.: Strona Główna
 .: Forum
 .: O Stronie
 .: Dołącz do BatCave
 .: Wyszukiwarka


 .: Batman: The Movie
 .: Catwoman

 .: Batman
 .: Batman Returns
 .: Batman Forever
 .: Batman & Robin

 .: Batman Begins
 .: The Dark Knight
 .: The Dark Knight Rises

 .: Batman: Mask of the
 Phantasm
 .: Batman & Mr. Freeze:
 Subzero
 .: Batman & Superman:
 The World Finest
 .: Batman Beyond:
 Return Of The Joker
 .: Batman: Mystery of
 the Batwoman
 .: Batman: Gotham
 Knight

 .: Zawieszone
 .: Fanfilms


 .: Seriale Animowane
 .: Seriale TV


     .: INNE :: FANFICTION :: ETYKA LEKARSKA :.

Spora część ulicy przed starym, obskurnym budynkiem czynszowym była oświetlona na czerwono od migających świateł radiowozów. Na zewnątrz krzątało się kilku funkcjonariuszy, którzy zajęci byli spisywaniem zeznań od zebranych gapiów. Z wnętrza dwóch mężczyzn z napisem 'Koroner' na kurtkach wywiozło ciało przykryte czarną folią. Za nimi dwóch następnych z kolejnym ciałem. Z budynku wyszedł także nieco otyły, niechlujny mężczyzna w starym prochowcu, kapeluszu i zielonych spodniach w kratę, które wyszły z mody jakieś 20 lat temu. Zaczerpnął w nozdrza nieco powietrza odświeżonego po niedawnej burzy, po czym udał się w stronę ciemnego zaułka rozdzielającego dwa budynki. Nie wiedział konkretnie czego szukać, ale instynkt podpowiadał mu, że coś tam jest. Zaczął rozglądać się po chodniku, przykucnął przy stercie śmieci. Jego instynkt jeszcze nigdy go nie zawiódł. Nie inaczej było i tym razem.
- Detektyw Bullock...
Harvey Bullock nie musiał się odwracać żeby wiedzieć kto czai się w cieniu. Ten głos rozpoznałby wszędzie.
- Nietoperz... Dlaczego nie jestem zdziwiony?
- Może dlatego, że to trzecie morderstwo z udziałem człowieka z zaburzeniami emocjonalnymi w ciągu ostatniego tygodnia.
- Świr? - zdziwił się Bullock - Tego jeszcze nie sprawdziliśmy.
- Ja sprawdziłem.
Bullock spojrzał na niewyraźną, ciemną sylwetkę.
- W takim razie może podzielisz się z policją tym, co odkryłeś? To by uczyniło moją robotą o wiele prostszą.
- Anthony Michael Matthews, urodzony 15 grudnia 1964 roku. Od wczesnego dzieciństwa leczony na schizofrenię paranoidalną. Lekarze nie stwierdzili u niego żadnych uszkodzeń mózgu. Za przyczynę uznano czynniki genetyczne, jako że jego dziadek również miał podobne objawy. Jego choroba nie miała drastycznego przebiegu. Przez sporą część życia funkcjonował normalnie, głównie dzięki neuroleptykom i regularnym poradom psychiatrycznym. Jednak objawy nasiliły się jakieś 2 tygodnie temu. Został zatrzymany na obserwację w zakładzie Arkham. Trzy dni temu jeszcze tam był.
- Cholera, czy Arkham nie może zainwestować w lepsze zabezpieczenia?!
- On nie uciekł.
- Co?! - zdziwił się Bullock.
- Został wypisany.
Mężczyzna w pelerynie podał Bullockowi kartkę z wydrukiem. Detektyw wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę.
- To jeszcze dziwniejsze - powiedział w końcu - Co chcesz za te informacje?
- Wgląd w twój raport z oględzin miejsca zdarzenia i raport z sekcji zwłok Matthewsa.
- Hmm... - Bullock jeszcze raz spuścił wzrok na kartkę - To może jeszcze wyjaśnisz mi po jaką cholerę wypisują faceta, który morduje swoją żonę, a potem sam wiesza się na żyrandolu??!!
Nie usłyszał odpowiedzi. Podniósł wzrok znad kartki i spostrzegł, że w zaułku był już tylko on sam. Wcale go to nie zdziwiło.
- Cholera, chyba powoli zamieniam się w Gordona - powiedział w stronę pustego zaułka, po czym wrócił na ulicę.

