emma wkraczała często mi w drogę.
Bruce zmarszczył brwi, które utworzyły się w jedną, surową linię.
– Mimo, iż okazałem ci uznanie, nie życzyłbym sobie, abyś następnym razem się wtrącała- powiedział ostro- brudna robota to zbyt duże brzemię odpowiedzialności i nie powinna zaprzątać głowy młodej dziewczyny. Masz trzymać się od takich spraw z daleka, rozumiesz Kimberly?
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Dziewczyna w końcu przeniosła spojrzenie w inną stronę i odparła:
– Możesz być spokojny. Nie zamierzam wchodzić w strefę, która zwie się Batman i jego cholerne oddanie dobru ludzkości. Wystarczy, że ty tkwisz w tej paranoi.
Po tych słowach Kim przeszła obok Bruce’a , a potem puściła się biegiem. Jej głowę zajmował teraz Olivier Kent. Wayne odwrócił się za wnuczką, marszcząc brwi. Stała się niezależna jak Barbara Gordon, w momencie kiedy chciała sama kierować się robotą Batgirl i nie chciała już słuchać rad swojego mentora. I krnąbrna jak Dick i Tim.

17 lat wcześniej, Gotham …
– Desire, jeśli Barbara się dowie, że mamy romans, wpadnie w szał- John Blake pogładził Nicole Wayne po nagim ramieniu, a kobieta poczuła gęsią skórkę. Ten facet działał na nią jak magnes. Dziewczyna spojrzała na Blake’a i dotknęła jego nagiego torsu. Oboje leżeli na tapczanie, pod białą pościelą i wymieniali oznaki miłości.
– Nawet jeśli się dowie, to i tak nie może nic zrobić- odrzekła Nicole i popchnęła mężczyznę na wezgłowie łóżka- najważniejsze jest, że jesteś mój i nikt nie może tego zmienić.
Blake uśmiechnął się, usatysfakcjonowany wyznaniem dziewczyny. Potem przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. Nicole czuła zapach jego skóry, dosłownie pałała żądzą. Wiedziała, że za chwilę znów osiągną najbardziej przyjemny akt erotyczny.
Gdy spełniali się w miłości, John odsunął się na chwilę od Nicole i sięgnął do stojącego obok stolika nocnego. Wyjął z jego szuflady małe pudełeczko i pokazał Nicole świecidełko, które zmieniło całą sytuację. Dziewczyna wstała, jedną dłonią przykrywając kocem swoje nagie ciało i odparła:
-John, wiesz, że to nie wypada … Nie jesteśmy na takim porozumieniu !
– Ale co nie wypada, Desire?- Blake zmarszczył brwi- kocham cię i chcę się z tobą ożenić ! Przecież możemy oboje normalnie żyć i pracować w imię sprawiedliwości !
Nicole instynktownie położyła dłoń na swoim brzuchu. Wiedziała coś, o czym on nie miał najmniejszego pojęcia. Dziewczyna otuliła się szczelniej kocem i spojrzała w okno, przy którym stała. Mrok w Gotham oświetlony był przez nieliczne jasne punkciki, którymi była jasność wychodząca z mieszkań ludzi zasilających terytorium tego sprzecznego samego z sobą miasta w kwestii moralnej. Nicole dotknęła palcem szyby i nakreśliła opuszkiem palca niewidoczny ślad. Nagle poczuła coś ciepłego w okolicy swojego podbrzusza. To Blake objął ją swymi silnymi ramionami i poczuła się bezpiecznie wtulona w jego tors.
-Kocham cię, Desi- szepnął do jej ucha, muskając wargami jej policzek- i chciałbym, byś została moją żoną. Chcę stworzyć z tobą rodzinę, której sam nigdy nie miałem ….
– A co byś powiedział, gdyby namiastka tej rodziny już zaczęła się powoli się kształtować?- spytała w odpowiedzi kobieta, wyswobadzając się z ramion Johna i patrząc mu prosto w oczy.
