Forum

Już wkrótce
  • "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Tom 1" - 10 kwi 2024,
  • "JLA - Liga Sprawiedliwości: Saga o błyskawicy" (WKDCBiZ) - 24 kwi 2024,
  • "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Tom 2" - 15 maj 2024,
  • "Nightwing. Bitwa o serce Blüdhaven. Tom 2" - 29 maj 2024,

– Tęskniłem za tobą strasznie, Kimberly- Ollie siedział na ławce w parku i ściskał wnuczkę Batmana za rękę- jednak wiedziałem, że jeśli nie będę pewny, że mam pełną kontrolę nad swoimi mocami, nie będę mógł na nowo starać się o twoje zaufanie.
– Ale jesteś i jestem szczęśliwa z tego powodu- odparła Kim i pocałowała Oliviera w usta, a on wymienił z nią czułości, głaszcząc ją po włosach i plecach. W pewnym momencie dziewczyna pogładziła jego tors, a Olivera przebiegł niespokojny dreszcz. Doznał nagle obsesji na punkcie tej panny, pragnął ją mieć tylko dla siebie. Kim dała dawała mu sygnały, ale nie wiedział, czy to nie kolejna sztuczka, poprzez którą wystawia jego zaufanie na próbę. Gdy jednak zaczęła rozpinać mu koszulę, wiedział już wszystko.
-Chyba nie mówisz poważnie?- spytał zaskoczony Ollie, a wnuczka Batmana spojrzała na niego i wtedy poznał jej prawdziwe intencje. Ona pragnęła troskliwej opieki, chciała się czuć kochana. Milioner Bruce nie mógł jej tego zapewnić, bo ciągle szalał jako Książę Ciemności i trwał w swojej paranoi oczyszczania Gotham z kryminalistów. Olivier zaczął całować Kim po szyi, a potem wsunął jej rękę pod bluzkę. Gdy poczuł jej chłodną skórę w zetknięciu ze swoją, zapragnął z tą dziewczyną doświadczyć błogostanu, jakiego nigdy nie zaznał z żadną ze swoich partnerek.
Kim nagle wycofała się, gładząc Ollie’go po policzku.
– Wiem teraz, że mnie kochasz- powiedziała cicho- jednakże nie stracę symbolu swej niewinności przy jednorazowym wyskoku. Chciałabym, by był on naznaczony w momencie, kiedy oboje będziemy pewni naszych uczuć.
Ollie uśmiechnął się i ucałował Kim w czoło. Kochał jej życiową mądrość i jej sposób widzenia świata. Zarażała go swoim optymizmem.

Blake był spakowany i zastanawiał się, czy w Kanadzie się zadomowi. I jak zniesie myśl, że jego córeczka nigdy nie pozna swojego ojca. Próbował namówić chociaż Wayne’a, by mógł zobaczyć swoje dziecko, jednak ten nawet nie chciał o tym słyszeć. Nawet nie wiedział, czy jest do niego podobna.
W końcu John westchnął i chwyciwszy walizkę, zamknął już na zawsze mieszkanie, w którym zawarta była pewna część jego życia. To tutaj się zakochał i planował założyć rodzinę z ukochaną kobieta, to tu spłodził swoje dziecko i właśnie w tym miejscu dowiedział się, że zostanie ojcem.
Jego córka może kiedyś zechce go odnaleźć. Póki co musi o niej zapomnieć. Przez cholerne wpływy nadzianego milionera i nocnego protektora Gotham. A także pani komisarz, która wszędzie by pobiegła za swoim dawnym kochankiem.

– Ollie, naprawdę chcesz mnie przedstawić swojej babci?- Kim była mile zaskoczona, gdy ona i jej chłopak jechali samochodem Kenta. Okno było uchylone i dziewczyna doznawała miłej ulgi za pośrednictwem wiatru spowodowanego jazdą.
-Tak- odparł Ollie, uśmiechając się do młodej Wayne- tylko nie przedstawię cię jako zwykłej Ziemianki. Lois dowie się, że jesteś wnuczką Batmana.
-Jaka jest twoja babcia?- spytała Kim, zamyślając się, a Kent spojrzał na nią dyskretnie.