Batman stał na głowie gargulca wystającego ze wschodniej ściany jednej z bliźniaczych wież Gotham. Tu na górze wiało znacznie mocniej. Jego peleryna powiewała na wietrze jak czarna flaga na maszcie. Poniżej rozciągała się panorama Gotham City: kilka rozświetlonych, nowoczesnych biurowców w centrum otoczonych przez strzeliste, gotyckie wieże budowli stworzonych dawno temu przez szalonego architekta, teraz zaadaptowanych na potrzeby firm przemysłowych, redakcji gazet, szpitali, komisariatów policji. Na horyzoncie widoczne były chmury miedzianej barwy - nieme echa niedawnej burzy. Z kominów fabryk na przedmieściach unosił się dym zatruwający już i tak gęste powietrze w mieście. Czasami zastanawiał się, czy to otoczenie ma taki wpływ na ludzi w tym mieście? Czy ten ponury krajobraz ma związek z tak dużą liczbą morderczych szaleńców na ulicach? Albo z przepełnionymi więzieniami, czy nawet zakładami zamkniętymi? Jednak mimo wszystko jest to miasto, którego poprzysiągł bronić. W końcu to tutaj urodził się Bruce Wayne. I co ważniejsze: to tutaj narodził się Batman. To miasto przeszło już wiele chorób, a jemu zawsze udawało się je wyleczyć. W mniejszym lub większym stopniu. Teraz będzie podobnie. Pojawił się nowy wirus szaleństwa, który trzeba zwalczyć.
W ciągu tego tygodnia doszło w sumie do trzech morderstw, trzech samobójstw i jednego napadu z bronią w ręku. Czterdziestotrzyletni mężczyzna jedzie w odwiedziny do swojej matki na drugi koniec miasta, kupuje dla niej nowy zegar ścienny. Gdy przybywa na miejsce zabija ją, rozbijając czaszkę zegarem, a następnie wiesza się w łazience. Tego samego dnia podczas awantury małżeńskiej żona zabija swojego męża, wbijając mu w oko szpikulec do lodu, potem podcina sobie żyletką tętnicę szyjną. Na drugi dzień szesnastoletni chłopak kradnie czterdziestkę piątkę z szuflady swego ojca i idzie do szkoły. Rani tam dwoje uczniów i nauczycielkę od angielskiego, kobieta jest w stanie krytycznym. Chłopak zostaje zatrzymany, ale jest zbyt przerażony i zszokowany by złożyć sensowne zeznania. Dziś podobny przypadek. Mężczyzna wraca do domu z pracy, zjada kolację, po czym przy pomocy noża kuchennego rani żonę ze skutkiem śmiertelnym i chwilę później wiesza się na żyrandolu. Batmanowi udało się do tej pory znaleźć tylko jeden związek między tymi zdarzeniami. Troje z tych sprawców było niezrównoważonych psychicznie. Każdy z tej trójki co najmniej raz przebywał w zakładzie psychiatrycznym. Problem stanowi tylko chłopak, który w ogóle nie pasuje do reszty. Możliwe, że rzeczywiście nie ma związku ze sprawą. Jednak wieloletnie doświadczenie nie pozwala Batmanowi przekreślić żadnej możliwości. Na razie jest pewien jednego: potrzebuje więcej informacji. Więcej danych, które uzupełniłyby obraz. Musi działać, uderzyć w stół, a potem czekać i nasłuchiwać które nożyce się odezwą.
Pewnym ruchem zeskoczył z gargulca i poszybował w dół.

Detektyw Bullock siedział w swoim biurze, przeglądając papiery, którymi miał zawalone biurko. Obżerał się przy tym zimną pizzą i popijał lurowatą kawę. W pewnym momencie poczuł na plecach powiew chłodnego powietrza z zewnątrz. Odwrócił się gwałtownie, sięgając do kabury. Na parapecie otwartego okna siedziała przykucnięta sylwetka dorosłego mężczyzny w stroju nietoperza.
- Jezu, człowieku! - Bullock odłożył pistolet- Przywykłem już do tych twoich zniknięć w stylu Copperfielda, ale nie próbuj więcej czaić się za moimi plecami!
Batman wszedł do środka.
- Przez tę kawę jesteś niepotrzebnie pobudzony, Bullock - powiedział spokojnie.
- Tylko cię ostrzegam. A ta kawa ma w sobie mniej kofeiny niż sok pomarańczowy. Tu masz te raporty - Bullock podał Batmanowi cienką teczkę - Dziwna sprawa z tym morderstwem. Po jaką cholerę facet zamordował swoją żonę? W normalnym przypadku pomyślałbyś, że motyw to forsa, jakiś zdeponowany majątek, czy coś, ale ta rodzina mieszkała w jeszcze gorszych warunkach niż ja. No to może zdrada? Facet dowiaduje się, że żona ma romans, więc w napadzie złości ją zabija, ale nie znaleźliśmy żadnych dowodów, które by na to wskazywały. Żadnych podejrzanych telefonów, żadnych listów, nic. No ale i tak wszystko byłoby prostsze, gdyby gość nie wpadł na pomysł, żeby się powiesić na żyrandolu. Dlatego właśnie nienawidzę psycholi - trudno ich rozgryźć. Hej, co robisz?
Batman nie przywiązywał wielkiej wagi do tego, co mówił Bullock. Rozłożył pojedyncze strony z raportu na podłodze, po czym wyjął miniaturowy aparat i fotografował je. Bullock mówił dalej:
- Wiesz dlaczego cię toleruję? Chodzi o twoje umiejętności. Jesteś uosobieniem tego, jaki powinien być dobry glina. Wiesz, zawsze przygotowany na wszystko, oczy z tyłu głowy, te rzeczy. Z drugiej strony jesteś też uosobieniem cech doskonałego przestępcy. Ten numer z oknem był całkiem niezły. Gdybyś był włamywaczem, mógłbyś być bogaty.
Batman niezauważalnie uśmiechnął się pod nosem, wciąż fotografując strony raportu. Bullock kontynuował:
- Mówię serio. Ty jednak wolisz babrać się w tym brudzie jak rasowy glina. Nie da się ciebie przekupić ani zastraszyć...
- To dlatego jeszcze mnie nie aresztowałeś?
- Między innymi. Inny powód to, że masz fory u Gordona, a to mój szef.
Batman znów się uśmiechnął.
- Jak gdybyś był typem, który słucha rozkazów.
- He he he! Racja! - Bullock się roześmiał.
Batman skończył fotografować, pozbierał papiery, włożył je z powrotem do teczki i podał Bullockowi.
- Dam ci znać, jak dowiem się czegoś więcej - rzucił przez ramię i wyszedł przez otwarte okno.
Bullock siedział tak jeszcze przez chwilę, próbując zrozumieć w jaki sposób człowiek może zniknąć tak szybko. Otworzyły się drzwi i do biura weszła policjantka o latynoskiej urodzie.
- Znowu on? - spytała wskazując na otwarte okno - Jeszcze trochę i zacznie ci mówić po imieniu.
- Bardzo śmieszne, Montoya - odburknął Bullock.