Blake przez chwilę był lekko zaskoczony, a potem nagle uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiła się radość.
-Dziecko?- spytał, ale Nicole nie wyraziła żadnych emocji. Była przygaszona, wręcz smutna.
-Tak, jestem w ciąży- odparła, a głos jej zadrżał-i już kocham to dziecko najbardziej w świecie. Ale nie możemy teraz się pobrać. Mam inne zobowiązania.
– A cóż jest bardziej ważnego, niż nasze szczęście?- spytał Blake, kładąc Nicole dłonie na ramionach.
Dziewczyna spojrzała na niego, a w jej oczach dostrzegł niepewność.
– Są rzeczy, o których nie masz pojęcia- powiedziała dość chłodno, wręcz szorstko. Cofnęła się i zaczęła ubierać. Założyła na siebie bieliznę, potem zabrała się za dżinsy.
– Na przykład, Nicole?- Blake patrzył na nią rozczarowany- co jest ważniejszego od szczęścia w życiu ?
-Na przykład to, kim jestem- odrzekła ostro Nicole, zasuwając rozporek- kocham cię jak szalona, ale nie możemy być razem. Zbyt wiele nas dzieli.
Blake podszedł do niej ją w talii. Jego dłonie, gładkie i z długimi, smukłymi palcami, wywołały u dziewczyny deszcz. Stali naprzeciwko siebie, ona w biustonoszu i dżinsach, piękna i proporcjonalna, on wciąż nagi, atletyczny i męski.
– Nie zrezygnuję z ciebie- odrzekł z mocą, trzymając ją za dłonie- jesteś kobietą, o której marzyłem całe życie. I nosisz moje dziecko. Mojego syna.
-Albo córkę- szepnęła Nicole i pogładziła płaski brzuch. Blake pogładził ją po policzku, a ona nagle zapragnęła być jego żoną, matką jego dziecka, prowadzić dom. Nie chciała już być Amazonką.
– Przemyśl to- powiedział Blake, gdy Nicole stała ubrana w drzwiach. Miała na sobie ten sam długi płaszcz, w którym za dziewięć miesięcy przyjdzie jej zginąć.

Kim pod pretekstem udania się do biblioteki ruszyła na spotkanie z Olivierem. Czuła, jak serce łomocze jej w piersi. Miała spotkać się z tym, który ją porzucił … Nadal miała opory, czy realizować spotkanie. Urażona duma nie pozwalała jej na to, ale być może to była ostatnia szansa na ten uratowanie związku i wybaczenie błędu Kenta.
Kim ubrana była w obcisłe legginsy, które podkreślały jej zgrabną figurę. Miała także na sobie sportową bluzę, idealnie pasującą do spodni.
Kim stała na schodach wiodących do biblioteki i czekała. Wiatr targał jej długimi włosami, które miała związane wysoko w kucyk.
– Preciosa?- usłyszała za swoimi plecami męski głos. Wyjątkowo męski. Czyżby Ollie przeszedł mutację wskutek mocy, jakie w nim drzemały?
Kim zacisnęła kurczowo powieki. Nie wiedziała, jak zareagować. W końcu odwróciła się i ujrzała tego, który ją porzucił.
Olivier w ogóle nic się nie zmienił. Może troszkę zapuścił włosy, ale był taki sam. Może nawet przystojniejszy …
– Nic się nie zmieniłaś- powiedział, uśmiechając się blado. Kim spojrzała na niego, nie reagując tak, jakby tego oczekiwał.
-Ty za to chyba nieźle się bawisz- odparła chłodno, nie wykazując specjalnie entuzjazmu- ile panienek zaliczyłeś , gdy zerwałeś ze mną? A może twoje super moce dodały ci nowych atutów?