– Czemu chcesz wiedzieć? Sama ją poznasz- Ollie uśmiechnął się, lecz Kim była poważna.
– Lois wie, jaką postacią jest Mroczny Rycerz- odrzekła stanowczo dziewczyna-zważywszy na dawne konflikty Batmana i Supermana może być do mnie uprzedzona, bo jestem z rodziny Bruce’a Wayne’a.
-Wprost przeciwnie- odparł zdecydowanie Ollie- pokocha cię jak własną córkę.
Kim wzruszyła ramionami, po czym założyła nogę na nogę.
– ja niedawno dowiedziałam się, że mam babcię- odparła posępnie Kim, marszcząc brwi- jednakże w niczym nie przypomina ona osoby o tym wyznaczniku. Nie dość, że jest herosem i zachowała wieczną młodość, to jeszcze kompletnie jej nie znam. Poza tym ma podobne poglądy jak Bruce.
– Czyli trafił swój na swego- żachnął się Ollie, lecz Kim zaprzeczyła:
– Zdaje się, że kochała moją matkę. I wiem, że moja mama bardzo mnie pragnęła.

Bruce Wayne siedział przy swoim Bat komputerze i przerzucał zdjęcia, które lubił czasem wygrzebywać z prywatnego, osobistego folderu i tym samym odświeżać wspomnienia. Jego niebieskie oczy, teraz przekrwione czerwonymi żyłkami z powodu braku snu, obserwowały uważnie strzałkę na ekranie komputera, która zaznaczyła mały punkcik i wtedy pojawił się obraz, którego dawno nie oglądał. Na zdjęciu pochodzącym z końcówki lat osiemdziesiątych, widnieje na tle czterech postaci. Bruce zmarszczył brwi i przesunął palcem po dolnej wardze. Mimo iż nie był jeszcze taki stary, nagle poczuł się niezwykle zmęczonym człowiekiem. Jakby nagle na grzbiecie przybyło mu lat. Mężczyzna odsunął się trochę na swoim fotelu, zwiększając odległość od klawiatury swojego komputera. Recz jasna, olbrzymiej klawiatury. Bruce przypatrzył się tym osobom, które kiedyś stanowiły z nim zespół. Tymczasowy, rzecz jasna.
Pośrodku fotografii stał on, w przebraniu Nietoperza, władczy i mroczny. Po jego lewej stronie stała ponętna brunetka w kostiumie o barwie flagi Stanów Zjednoczonych, a długie, gęste włosy spływały jej po plecach. Diana, królowa Amazonek, z którą krótko łączyła go namiętność i z którą pamiętnej nocy spłodził dziecko. Po prawej stronie dawnej pary stał umięśniony atleta-Superman, a obok niego dziewczyna w czarnym, obcisłym kostiumie. Bardzo podobna do Bruce’a i Diany. Nicole, ich córka. Bruce westchnął ciężko i zamyślił się. Od śmierci swojej córki ma obsesję na punkcie wytropienia jej mordercy. Anarky został zamordowany, jednak nawet konając nie zdradził, kto zlecił zamordowanie Nicole. W pierwszej kolejności podejrzewał Jokera, jednak ten nie żył po pożarze w Arkham. Lista potencjalnych podejrzanych zakończyła się i Wayne wkroczył teraz myślami na długą linię autostrady drobnych rzezimieszków, którzy de facto mogli maczać palce w morderstwie Nicole. W końcu każdy chciał skopać tyłek Batmanowi. Albo może zmęczony umysł popada już w paranoję …
Nagle rozdzwoniła się komórka Wayne’a. Mężczyzna wyjął ją szybko i gdy jego ucho musnął aparat telefonu, spytał:
– Nieźle, stary pierniku- ktoś syknął zjadliwie do słuchawki- może myślisz, że urządzisz mnie i moją córkę, ale ja ci tylko mogę powinszować puszczalskiej wnuczki, która publicznie była gotowa uprawiać seks na ławce w parku z jakimś chłopakiem. Ładnie sobie wychowałeś tę dziewczynę ! A te ciekawe zdjęcia będą jak się znalazł na okładkę Gotham News ! To ci zrujnuje układaną latami reputację !