Zaczynało świtać, gdy Batman jechał Batmobilem w stronę swojej jaskini. Trzeba wrzucić wszystkie dane do komputera i je porównać. Wtedy powinien utworzyć się mniej więcej obraz całości, a z niego powinny wynikać dalsze kroki. Ta noc była dość bogata w nowe informacje. Zanim odwiedził Bullocka, sprawdził swoich 'informatorów' na ulicy. Nic z tego, co mówili nie przykuło jego uwagi, oprócz pewnej plotki, według której na ulicy pojawił się jakiś nowy narkotyk. Nikt nie znał żadnych szczegółów na jego temat, ale była to informacja warta odnotowania. Wjechał przez zamaskowane wejście do wnętrza jaskini. Na miejscu przywitał go Alfred, który mniej więcej o tej porze czyścił pamiątki umieszczone w jaskini.
- Już na nogach, Alfredzie? - zapytał Batman wychodząc z wozu.
- Zna pan to przysłowie: "Kto rano wstaje..."
- Tak, znam. Mimo, że mnie ono raczej nie dotyczy.
- Rzeczywiście, zresztą raczej trudno byłoby znaleźć przysłowie odnoszące się bezpośrednio do pana - powiedział lokaj, pomagając Bruce'owi zdjąć pelerynę.
- Tak, chyba trudno mnie zaszufladkować.
- Jak rozumiem rezygnuje pan dzisiaj z prowadzenia zebrania zarządu w pańskiej firmie. Przypomnę, że zebranie jest o 10.45, a pan na pewno jest bardzo zmęczony.
- Nie jestem zmęczony. Mam jeszcze trochę roboty tu na dole - wyjaśnił Bruce - Ale odwołaj mój udział w zebraniu.

Pracował nad tą sprawą przez cały ranek. Potem kilka godzin drzemki, trening, medytacje. Wieczorem ponownie zszedł do jaskini, aby kontynuować pracę. Miał już w komputerze raporty z pozostałych morderstw, więc mógł wszystko dokładnie porównać. - Jakieś postępy w sprawie, panie Bruce? - spytał Alfred niosąc na dół tacę z filiżanką miętowej herbaty.
- Tak... - odpowiedział Bruce - Chyba tak, Alfredzie.
Sięgnął po filiżankę i pociągnął łyk gorącej herbaty. Była wyśmienita. Już po samym jej smaku i sposobie parzenia można było stwierdzić, że w żyłach Alfreda Pennywortha płynie angielska krew.
- Oto, co do tej pory udało mi się ustalić - powiedział do swojego lokaja i przyjaciela - Weźmy najpierw pierwsze morderstwo...
- Mężczyzna mordujący swoją biedną matkę?
- Tak. Według jego karty lekarskiej z Arkham mężczyzna ten cierpiał na keraunofobię - strach przed grzmotami.
Bruce wcisnął parę klawiszy na klawiaturze komputera i na ekran wskoczyło zdjęcie satelitarne Gotham City. Miasto było kompletnie zasłonięte przez chmury.
- To jest zdjęcie z dnia zdarzenia. Tego właśnie dnia nad Gotham szalała potężna burza. Tego samego dnia doszło do drugiego morderstwa: kobieta zabija swojego męża. Według zeznań sąsiadów często się kłócili, czasem po kilka razy dziennie. Jednak jest coś jeszcze...
Bruce ponownie wcisnął parę klawiszy i na ekranie pojawiła się zeskanowana historia choroby ze szpitala Arkham.
- Ta kobieta od dwunastego roku życia cierpiała na karaunoastrapofobię.
- Eee... Co takiego, sir?
- Strach przed błyskawicami.
- Ach tak - odpowiedział Alfred - No więc odkrył pan związek między sprawcami, ale to chyba nie wyjaśnia dlaczego ci ludzie zamordowali swoich bliskich, mam rację?
- Twoja dedukcja jest prawidłowa, Alfredzie. Dlatego właśnie mam te raporty z sekcji zwłok sprawców, które nakazał przeprowadzić Harvey Bullock. Sprawdzano między innymi, czy mordercy nie byli pod wpływem alkoholu lub narkotyków. I wiesz co odkryto?
- Nie mam pojęcia.
- U każdego z tej trójki wykryto w organizmie śladowe ilości dietyloamidu kwasu lizergowego.
- To znaczy, sir?
- LSD. W ilości wystarczającej, by wywołać lub wzmocnić zaburzenia percepcji, czy emocji. I to nie wszystko. Wykryto także jakąś dziwną substancję, podobną trochę w swoim składzie do środków halucynogennych z rodziny tryptamin, jednak jeszcze chyba nie zaklasyfikowanego. Trudno powiedzieć jakie może mieć właściwości. Oprócz tego wykryto obecność fluoksetyny - Prozacu, jednak w ilościach tak małych, że praktycznie nie mających żadnego wpływu. O wiele mniejszych niż w jednej tabletce. To wszystko jest bardzo dziwne, Alfredzie.
- Tak jak 99% spraw którymi się pan zajmuje, sir.
- Masz rację, ale tym razem będę chyba potrzebował pomocy.
Bruce wystukał na klawiaturze kilka poleceń. W chwilę potem na ekranie pojawiła się twarz młodej kobiety w okularach.
- Co tym razem, Bruce?