-Kim, to nie tak- Olivier spojrzał na nią z pretensją, a ona odrzekła, uwalniając tłumione od miesięcy emocje:
– Wiesz, jak ja się czułam ?! odrzuciłeś to, co mogło być twoim najpiękniejszym czasem w życiu !
Ollie przemilczał wybuch Kim. Chłopak odezwał się, gdy ta skończyła ciskać na niego słowne gromy.
– Nie zrobiłem tego z własnej woli- odparł poważnie, patrząc Kim prosto w oczy- zapytaj tego, który trzęsie w fasadach tym miastem i przed którym czują lęk najgorsze kanalie.
Kim spojrzała nieufnie na chłopaka.
-Nie próbuj zrzucać winy na mojego dziadka- odparła ostro- chcesz się teraz wytłumaczyć, ale nie kosztem niewinnej osoby !
-Jest tak niewinny jak Joker przy dziecku kradnącym cukierki- zaśmiał się sarkastycznie, chowając ręce do kieszeni- Bruce wjechał mi na ambicję : jeśli mi na tobie zależy, nie narażę cię na żadne niebezpieczeństwo ze strony moich rozwijających się mocy.
– Nie mógłby tego zrobić- powiedziała Kim twardo, ale Ollie popatrzył na nią z ironią.
– I ty nadal naiwnie wierzysz, że Bruce czy Batman jak kto woli jest chodzącym miłosierdziem, szczególnie dla własnej rodziny- odrzekł sceptycznie- jest szczególnie bezwzględny, jeśli chodzi o jego własne potrzeby. Gotowy na każdy krok, by zapewnić spokój względem własnego otoczenia.
Zapadło milczenie. Kim spojrzała na Ollie’go, pełna nieufności i jednocześnie dotknięta do żywego. Bo Bruce był do tego zdolny. Gotowy zniszczyć wszystko, co by wpłynęło niekorzystnie na otoczenie, które nadzorował. Dziewczynie zaczęły drżeć ręce, a Kent podszedł do niej, ujmując ją w pasie.
– Nie chciałem, byś to tak odebrała- powiedział, patrząc jej prosto w oczy- ale Bruce wpłynął na mój honor jako mężczyzny, a ja nie chciałem pod żadnym pozorem narażać się na niebezpieczeństwo.
– Nie mogłeś go zlekceważyć?- Kim poczuła złość na Oliviera- przecież masz swój rozum, powinieneś olać to, co on gada i po swojemu układać swoje życie !
– Wtedy jeszcze nie byłem zorientowany w swoich mocach- chłopak spojrzał czule na Kim, ale ona uciekła wzrokiem, nie chcąc dać satysfakcji wnukowi Supermana- i w życiu nie wybaczyłbym sobie, gdybym stracił nad sobą panowanie i niechcący zrobił ci krzywdę. Chciałem cię po prostu chronić. Poza tym wiedziałem, że muszę się nauczyć panować nad swoimi nadprzyrodzonymi zdolnościami. A to zabrało mi trochę czasu.
Kim wzięła głęboki oddech. Potem odwróciła się i spytała Olviera, kładąc twarde nuty na zadanym pytaniu:
-Co takiego powiedział ci Bruce? Tylko masz odpowiedzieć szczerze !
– Twój dziadek powiedział, że –tu Olivier zacisnął zęby- jeśli mi naprawdę na tobie zależy, to powinienem zostawić cię w spokoju. Przypomniał mi incydent, który sprawił, że zostałaś poszkodowana i to za sprawą moich super mocy. Dodał także, że ja sam nie mam pewności, kiedy moje moce mogą nabrać swych rzeczywistych pomiarów i czy będę mógł nad taką ich dawką zapanować. I czy ty znowu nie stałabyś się ich przypadkową ofiarą- tu spojrzał na dziewczynę, a w jego oczach dostrzegła ona ból.
-Wolałem więc wycofać się, udając, że nasz związek nic dla mnie nie znaczył- zakończył Ollie- poza tym chciałem popracować nad sobą i nad swoimi nowymi możliwościami. Kim, jak ja za tobą cholera tęskniłem !