Nastąpiło przerwanie połączenia i Bruce poczuł, jak dopada go wściekłość. Wiedział doskonale, że to Lex Luthor, jednak nie wierzył, że Kim mogła się dopuścić takiego czynu. Szybko odrzucił telefon i palcem na klawiaturze namierzył ostatni jej pobyt. Istotnie, było to w parku Gotham. Teraz jednak zmierzała nieoznaczonym pojazdem do Metropolis ! Wayne poczuł, jak ogarnia go wściekłość.

Ollie pchnął drzwi wejściowe swojego mieszkania i zawołał:
– Babciu, jestem !
Jego pies Krypto z radosnym szczekaniem zaczął krążyć wokół swojego pana. Kim weszła, ostrożnie się rozglądając. Mieszkanie Kentów było przytulne , tchnęło domowym zaciszem i spokojem.
– Nareszcie !-z kuchni dobiegł lekko szorstki, lecz serdeczny ton kobiety.
Na spotkanie Ollie’mu i Kim wyszła kobieta o szczupłej sylwetce, która jak na swój wiek wyglądała aż za dobrze. Elegancka, w garsonce i dokładnym makijażu, stanęła w progu, lekko zaskoczona, że jej wnuk przyprowadził dziewczynę.
– Ollie, nie uprzedzałeś mnie, że przyprowadzisz koleżankę- powiedziała Lois, uśmiechając się serdecznie do Kim- kupiłabym ciasteczka …
-To moja dziewczyna- sprostował chłopak- którą swego czasu musiałem opuścić ze względu na moje super moce …
Lois rzuciła wnukowi ostrzegawcze spojrzenie, ale Ollie odrzekł:
– Ona aż za dobrze zna te klimaty, babciu …
-Co to znaczy?- spytała surowo Lois, a wnuczka Batmana odrzekła:
-Ollie miał na myśli, że ja także pochodzę z rodziny, gdzie obowiązuje tajemnica odnośnie podwójnego życia mojego krewnego. Jestem Kimberly Wayne, pani Kent.
-Jesteś wnuczką Bruce’a Wayne’a?- spytała Lois, patrząc z dystansem na dziewczynę.
– Babciu, Kimberly w niczym nie przypomina Bruce’a- Olivier czuł się zobowiązany stanąć po stronie swojej ukochanej. Chłopak miał napięte mięśnie twarzy, widać że był stanowczy w swej ocenie. Kim zerknęła z ukosa na Lois, która stała niewzruszona. Minęła młodego Kenta i odparła zdecydowanie :
– Ollie, nie musisz aż tak się poświęcać. Pozwól, że twoja babcia sama dokona oceny. Przecież nie można o kimś wyrobić opinii widząc tę osobę pierwszy raz, prawda? Poza tym nie staram się na siłę odchodzić od etykietki wnuczki Wayne’a. Moja przeszłość, zarówno teraźniejsza jak i ta sprzed wielu lat zawsze będzie nieodłącznie się za mną ciągnąć. I mimo iż twoje słowa odzwierciedlają swą wiarygodność, pragnęłabym sama dać przekonać się twojej babci.
– Wiesz, czego chcesz- Lois spojrzała z szacunkiem na Kim- twój dziadek faktycznie nie raz był powodem, dla którego miałam ochotę go cisnąć na samo dno piekła. Przez jedną z jego akcji Clark o mało nie stracił życia.
– Babciu, przesadzasz- głos Ollie’go był stanowczy- nie możesz Kim opowiadać czegoś, co należy już do historii. Poza tym ona nie odpowiada za to postępowanie Batmana.
– Być może- Lois oceniła Kim od stóp do głów- ale jesteś ładna, i to bardzo. Jesteś może córką Desire?
– Tak- odrzekła młoda Wayne, a w jej głosie zabrzmiała duma- i jestem niezwykle zaszczycona móc nazywać się jej córką.
– Wnuczka Batmana i Królowej Amazonek- Lois uśmiechnęła się kwaśno- cóż za wspaniałe geny ! Ale czy przydatne do bycia zwykłą nastolatką?
– Nie zamierzam być herosem- odrzekła twardo Kim, a jej zdecydowanie zaskoczyło trochę panią Kent-chcę prowadzić normalne życie i jestem prawdziwą Ziemianką.