Biegł po dachach starych kamienic i bloków mieszkalnych - mroczny cień między wylotami kominów, świetlikami i oparami dymu. Wszystkie zmysły miał maksymalnie wyczulone, pełne skupienie. Patrolowanie najciemniejszych dzielnic Gotham stało się już rutyną, jednak tym razem może też pomóc naświetlić kilka rzeczy. Ta sprawa wymagała działania na kilku frontach naraz. Robotę przed monitorami zostawił Barbarze, ale kilka rzeczy musiał sprawdzić samemu. Po jakimś czasie dotarł w okolice starej czynszówki, gdzie miało miejsce ostatnie morderstwo. Było zupełnie pusto i cicho. Zszedł schodami pożarowymi na piętro, na którym doszło do zdarzenia. Wsunął się przez okno do środka. Wyciągnął miniaturową latarkę i zaczął przeszukiwać mieszkanie. Obluzowany żyrandol w sypialni, wiszący teraz na kablach, wybity zamek w drzwiach frontowych - zapewne robota policji, zaschnięta plama krwi w kuchni, odrysowana białą kredą sylwetka, kilka innych, pojedynczych okręgów narysowanych białą kredą - jeden z nich na pewno wokół narzędzia zbrodni, szafki kuchenne, szuflady - jeśli będzie mieć szczęście znajdzie w nich to, czego szuka. Trzy minuty zajęło mu dokładne przeszukiwanie, dopóki nie znalazł. Słoiczek tabletek, na wpół opróżniony, bez żadnej nazwy, bez etykiety. To musi być to.
Batman odwrócił się nagle, bo usłyszał jakieś dźwięki, kroki, szelest materiału. Za późno. Na jego twarz skierowane zostało światło latarki. Nie widział wyraźnie postaci przed nim, ale nie zrobił żadnego uniku. Nie spodziewał się ataku, bo rozpoznał głos zza latarki:
- Naruszanie miejsca zbrodni. Mógłbym cię za to zgarnąć - powiedział głos, po czym światło latarki zgasło - Chyba się starzejesz, Długouchy. Dać się podejść komuś takiemu jak ja?
- Widać, ty też masz kilka cech dobrego gliny, Bullock. Jak mniemam dowiedziałeś się już o tym - Batman uniósł fiolkę z tabletkami.
- Pewnie. Myślałeś, że wszyscy gliniarze to półgłówki?
- Skąd. Po prostu czasem brakuje wam wskazówek - uśmiechnął się Batman.
- Słuchaj, może skończymy tę czarującą pogawędkę i oddasz mi te tabletki? Czeka mnie jeszcze sporo roboty.
Batman wyciągnął jedną tabletkę, włożył ją do schowka w pasie, zakręcił fiolkę i rzucił ją Bullockowi. Detektyw nie powiedział ani słowa. Batman ruszył w stronę okna.
- Hej, Długouchy! - krzyknął Bullock. Batman odwrócił się. - Będę cię obserwował.
- Nie wątpię, detektywie- Batman uśmiechnął się i wyszedł przez okno.

W drodze powrotnej do Batmobilu Batman zastanawiał się, jakie informacje zdobyła dla niego Oracle. Dzięki niej być może uda się rozgryźć tę sprawę na tyle szybko, że nie będzie więcej ofiar. W tym momencie usłyszał głośny, kobiecy krzyk gdzieś w dole. Natychmiast rzucił się w tamtym kierunku.
Młoda kobieta stała oparta plecami o mur budynku w ciasnym zaułku. Tuż przed nią stał chłopak i coś do niej mówił, jedną ręką zakrył jej usta, w drugiej trzymał sprężynowy nóż. Dziewczyna była przerażona, łzy wypływały z jej oczu, przez chwilę obserwowała ruchy noża przed swoją twarzą, dopóki nie ujrzała jak wielki cień ląduje za plecami chłopaka. W jednej chwili prawa ręka bandziora wygięła się do tyłu, nóż upadł na ziemię. Po chwili jego właściciela spotkało to samo. Dziewczyna patrzyła zdezorientowanym wzrokiem jak Batman wiąże ręce mężczyzny na ziemi. Odwrócił się w jej stronę.
- Ma pani telefon? Niech pani zadzwoni na policję - powiedział łagodnym tonem. Kobieta stała jeszcze przez chwilę w szoku. Po chwili powiedziała roztrzęsionym głosem:
- T-tak. Mam... A-ale to... Ja... nie wiem c-co... co w niego wstąpiło...
Batman spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Zna pani tego człowieka?
- To... To mój chłopak - powiedziała już trochę uspokojona - Ja... My byliśmy umówieni, a on się nie pojawiał, więc zaczęłam go szukać. Wiedziałam, że ma problemy z narkotykami, zaczęłam pytać się jego znajomych, powiedzieli, że znajdę go gdzieś tutaj...
Dziewczyna wzięła głęboki oddech, po czym kontynuowała:
- Znalazłam go w tym zaułku, powiedziałam żebyśmy poszli, a on zaczął coś mówić niezrozumiale, po czym rzucił się na mnie i wyciągnął nóż i... i...
Dziewczynie znów popłynęły łzy z oczu. Batman spróbował ją pocieszyć, ale nie bardzo wiedział jak, więc zdobył się tylko na standardowe:
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
Zaczął przeszukiwać kieszenie nieprzytomnego chłopaka. W jednej znalazł coś dziwnego. Wyciągnął torebeczkę białego proszku i schował ją do swojego pasa. Potem odwrócił się do dziewczyny:
- Czy wie pani kto go 'zaopatrywał'?
Dziewczyna zawahała się.
- Proszę mi powiedzieć. To dla jego dobra - Batman próbował ją przekonać, wciąż starał się zachować spokój - Dla dobra innych, takich jak on.
Dziewczyna nadal się wahała przez chwilę, w końcu powiedziała cicho:
- To Eddie. Można go znaleźć na East Endzie. Każdy wie o kogo chodzi. Jest tam znany.
Eddie - Batman też o nim słyszał. Mówili o nim "Ostrożny Gangsta". Taki właśnie był - nigdy nie wychodził poza prostytucję i paserstwo. Dlaczego zainteresował się teraz prochami? Kolejna zagadka, ale trzeba ją odłożyć na później. Podziękował dziewczynie i ruszył do Batmobilu. Godzina jeszcze młoda i sporo roboty przed nim. Wciąż był ciekaw, czym zaskoczy go Oracle.