– Co cię zmotywowało, by się ze mną skontaktować?- spytała Wayne, a Kent odparł:
– Mówi się, że jak dwa serca się połączą, rzadko kiedy które chce się oderwać dożywotnio. Ja zawsze wiedziałem, że moje serce należy do ciebie. Kocham cię, Kim !
Dziewczyna nie odpowiedziała, stała z boku, czuła na sobie wzrok Kenta. Ollie podszedł do niej i dotknął jej szyi. Jego chłodne palce podziałały na nią kojąco. Nagle zapragnęła być z nim, czuć jego ciało na swoim. Pozwoliła, by dotknął jej policzka i delikatnie musnął wargami jej usta.
-Chcę naprawić to, co zniszczyłem- powiedział Ollie, patrząc jej prosto w oczy- nie pozwolę teraz, by cokolwiek zburzyło nasz spokój. Oczywiście, jeśli okażesz się na tyle wspaniałomyślna i przyjmiesz mnie z powrotem.
Kim spojrzała na swojego dawnego faceta, a łzy napłynęły jej do oczu. Ollie starł je delikatnie dłonią a ona zarzuciła mu ręce na szyję.

John Blake był młodym policjantem w służbie Barbary Gordon i szczerze nie znosił swojej szefowej. Była to baba, która swym wzrokiem bazyliszka wprowadzała nerwówkę jak i człowiekowi robiło się od razu gorąco. Ponadto była irytująca a jej dokładność i skrupulatność już dawno wszystkim wyłaziła bokiem. Była twardym gliną i srodze karała wszelką niekompetencję.
John machnął ręką i odegnał wątek o Barbarze Gordon. Pracował u niej dopiero od pół roku, ale już zdążył wyrobić sobie o niej zdanie. Pani komisarz była smokiem, który mroził swym oddechem a rozpalał człowieka od środka. Podobnie jak jej ojciec, nieboszczyk James Gordon, była nieustępliwa, nieufna i twarda. Szczególnie to ostatnie z trudem można było przypisać kobiecie. Barbara była niezwykle twardym typem płci pięknej, której mocnego charakteru i opanowania mógłby pozazdrościć niejeden facet.
Gdyby nie praca gliny u Gordon, nigdy nie poznałby Nicole …
John poczuł miłe mrowienie na karku, gdy pomyślał o swojej ukochanej. Tak, była niewątpliwie jego ideałem kobiety- była mądra, piękna, posiadała swoje zdanie i nie bała się walczyć o swoje. I była wspaniała w łóżku- z nikim nie kochał się z takim zaangażowaniem jak z nią.
John wspominał swoją ostatnią noc, gdy Nicole powiedziała mu o ciąży. W jej ciele rozwijał się malutki człowieczek- ich dziecko zrodzone z wielkiej miłości. Ich syn. John poczuł zadowolenie z faktu, iż zostanie ojcem. Bo kto nie cieszyłby się na wieść, że niedługo na świecie pojawi się jego potomek?

Bruce Wayne siedział w kawiarni i palcem wskazującym wybijał rytm na stoliku, który dzielił samotnie. Niewątpliwie na kogoś czekał. Biznesmen ubrany był w drogi garnitur, który podkreślał jego status milionera.
Nagle usłyszał czyjeś sapanie i po chwili na fotel naprzeciwko padł John Blake w służbowym uniformie, zdyszany.
-Wybacz, że musiałeś czekać, ale wiedz, że już podpadłem Barbarze. Nie toleruje, gdy ktoś z jej podwładnych opuszcza miejsce patrolu.
-Załatwię ci stosowne usprawiedliwienie- odrzekł szorstko Wayne, mrużąc oczy- jednakże nie o tym chciałem z tobą rozmawiać.