– Zobaczymy, czy okażesz się warta tych słów- ostre, trzeźwe słowa Lois nie pozostawały złudzenia, że nie darzy Kim sympatią.
-Babciu- Ollie poczuł nagły przypływ złości do żony Supermana- zawodzisz mnie swoim nastawieniem do Kim …
– Znajomość twojego dziadka z Bruce’m Wayne’m nie wpłynęła dobrze na naszą rodzinę- Lois patrzyła w Kimberly niczym sroka w gnat- nie chcę też, by to ponownie wróciło !
-Kimberly nie jest Batmanem- odrzekł zimno Ollie, obejmując dziewczynę w talii- ani nie jest odpowiedzialna za jego błędy z przeszłości. Nie myślmy o tym, co było. Skupmy się na tym, co jest teraz, gdyż to ma najważniejsze znaczenie.
– Widzę, że traktujesz poważnie związek z wnuczką Wayne’a- Lois Lane, po czym westchnęła- żebyś tylko nie żałował swojej decyzji …
-Kocham Kimberly i zamierzam się z nią ożenić- powiedział dobitnie Olivier, czym wprawił dwie towarzyszące mu kobiety w osłupienie.
-Teraz to troszeczkę się zagalopowałeś- Kim zrobiła dobrą minę do złej gry- fajnie, że znów jesteśmy parą, ale my sami nie zdajemy sobie sprawy, co niesie dorosłe życie …
– Chcę, żebyś została moją żoną- powiedział zdecydowanie Ollie i ujął Kim za rękę. Od wewnątrz wyczuł jej delikatną skórę i nagle naszła go chęć zakosztowania tego balsamu, jaki miał obok siebie. Porzucił jednak tę myśl i potępił siebie za tę grzeszną myśl. Jednak gdzieś tam w środku żywił pragnienie, by zrealizować kontakt fizyczny z Kim. Był mężczyzną i tak jak każdy samiec Alfa miał swoje potrzeby, rzecz naturalna na tym świecie.
– Za dużo sobie wyobrażasz, młody człowieku- Lois spojrzała gniewnie na wnuka- ale twój dziadek wybije ci te głupoty z głowy !
– Nie jestem już małym chłopcem, babciu- odparł rzeczowo Olivier i spojrzał z dystansem na panią Kent- poza tym to moje życie i nikt nie będzie mi mówił, co jest dla mnie dobre. Sam to wiem najlepiej !
– Tak, zwłaszcza małżeństwo z dziewczyną, której krewny to śmiertelny wróg Clarka !- Lois wzniosła oczy ku niebu- poza tym Batman przeciągnie cię na swoją stronę i tym samym zrobi ci pranie mózgu !
-Nie jestem ojcem, babciu- odparł zimno Ollie, przyciskając Kim do siebie- jestem zakochany i z wzajemnością . Nie zepsujesz tego ani ty, ani Superman.
– Pani Kent, nie jestem tym, za kogo mnie pani uważa- Kim spojrzała Lois prosto w oczy, co kobietę zaskoczyło- Batman może prowadzi podwójną grę, ale jednak robi to z prostego faktu : stara się, aby sprawiedliwość wygrała. A ja wyznaję tę samą zasadę, no może nie tak skomplikowaną.
Żona Supermana była lekko przeszyta spojrzeniem wnuczki Wayne’a. Była w niej porażająca moc, która dawała siłę tej smarkuli. Poza tym taką siłę racji posiadał Bruce Wayne alias Batman i potrafił wywrzeć taki nacisk, że wszystko szło po jego myśli.
-Chodź, Kim- powiedział nagle Olivier- lepiej, jak opuścimy ten dom i udamy się gdzieś, gdzie możemy pobyć sami.
Dziewczyna skinęła głową, po czym oboje z Kentem wycofali się, zostawiając zniesmaczoną Lois samą.

Kim i Ollie siedzieli na ławce na skwerze w Gotham i cicho rozmawiali. Dziewczyna oparła głowę na ramieniu swojego chłopaka i poczuła , jak brakująca pustka w jej sercu powoli się zapełnia.