- Nigdy nie uwierzysz co odkryłam, Bruce! - Barbara była bardzo rozentuzjazmowana.
- Zamieniam się w słuch - powiedział Batman do monitora.
- Sprawdziłam tych ludzi, jak prosiłeś. Jak dobrze wiesz, każdy z nich cierpiał na jakąś fobię. Generalnie, nie były to poważne przypadki, może oprócz tego ostatniego ze schizofrenią, ale i tak każdy z nich przynajmniej raz był w Arkham. Byli tam najwyżej po kilka dni na oddziale C - dla "nieszkodliwych przypadków". I teraz najważniejsze - nimi wszystkimi zajmował się dr Roger Lapwing.
Bruce uniósł brew.
- I co z nim? Nigdy o nim nie słyszałem.
- Ja też nie, ale słuchaj dalej. Coś podpowiedziało mi, żeby sprawdzić tego Lapwinga, możesz to nazwać kobiecą intuicją. Odkryłam, że studiował psychologię na Uniwersytecie Gotham. Miał tam bardzo dobrą opinię, szczególnie u profesora, u którego pisał pracę dyplomową. Potem zainteresował się biochemią - zrobił kolejny doktorat, tym razem na Harvardzie, z tej dziedziny. Do Gotham wrócił jakiś rok temu i od razu zatrudnił się jako terapeuta w Arkham.
- To może powiesz mi, co takiego niezwykłego odkryłaś w tym człowieku?
- Najlepsze chciałam zostawić na koniec. Pamiętasz, że zrobił dyplom na Uniwersytecie w Gotham?
- Tak właśnie mówiłaś.
- Otóż tym, który nadzorował jego pracę był niejaki profesor Crane.
- Co??!! - Bruce aż wstał z fotela.
- Zgadza się. Nasz stary znajomy Jonathan Crane - alias Scarecrow.

- Nie do wiary, Bruce! Od tygodnia każesz mi ślęczeć nad tymi durnymi książkami, zamiast pomagać tobie na ulicy. Kiedy w końcu razem skopiemy parę bandziorskich tyłków?
- Tim, tyle razy ci mówiłem, że zwalczanie zbrodni to nie jakaś robota na wakacje. Tym bardziej nie jest to zabawa w "kopanie tyłków", jak starają się to pokazać młodym ludziom w telewizji. Czyżby cała nauka jednak poszła w las?
- Hej, wiem o tym! Powtarzałeś mi to wystarczająco często, ale nie jestem już jakimś amatorem. Mogę coś zrobić. Nie jestem też ślepy, wiem, że coś się dzieje na ulicy.
- Nie twierdzę, że brakuje ci praktyki, ale wciąż spora droga przed tobą, jeśli chodzi o teorię. Improwizacja sprawdza się tylko na krótką metę. Popełniasz błędy, Tim. A w tym co robimy, jeden błąd może kosztować życie.
Tim Drake spuścił głowę. Oczywiście musiał przyznać rację Bruce'owi, zresztą nie zamierzał się kłócić. Dobrze wiedział, że czegokolwiek by nie zrobił, wciąż będzie porównywany z Jasonem Toddem - poprzednim Robinem.
Stali w jaskini. Bruce właśnie skończył ćwiczenia i wycierał się ręcznikiem.
Ponownie odwrócił się w stronę Tima.
- Jaki materiał teraz przerabiasz? - spytał.
- Nudną biochemię, a co?
Bruce uśmiechnął się.
- Chodź, możesz się przydać - ruszył w stronę innej sekcji jaskini. Tim poszedł za nim.