John uniósł brwi, a Bruce odparł chłodno:
– Słyszałem, że zaufana agentka Barbary, Nicole, była z tobą w związku. Jak zapewne wiesz, nie jest mi obcą osobą.
Na twarzy Blake’a pojawił się ogromny ból, a on sam wyglądał, jakby ktoś właśnie odebrał mu szansę na bycie szczęśliwym w życiu.
-Kochałem twoją córkę- wychrypiał mężczyzna- jednakże nie tylko ją straciłem. Nasze dziecko umarło wraz z nią, a ja straciłem tych, którzy mieli stać się moją rodziną.
Bruce był opanowany, biła od niego surowość, jednak nagle zrobiło mu się żal chłopaka. Nie ma co okłamywać go, powie mu prawdę, jednak wymusi na nim obietnicę, że Blake nigdy nie zbliży się do Kimberly ani nie będzie dochodził swoich praw co do małej.
– Nicole zdążyła przed śmiercią urodzić wasze dziecko- powiedział milioner sucho, a jego głos nie ociekał współczuciem, był raczej zniecierpliwiony, a Blake przez chwilę wydawał się nie dowierzać.
– Barbara powiedziała mi, że Nicole i moje dziecko zmarły- mężczyzna zacisnął pięści i poczuł napływ wściekłości- okłamała mnie ?! I ona kurwa nazywa się uczciwym gliną?! Jest kurwa zwykłą manipulatorką !
– Zrobiła to na moje życzenie- oświadczył spokojnie Bruce Wayne, a Johnowi krew odpłynęła z twarzy.
-Ty?- młody policjant poczuł, że za chwilę zmyje temu nadzianemu gościowi tę stoicką maskę z pomocą prawa pięści- ale dlaczego to zrobiłeś?
Bruce zmrużył oczy, a potem powiedział ostro:
– To chyba oczywiste : sam zamierzam zatroszczyć się o to dziecko.
– Że co, kurwa?- Blake chwycił milionera za poły idealnie wyprasowanego garnituru, lecz nawet jego palce nie zdążyły wpiąć się w delikatny materiał, bo w tym samym momencie przeleciał on w górze parę metrów i wylądował na ciemnych kafelkach z takim impetem, aż huknęło. Młody mężczyzna podniósł się na łokciach i poczuł nagle coś ciepłego na swojej twarzy. Dotknął brody i gdy odjął dłoń od swojej twarzy, zobaczył na niej ciemną, bordową maź. Była to krew. Wtedy też poczuł pieczenie w okolicach nozdrzy. Ponadto bolała go także przegroda nosowa- zderzenie z twardym podłożem sprawiło, że prawdopodobnie złamał sobie nos.
Ludzie, którzy byli świadkami tej sceny, zamarli w przerażeniu. Bruce otrzepał poły swojej marynarki i podszedł powoli do Blake’a. Mężczyzna przypatrywał się Johnowi bez słowa, podnosząc do góry brwi.
– Nie chciałem spowodować takiego urazu- powiedział spokojnie, nonszalanckim tonem- jednakże chcę, abyś dostosował się do mojego wymogu. W przeciwnym razie narazisz się temu, kogo byś raczej nie chciał mieć za wroga, biorąc pod uwagę wyznawaną moralność.
Wayne poklepał Blake’a po plecach, po czym wyszedł z pomieszczenia, a młody policjant patrzył nienawistnie na milionera i biologicznego ojca swojej największej miłości.

Blake stał nad zlewem w swojej łazience i przemywał sobie ranę, którą nabył rano od Bruce’a Wayne’a. Młody policjant tysiąckrotnie przeklął milionera, który spowodował ten uraz. John cofnął się i spojrzał na siebie w lustrze. Prawy policzek był cały siny, a nos był tylko pozostałością po czymś, co w ogóle go kiedykolwiek przypominało.