– Kocham cię, Kim i chcę z tobą spędzić resztę życia- powiedział Olivier i spojrzał na swoją ukochaną poważnie- ta deklaracja może wydać ci się trochę przestarzała i dziecinna, ale jestem tradycjonalistą. Tę koncepcję tworzenia rodziny zaszczepił u mnie Clark a także własna potrzeba zbudowania tego, co w życiu ma największą wartość.
– Czy aby nie jesteś przykładem faceta, którego maniery pochodzą z innej epoki?- Kim spojrzała filuternie na chłopaka i pogładziła go po torsie- twoje maniery i sposób patrzenia na świat jest ściśle nie podstosowany pod dzisiejsze realia, z jakimi charakteryzują się faceci.
– Bo jestem wyjątkowy dla wyjątkowej kobiety- powiedział młody Kent i uśmiechnął się o ucałował pannę Wayne w dłoń. Kim uśmiechnęła się i dotknęła jego policzka.
– Również cię kocham- odrzekła, a głos jej lekko zadrżał- wiem, że jesteś dla mnie jedynym mężczyzną, przy którym będę szczęśliwa. Po prostu to czuję. Żeby nie wyszło to za bardzo jak w przesłodzonej komedii romantycznej ….
– Skądże, Kim- Olivier spojrzał na dziewczynę i po chwili ucałował jej usta. Przypatrzył się uważnie jej niebieskim oczom i delikatnej buzi. Nie pasowała do świata, do którego należała. Nie pasowała też do rodziny Bruce’a Wayne’a, który uosabiał mit bojowników o sprawiedliwość, sam zatraciwszy swoją prawdziwą tożsamość.
Kim już chciała coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się krzyk kobiety. Dziewczyna automatycznie wstała, a w jej ślady poszedł Ollie.
Kim spojrzała w stronę, skąd dochodziło rozpaczliwe wołanie. Nim jej chłopak zdążył zareagować , pobiegła w tamtą stronę. Kim gnała alejką, gdy jej oczom ukazała się przerażająca scena : w biały dzień rosły mężczyzna napastował młodą kobietę, która bezradnie mu się opierała.
– Zostaw ją !- krzyknęła Kim i nim facet zdążył się odwrócić, walnęła go w plecy. Efekt był piorunujący- mężczyzna padł na kolana, nie mogąc złapać tchu. Kim skorzystała z okazji i przypadła do kobiety- z jej nosa ciekła krew, a ramiona miała całe zadrapane do krwi.
– Nic pani nie jest?- spytała Kim, a poszkodowana szlochając, wydusiła:
– Powiedział, że się ze mną odpowiednio zabawi !
-Ale przeszkodziła mi ta dziunia !- oprych, który został znokautowany przez Kim, podniósł i splunął w bok krwią. Mężczyzna miał w oczach istne opętanie. Wnuczka Wayne’a przybrała pozycję bojową i zasłoniła sobą napadniętą kobietę. Gdy napastnik niczym rozjuszony tur, ruszył na dziewczyny, do akcji wkroczył Olivier. Złapał łotra za kołnierz koszuli i przycisnął swymi silnymi ramionami do ziemi, tak, aż gruchnęło i wszystko poderwał się do góry. Bandyta leżał na plecach, niezdolny wykonać najmniejszego ruchu. Czuł się zablokowany przez zaledwie jeden, acz skuteczny cios tego smarkacza, który wygląda przy nim jak cherlawy anemik. Nie miał wyrobionych muskułów, ledwie przypominał prawdziwego mężczyznę, już nawet nie wspominając o potencjale w oparciu o andrenalinę. I właśnie ten chłopaczyna zaskoczył go siłą, z którą mógłby zrównać ziemię. W dodatku ten ból, jaki mu zadał był niczym, jeśli chodzi o zszarganą reputację i zwątpienie we własną wartość jako niezwyciężonego w pojedynkach !
– Powiesz raz jeszcze tak o mojej dziewczynie, to cię zabiję !- wycedził przez zaciśnięte zęby Ollie, wzmacniając uścisk na ramionach bandyty- wreszcie ktoś cię nauczy manier dobrego wychowania !