Batmobil jechał przez przedmieścia. Minął za sobą drogowskaz informujący, że do Zakładu Arkham zostało pięć kilometrów. Batman koniecznie chciał się spotkać z tym doktorem Lapwingiem. Oczywiście to mógł być tylko zbieg okoliczności, że on i Crane podzielali te same zainteresowania, ale nie mógł zostawić tego tropu.
Po jakimś czasie spacerował już korytarzami zakładu, ramię w ramię z doktorem Lapwingiem. Był to wysoki, szczupły mężczyzna, na oko po trzydziestce, jednak z  siwiejącymi włosami na skroniach. Starał się być miły, jednak na jego twarzy cały czas utrzymywał się irytujący uśmieszek.
- Podobno często tu bywasz, Batmanie - powiedział doktor, gdy szli korytarzem - To znaczy, wiesz... Przyprowadzasz tu przestępców.
- Nie na ten oddział.
- Oczywiście, że nie. Ci ludzie tutaj są zupełnie niegroźni.
- Czyżby? - spytał Batman - Pomijając chyba trzy osoby, które zostały stąd wypisane parę dni temu i w niedługim czasie zabiły swoich bliskich, a później także i siebie.
- Hm, zapraszam do mojego gabinetu - doktor otworzył drzwi do ładnie urządzonego pokoju. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające jakieś dziwne abstrakcyjne wzory, przed biurkiem stał miękki skórzany fotel, prawdopodobnie dla pacjentów, a pod ścianą sofa z tego samego materiału.
- Proszę spocząć - doktor wskazał Batmanowi fotel.
- Dziękuję, postoję.
- Jak sobie życzysz - uśmiech na twarzy Lapwinga jeszcze się poszerzył. Nie był to bynajmniej życzliwy uśmiech, raczej bardziej chytry. Uśmiech często wykorzystywany przez pewnych siebie ludzi, gdy uda im się udowodnić komuś swoje racje. Batman rozejrzał się po pokoju. Na ścianach było mnóstwo dyplomów z nazwiskiem Lapwinga.
- Wiesz dlaczego zająłem się psychologią? Wiesz czemu zająłem się badaniem lęków u ludzi? Interesowało mnie to z dość niezwykłego powodu. Otóż, osobiście nigdy w życiu nie odczułem strachu. Nigdy. Odkąd pamiętam. Możesz wierzyć lub nie, ale to prawda. Już jako dziecko uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak. W obliczu różnych sytuacji, w szkole czy na podwórku, ja zawsze potrafiłem zachować spokój. A może raczej powinienem powiedzieć że: nie potrafiłem się bać. Żadnego strachu.
Najmniejszej obawy. Nic. Wiesz jak wielu ludzi oddałoby życie za taki dar? Bo to jest dar. Tak to odbieram. Pomaga mi ocenić przyczyny i skutki strachu obiektywnie. Z dystansem. Pomocna rzecz w mojej pracy. I wiesz ,co odkryłem? Odkryłem związek między strachem i innym negatywnym uczuciem, jakim jest gniew. Niby oczywiste, ale zajęło mi trochę czasu uświadomienie sobie tego. Zwróciło to moją uwagę, gdyż oprócz strachu, to nie pamiętam bym kiedykolwiek odczuwał gniew. Te dwie emocje jak gdyby orbitują wokół siebie, nieustannie oddziałując jedna na drugą. Strach może prowadzić do gniewu, gniew może wzbudzić strach. Wiele ludzi potrafi zręcznie wykorzystać ten związek. Widzę to wyraźnie. Na przykład twój kostium - czy nie wkładasz go tylko po to, aby wzbudzić strach w swoich wrogach? Czy lepiej wzbudzić strach u innych, niż samemu być przerażonym? Czy nie wybrałeś dla siebie drogi gniewu, zamiast drogi przerażenia? Niektórzy mogą odbierać cię jako upiora nocy, postrach przestępców, ale ja widzę tylko człowieka przebranego za nietoperza. Niemniej jednak powód, dla którego postanowiłeś włożyć ten kostium, pozostaje dla mnie zagadką. Gniew czy przerażenie? Na pewno coś z tych dwojga uczuć. Tylko one są wystarczająco silne, żeby zmusić nas do najbardziej nieoczekiwanych decyzji.
- Porozmawiajmy o pańskich pacjentach, doktorze - powiedział Batman, nie podobał mu się dotychczasowy przebieg rozmowy.
- Proszę bardzo, pytaj - doktor Lapwing odchylił się na swoim fotelu za biurkiem i wyciągnął cygaro. Z uśmiechem zaproponował jedno swemu rozmówcy. Batman zignorował to i zadał pytanie:
- Czym leczy pan swoich pacjentów?
Lapwing spojrzał podejrzliwie na postać w pelerynie. Jego uśmiech powoli zanikał.
- Terapia słowna, głównie. Regresja hipnotyczna w wyjątkowych przypadkach.
- Hipnoza?
- Owszem. Gdy mamy do czynienia z fobiami, szczególnie bardzo nasilonymi, staramy się znaleźć ich źródło. Przeważnie cofamy się do czasów dzieciństwa, kiedy miał miejsce jakiś wypadek w życiu pacjenta. Przeżycie tego zdarzenia jeszcze raz zamazuje trochę wyolbrzymiony obraz zagrożenia w podświadomości i pomaga w dalszej terapii.
- Czy hipnotyzował pan tych troje pacjentów?
- Tylko jednego z nich. Mężczyznę koło czterdziestki. Matthews, tak? To nie była zwykła fobia, raczej schizofrenia. Jednak nic, z czym byśmy sobie nie poradzili.
- Teraz trochę na to za późno - Batman rozejrzał się po pokoju. Nie czuł się tutaj zbyt dobrze.
- Nie zapisywał pan im leków? Na uspokojenie? Doktor Lapwing znów się uśmiechnął, wciąż obserwując Batmana.
- Nic, czego nie podawałbym innym pacjentom.
Batman robił się coraz bardziej nerwowy. Coś tu nie gra. Nie mógł skupić myśli. Coś jest nie tak z tym pokojem. Dziwny zapach. Smród cygara? Może coś innego? Dziwaczne obrazy na ścianach? Chciał stąd wyjść. Odwrócił się w kierunku drzwi.
- Jeszcze tu wrócę, doktorze.
- Koniecznie - Lapwing uśmiechnął się za jego plecami.
Batman poczuł wyraźną ulgę po opuszczeniu gabinetu. Uspokoił się dopiero, gdy doszedł do Batmobilu. Wsiadł i ruszył przed siebie. W sumie, to nie wiedział dokąd miałby teraz jechać, chyba sprawdzi jeszcze mieszkania pozostałych ofiar. Gdy ujechał jakieś dziesięć kilometrów, ekran w Batmobilu się zaświecił i po chwili pojawiła się na nim twarz Tima.
- Bruce, sprawdziłem już te prochy, które mi zostawiłeś. To znaczy ich skład, jest prawie identyczny jak w tej tabletce, z wyjątkiem większej ilości tych dziwacznych czynników halucynogennych. Poza tym Oracle coś ci przesłała. Wrzucę to na ekran. Na monitorze pojawiły się jakieś tabele. Batman wcisnął klawisz "drukuj" i po chwili już trzymał w ręce kopię wykazu dotacji na cele naukowe z korporacji Wayne'a. Szybko odnalazł w jednej rubryce nazwisko Lapwinga i kwotę 20.000 dolarów. Na dole strony znajdował się mały dopisek:
"Bruce, nie masz pojęcia co dzieje się pod twoim nosem - Barb"
Niech to szlag! Dlaczego nie wpadł na to wcześniej? Dlaczego nie dopytał się Lapwinga o te leki, tylko potulnie wyszedł z gabinetu? Jeśli te podejrzenia są prawdziwe, to Lapwing już wie, co się dzieje i teraz wykona jakiś ruch. Batman nie mógł na to pozwolić. Musiał działać szybciej.
Batmobil wykonał gwałtowny zwrot o 180 stopni, po czym pomknął na pełnym gazie pustą leśną drogą.