Blake zaklął pod nosem i wycofał się do swojego pokoju w tej swojej nieszczęsnej kawalerce, miażdżąc w myślach postać Bruce’a Wayne’a. Wiedział, że znajomość z nim Barbara Gordon zatrudniła jego wykształconą córkę do tak odpowiedzialnej i niebezpiecznej pracy. Zresztą nikt nie zyskałby u pani komisarz takiej promocji, jakiej doczekała się Nicole. Barbara nigdy nie zatrudniała osób, i to nowych na tak wysokich stanowiskach, gdyby nie koneksje. Bruce Wayne to dobry znajomy Barbary i tym samym jedna z najbliższych jej osób, które pamiętają jeszcze czasy dawnego Gotham, początki walki Batmana ze skorumpowaną policją i bandytami.
Blake podszedł do komody, która stała pod ścianą w pokoju, który służył za salon i sypialnię jednocześnie. To tutaj dopełniał z Nicole swoich najpiękniejszych chwil erotycznych. Przymknął oczy na myśl o wspólnych chwilach, gdy całował namiętnie jej idealne ciało, które było dla niego diamentem. I moment, gdy wreszcie dopinał swego i czuł się prawdziwym zdobywcą. Mężczyzna dotknął palcami jednej z gałek komody i po chwili odsunął pierwszą szufladę. Zanurzył dłoń w jej zawartości i wyjął poi chwili czarny biustonosz. Była to jedyna rzecz, jaka została mu po Nicole. Zostawiła go tu po jednej ze swoich wizyt u Blake’a. John powąchał biustonosz, chciał poczuć ukochaną.
Nagle okno od strony balkonowej otworzyło się, odbijając się głośno od ściany i dając się ponieść sile żywiołu, jaką był wiatr. Blake zaklął w myślach, zły na siebie, że nie zwrócił dokładniejszej uwagi na mały rygiel od wewnątrz, zbliżył się, aby poprawić swój błąd. Gdy chwycił ramę okna i zamknął ją z powrotem, zauważył, jakby coś przeszyło czarne widmowe niebo i po chwili znikło. Blake był zaskoczony, wyszedł na balkon, a chłód go w nagi tors. Mężczyzna rozejrzał się dookoła, ale nie zauważył niczego podejrzanego. W końcu wycofał się z powrotem do mieszkania, gdy jego oczom ukazało się przerażające widmo. Jednakże nie dla niego. Znał tego gościa, bo współpracował on z Barbarą. Ba, należał do jej najlepszych współpracowników. Ale nikt nie wiedział, na jakim porozumieniu działali wspólnie. Ten, którego Luthor dawno by widział w gnijącej celi. Batman, Syn Nocy.
– Ciekawy eksponat, żeby podkreślić własne męskie ego- powiedział kwaśno, trzymając w rękach biustonosz- jednakże ja nigdy nie zatrzymuję osobistych rzeczy moich kochanek. Wystarczy, jak zaspokoją moje potrzeby. Potem wystarczy tylko jeden telefon do nich.
Odrzucił biustonosz, jakby był czymś niewygodnym, lecz John złapał go w porę, nim ten dotknął posadzki i spytał z wściekłością:
-Od kiedy to Batman świadomie nachodzi porządnych funkcjonariuszy, zamiast obijać mordy przestępcom? Dowiem się, czemu zawdzięczam twoją wizytę?
– Przynoszę instrukcje od Barbary- powiedział szorstko Nietoperz, mrużąc oczy- jutro chciałaby cię widzieć w swoim biurze, oczywiście nie musisz się przejmować patrolem. Jesteś z niego oficjalnie zwolniony.
-A czemu szefowa mi tego osobiście nie powie?- syknął Blake, nagle coś sobie uświadamiając- tylko wysyła protektora Gotham, aby mi takie duperel przyniósł sam?
– Jeśli Barbara nie wzywa cię służbowo, wtedy ma to nieoficjalny charakter- oświadczył ostro Batman, odwracając się do Johna. Mięśnie na jego ramionach napięły się. Słusznie obawiali się ich wszelkiej maści złodzieje. Batman potrafił spuścić porządny łomot.
