Nieoczekiwany początek historii Batmana. Któż mógł się spodziewać, że będzie aż tak ciekawy? Ale nie powinniśmy się dziwić, wszak zrealizował go Christopher Nolan, autor oryginalnych, "dusznych" wizji z filmów "Memento" i "Bezsenność". Zaangażowanie Nolana to było pierwsze dobre posunięcie wytwórni Warner Bros.
Drugim okazało się zatrudnienie Christiana Bale ("American Psycho", "Equlibrium") do roli Batmana. Dało to efekt odświeżenia i pogłębienia postaci. Bohater komiksu stracił tani blask błyszczącego papieru a zyskał mroczną siłę zdolną zafascynować nie tylko rozochocone komiksowymi błyskotkami dzieci. Batman w wykonaniu Bale'a jest silny (bo ćwiczy i zgłębia istotę zła, ścierając się z przestępcami) i słaby (bo samotny i zdający sobie sprawę z nieuchronności tego stanu). Bywa playboyem (żeby odwrócić uwagę od swoich nocnych eskapad) i romantycznym kochankiem (gdy zdobywa serce Katie Holmes). Jest zimny i ciepły. Czarny i biały. Twardy i miękki. Szalony i opanowany. Tylko jednego pozbył się całkowicie: czarującego uśmiechu z reklamy od pasty do zębów.
Strój Batmana, samochód Batmana wyglądają tym razem zgrzebnie, zupełnie nie "jazzy". Nie są efektowne, nie błyszczą się: za to świetnie służą do realizowania planów. Duszny nastrój Gotham City nie ma już powabu rozmigotanej futurystyki, ale oszczędzono mu także odium Sodomy i Gomory. Bo Batman wierzy w swoje miasto i mieszkających w nim ludzi. Mimo traumatycznego dzieciństwa (na jego oczach złodziej zamordował jego rodziców) nie znienawidził ludzi. Dzięki temu ocalił swoją wiarę w dobro.
Ale dobro z filmu "Batman - Początek" jest mroczne i bezsenne, niezgodne z definicją. Jest spocone, zmęczone, nietriumfujące. Mimo tego - ostatecznie zwycięskie. Piękno obrazów tego filmu dorównuje magii komiksu: pobudza wyobraźnię, zostaje w podświadomości, jest kompletnym tłem akcji dla naszych własnych przyszłych snów. Dawno nie było w kinie fantastycznych wizji miasta o takiej intensywności. Dawno nie było takiej artystycznej niespodzianki, gdy chodzi o prequel!