Za późno. Przybył za późno. Lapwing musiał wykonać swój ruch zaraz po jego wyjściu. Czyli podejrzenia były słuszne. Batman szedł teraz tymi samymi korytarzami, którymi prowadził go doktor jakieś pół godziny temu. Cały zakład wyglądał jak jakieś psychodeliczne miejsce pełne przeraźliwych krzyków. Łóżka pacjentów którzy tu nocowali były puste, a sami pacjenci siedzieli skuleni w kątach, lub biegali przerażeni po korytarzu, uciekając od jakichś wyimaginowanych rzeczy. Sanitariusze i strażnicy robili to samo. Nie mógł im pomóc w jakiś znaczący sposób - musiał znaleźć źródło. Był prawie pewien, że chodzi o powietrze. Tylko w ten sposób doktor mógł wywołać efekt na taką skalę. Na szczęście tuż przed wejściem założył na usta swój miniaturowy aparat do oddychania pod wodą, a do nosa wetknął kawałki waty. Idąc korytarzami, myślał dalej. W jaki sposób Lapwing mógł rozprowadzić to tak szybko po całym zakładzie? Skierował wzrok na ujście przewodu wentylacyjnego. Oczywiście.
Po chwili czołgał się już w ciasnym i wąskim korytarzu. Robił takie rzeczy już wiele razy, jednak teraz wszystko wydawało się znacznie ciaśniejsze i węższe. Bicie jego serca zaczęło przyspieszać. Po paru minutach doszedł do rozwidlenia. Było tu wystarczająco dużo miejsca, żeby stanąć na nogi. Batman odetchnął z ulgą. Trzy duże wiatraki rozprowadzały tutaj powietrze po prawie całym zakładzie. Do kratek osłaniających każdy z nich przymocowane były urządzenia rozpylające zielonkawą substancję z około litrowych zbiorników. Batman przyjrzał się jednemu urządzeniu i znalazł zawór. Zakręcił go. Podobnie uczynił z pozostałymi dwoma. To powstrzyma rozprowadzanie substancji, jednak jej skutki utrzymają się jeszcze przez jakiś czas. Później pozbędzie się urządzeń. Trzeba złapać Lapwinga. Doktor stworzył sobie zasłonę dymną, ale chyba nie po to, żeby uciec. Przynajmniej nie od razu. Batman jest pewny, że doktor wciąż gdzieś tu jest. Skup się, skup się. O co mu chodziło? Co mogło być jego celem?
- Boże...

Wejście na oddział zamknięty niewiele się różniło od pozostałych części zakładu. Szaleństwo panowało na korytarzach przed samym wejściem. Batmanowi udało się powstrzymać dwóch strażników, którzy mierzyli do siebie z pistoletów i byli gotowi strzelić. Unieszkodliwił oboje ich własnymi kajdankami. Jednak automatyczne drzwi były zatrzaśnięte. Jeśli Lapwing tam jest, to widocznie nie chce, aby mu przeszkadzano. Batman spojrzał przez grubą szybę w drzwiach na korytarz po drugiej stronie. Spokój. Z tego co wiedział, oddział zamknięty miał swój własny system wentylacji. Dzięki Bogu za to. Kto wie, do czego byliby zdolni ci szaleńcy pod wpływem tej substancji. Jednak mimo wszystko trzeba się tam dostać - jedyny sposób, to właśnie te drzwi, ale może to trochę potrwać. Nie ma wyboru. Batman podłączył urządzenie odkodowujące - dumę jego własnej konstrukcji - do zamka w drzwiach i uruchomił je. Zajęło mu całe pięć minut, zanim drzwi rozsunęły się z sykiem. Wpadł do środka i szybko wcisnął przycisk zamykający. Drzwi z powrotem się zatrzasnęły. Batman nie mógł pozwolić, żeby powietrze z korytarza dostało się tutaj. Zdjął maskę i wyciągnął kawałki waty z nosa. Ruszył przed siebie. Było cicho i spokojnie. Zbyt cicho. Co dziwniejsze, Batman czuł się tutaj wyjątkowo zrelaksowany i spokojny... Senny...
- Szlag... - powiedział słabym głosem. Czuł, jak nogi się pod nim uginają. Oparł się o ścianę.
Błyskawicznie założył z powrotem aparat tlenowy. Wyciągnął jeszcze z pasa małą kapsułkę i rozłupał ją sobie pod nosem. Zaciągnął się głęboko obrzydliwym zapachem, po czym na powrót zatkał nos. Poczekał chwilę, aż wrócą mu wszystkie zmysły, po czym ruszył dalej.
Doszedł w końcu do celi z napisem "Crane, Jonathan". Grube żelazne drzwi były na wpół otwarte. W środku nie było nikogo. Za późno. Batman zastanawiał się, co dalej zrobić. Z całych sił próbował przypomnieć sobie rozkład budynku. Jeśli uciekli i on się z nimi nie minął, to zostaje... Spojrzał na oznaczenia kierunków do wyjścia pożarowego.

Biegł najszybciej jak tylko mógł. Gdy wybiegł na chłodne nocne powietrze, zdjął aparat i odetkał nos. Zaczerpnął w nozdrza świeżego powietrza, cały czas rozglądając się za Lapwingiem. Zauważył go na parkingu przed zakładem - ciemna postać niosąca ciało przewieszone przez ramię. Gdy rozpylił gaz na oddziale zamkniętym, musiał uśpić też Crane'a. Gdyby nie to, że musiał go nieść, pewnie dawno już by uciekł.