– Możesz mieć maskę, lecz ja i tak wiem, kim jesteś- powiedział w konfrontacji Blake, zaciskając pięści- jesteś cholernym Bruce’m Wayne’m, który szuka pomsty za śmierć swoich rodziców, myśląc, że jak oczyści brudną warstwę wykolejeńców Gotham, to zyska status bohatera i tym samym kolejne pieniądze na swoim kącie!
W tym momencie Batman zniknął mu sprzed oczu, a Blake odwrócił się, by odeprzeć atak, był w końcu gliną, więc wiedział jak się obronić. Jednakże jego wiedza dotycząca sztuk walki nie była tak obszerna jak Bruce’a Wayne’a. Nim John zdążył przewidzieć, z której strony padnie cios, poczuł gwałtowne uderzenie w tył pleców. Mężczyzna syknął i tym samym został przygwożdżony do ściany. Gruchnęło, aż posypał się strop.
-Radziłem ci, abyś tego nie komplikował- syknął mu do ucha Batman- mam temu dziecku wiele do zaoferowania, ty zaś możesz okazać mu wiele, usuwając się na zawsze z jego życia. Ono ma szansę mieć lepsze życie niż ty czy nawet ja.
– Mam się wyrzec własnego dziecka?- Blake popatrzył na Nietoperza jak na wariata- i udać, że ono nie istnieje?! Czy ty jesteś w ogóle normalny?
-Na tyle normalny, by ci zaproponować okrągłe dwa miliony za zniknięcie z tego miasta bezpowrotnie- powiedział Batman, zwalniając uścisk- i jeśli masz choć trochę rozumu w głowie, posłuchasz mnie i jeszcze jutro opuścisz Gotham.
– A jeśli tego nie zrobię?- Blake był nadal gotowy walczyć o swoje dziecko- to co mi zrobisz? Zamkniesz w Arkham czy udupisz na resztę życia?!
-I jedno i drugie- wycedził Nietoperz, odwracając się gwałtownie do młodego policjanta- czarna jak noc peleryna zamiotła schludną posadzkę, a John cofnął się o krok.
-Nie wiem, co moja córka w tobie widziała- zaczął wściekle Mściciel- ale to, co się teraz stanie, odbędzie się na moich zasadach. Nie będzie happy endu, a ty z gotówką w kieszeni opuścisz jutro Gotham dobrowolnie albo jako ścigany listem gończym zbieg.
-I ty- Blake nie dowierzał- ty Batman, byłbyś skłonny skazać na takie coś niewinnego człowieka?
-Jeśli to ma bezpośredni wpływ na moją osobę, jestem skłonny podjąć takie ryzyko- odparł zimno- czasem trzeba być rozsądnym egoistą.
– Dlaczego tak ci zależy na moim dziecku?-Blake zmarszczył brwi- chcesz nadrobić zaległości, które straciłeś, gdy odkryłeś, że masz dorosłą córkę?
Batman podszedł powoli do Johna i zmrużywszy oczy, wycedził:
– Jutro nie chcę cię tu widzieć. Pieniądze zlokalizuję na twoim koncie. I potraktuj to na serio, bo inaczej sam przyłożę do tego rękę.
Nietoperz zaczął powoli zmierzać w kierunku okna balkonowego, gdy Blake zapytał cicho:
-Możesz chociaż zdradzić płeć dziecka? Czy to chłopak, którego chcesz wychować na przyszłego Robina?
-To nie jest chłopiec- powiedział zimno Batman- to dziewczynka. Nicole urodziła ci dziewczynkę.
Potem zniknął, a John Blake musiał zrealizować najtrudniejszą rzecz w swoim życiu.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Kalendarium

Sonda

Najlepszy okładka (Bronze Age):

Sonda

Najlepszy okładka (Golden & Silver Age):