- Lapwing!!! - Batman krzyknął w jego kierunku.
Doktor odwrócił się i pospiesznie wsadził nieprzytomnego Scarecrowa do samochodu. Sam po chwili zasiadł za kierownicą. Nacisnął pedał gazu i z piskiem opon przejechał przez prawie pusty parking. Batman ruszył w kierunku bramy - tylko tak mógł przeciąć drogę doktorowi i mieć jeszcze jakąś szansę na schwytanie go. Biegł wzdłuż trawnika, który był nieco wyżej niż płyta parkingu. Gdy dobiegł do skraju, wybił się wysoko, odbił od dachu zaparkowanego samochodu i wylądował lekko na ziemi. Tuż przed zbliżającym się wozem.
Doktor Lapwing ujrzał w blasku świateł samochodowych mroczną, upiorną postać, zwróconą w jego stronę, stojącą bez ruchu - uosobienie niemal nierealnej grozy. W tej jednej sekundzie, prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu, doktor Roger Lapwing poczuł strach. Postać przed nim wykonała błyskawiczny ruch ręki i przednia szyba pokryła się pajęczyną popękanego szkła z małymi ostrymi przedmiotami wbitymi w kilku miejscach, po czym z nieludzką zwinnością postać uskoczyła w bok. Lapwing wykonał gwałtowny skręt, stracił kontrolę nad wozem i z hukiem wjechał w stanowisko strażnika tuż przy bramie.
Batman podszedł powoli do rozbitego samochodu. Otworzyły się drzwi kierowcy i na ziemię wyczołgał się doktor. Twarz miał zakrwawioną, a okulary rozbite. Spostrzegł jednak zbliżającą się postać i podniósł się niezdarnie. Drżącymi rękoma wyciągnął pistolet, Batman zatrzymał się.
- Odejdź ode mnie! Odejdź ode mnie! - Lapwing krzyczał histerycznie - Nie jesteś człowiekiem, nie jesteś...
Przysunął sobie pistolet do skroni.
- Nie dostaniesz mnie! Nie zabierzesz mnie żywcem!
Nagle na obie postacie padły silne snopy światła z boku. Doktor i Batman odwrócili się równocześnie.
- Nie ruszać się z miejsc! Tu policja Gotham! Ty przy samochodzie - odłóż broń! Batman rozpoznał głos Bullocka.
- Odłóż broń, powiedziałem!
Lapwing odsunął pistolet od swojej skroni i skierował w stronę detektywa. Batman zareagował błyskawicznie. Rzucił się na doktora, chwycił i wykręcił mu ramię pozbawiając go broni, a następnie płynnym ruchem pchnął bark Lapwinga ku ziemi.
- Bullock, jeśli kiedyś miałeś zamiar skuć tego człowieka, to teraz jest najlepszy moment.
Detektyw założył kajdanki doktorowi, który chwilę wcześniej stracił przytomność. Batman zauważył, że oprócz Bullocka przybyła także Montoya.
- No nieźle, mało ci szaleńców, to teraz także łapiesz ich lekarzy - powiedziała z uśmiechem.
- On chciał uwolnić Crane'a. Sprawdźcie tylne siedzenie samochodu. Chyba powinien być jeszcze nieprzytomny - polecił Batman - Mamy szczęście, że Lapwing nie uwolnił reszty zakładu.
- Najwidoczniej uznał, że Gotham może należeć tylko do jednego typu szaleńców - powiedziała Montoya.
- Jak mnie znaleźliście?
- Przecież ci mówiłem, że będę cię miał na oku, nie? - Bullock podniósł bezwładne ciało doktora i zaprowadził do radiowozu.
- Tak naprawdę to Harvey odkrył związek między tymi pacjentami i Lapwingiem. Poza tym, od jakiegoś czasu prowadzono też sprawę tych nowych narkotyków na ulicy. Harv przejrzał raport i...
- Po prostu dodałem dwa do dwóch, jak zwykle - dokończył Bullock i ruszył w stronę rozbitego wozu.
Montoya kontynuowała:
- Odwiedziliśmy też Eddie'go z East Endu. Znasz go. Na szczęście to jest ten typ facetów, którzy trzęsą portkami na widok odznaki.
- I paru chwytów aikido, co nie Montoya? - rzucił Bullock zza pleców.
- Opowiedział nam o swoim dostawcy i po odwiedzeniu paru innych gości usłyszeliśmy nazwisko Lapwinga. Dowiedzieliśmy się też, że Lapwing otrzymywał dość pokaźne dotacje na cele naukowe z korporacji Wayne'a. Możliwe, że przekupił kilku bogatych cwaniaków w zarządzie, aby przychylnym okiem spojrzeli na jego "badania". W laboratorium zbadano też skład tych tabletek - całkiem niezła mieszanka czynników halucynogennych. Ci biedni ludzie musieli zabić swoich bliskich, biorąc ich za jakieś wyimaginowane istoty z ich koszmarów. Nie wiadomo tylko, czemu potem sami się zabijali. Oczywiście może z rozpaczy, gdy zorientowali się co zrobili, a może to jakiś skutek uboczny tych leków. Trudno też powiedzieć o co chodziło samemu Lapwingowi. Nie do wiary, że twój własny terapeuta może mieć bardziej namieszane w głowie od ciebie. Na jakim świecie my żyjemy? Na studiach już nie uczą o etyce lekarskiej?
Batman się zamyślił. Po chwili usłyszeli głos Bullocka:
- Eee, Długouchy? Mówiłeś, że kogo Lapwing chciał wywieźć z Arkham? Batman zbliżył się do samochodu. Tylne siedzenie było zupełnie puste.
- Kiepska sprawa, co? - powiedział Bullock. Obydwoje z Montoyą wyraźnie widzieli zmęczenie na twarzy Batmana, nieudolnie ukryte pod maską. Jednak odpowiedział on krótko:
- To nic. Noc się jeszcze nie skończyła.

KONIEC

Autor: Adams





WAK - Serwis Komiksowy
Spider-Man Online

Punisher - Serwis o Punisherze
The Truth about The X-Files





© Copyright 2003 and 2012 by BatCave. Wszelkie prawa zastrzeżone
Batman is registered trademark of DC Comics, Warner Bros.

Projekt i wykonanie: myspace.com/WebMastaMajk