– Zostaw go !- ten stanowczy głos przywołał chłopaka do rzeczywistości. Ollie z niechęcią cofnął swe wyładowanie i zszedł z napastnika. Rzucił szybkie spojrzenie swojej dziewczynie, że nie zdradził się na tyle, by obawiać o własne bezpieczeństwo.
Oprych podniósł się, z taką szybkością, że po chwili już go nie było. Z krzykiem uciekał, potykając się o wszystko.
– Nic pani nie jest?- Olivier spojrzał w stronę kobiety, która była oszołomiona.
Kim obejmowała ją ramieniem, a gdy dziewczyna odzyskała głos, odparła:
– Ja muszę już iść …
-Powinna iść pani z tym na policję- powiedziała zdecydowanie Kimberly- to była próba gwałtu !
– Nie chcę kłopotów- młoda kobieta podniosła się i chwiejnym krokiem odeszła.
– Może powinniśmy za nią iść?- spytała Kim Oliviera.
Chłopak miał zmarszczone czoło.
– Nie sądzę- odrzekł sceptycznie- to była jej decyzja.
– Nie możesz wyzwalać takiej siły- Kim przeszła do rzeczy- w ten sposób możesz zostać zdemaskowany. A ja nie chciałabym cię stracić po raz drugi.
Ollie uśmiechnął się do Kim, po czym wyciągnął do niej dłoń. Dziewczyna uśmiechnęła się i swobodnie i na luzie podeszła do swojej sympatii. Kent objął ją w talii, zatrzymując dłonie na jej plecach. Kim czuła ciepło jego ramion, a oddech chłopaka działał niczym narkotyk, wypełniając ją uczuciem, jakie do niego żywiła. Wnuczka Batmana czuła się w tym momencie najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Ollie przyciągnął ją do siebie, dotknął jej policzka i po chwili ucałował delikatnie jej usta. Pożądanie było tak silne, że po chwili z głośnym westchnięciem zaczął wymieniać z nastolatką tę czułość. Kim uśmiechnęła się w duchu i już miała powiedzieć coś miłego, gdy rozległ się ironiczny głos:
-Dwa gołąbki szczęśliwe, pomimo fermentu, jaki wywołały !
Nagle o ziemię coś walnęło mocno, stopy tegoż osobnika wryły się w ziemię. Jego spojrzenie na młodego Olliego było surowe i groźne, jednak chłopak nie okazał słabości.
-W moim wieku miałeś podobne słabości- odrzekł śmiało młody Kent- a poza tym ja nie wciskam się na siłę w czyjeś prywatne życie !
-Jesteś dorosły metryką, bo osobiście zachowujesz się jak gówniarz !- huknął Clark, a Kim zacisnę zęby. Gdy Superman łajał wnuka, dziewczyna poczuła złość. Czemu tak bardzo wszyscy sprzeciwiają się jej szczęściu i temu uczuciu ? Przecież ona i Ollie nie chcą nikogo skrzywdzić wyrażając do siebie nawzajem silnie łączącą ich chemię? Poza tym Clark pojął za żonę Ziemiankę, kobietę z krwi i kości, nie mającej nic wspólnego ze światem Kryptonu. Stworzył z nią rodzinę, spłodził potomka i poszerzył swój ród, skupiając go na Olivierze. Ale kiedyś i on będzie miał dzieci …
– Sądzisz, że możesz mi dawać dobre rady- wnuk Supermana spojrzał na niego lodowato- jednakże nie zapominaj, dziadku, że nie jesteś moim ojcem a poza tym nie zostawię tym razem Kim !
Tym razem? Wnuczka Batmana zamrugała oczami a Ollie z ukosa spostrzegł, że dziewczyna zauważyła jego wstawkę. Chłopak zaklął w duchu, a Kim spytała:
– Co miałeś na myśli ?! Ktoś wymusił na tobie, byś mnie porzucił?
– Kochanie, to nie tak- Olivier próbował naprawić swój błąd, lecz Kim spytała z narastającą złością:
-Bądź ze mną szczery, do jasnej cholery ! Wystarczy mi już tych ciągłych kłamstw !
Superman spojrzał zatroskany na wnuczkę swojego dawnego sprzymierzeńca. Dziewczyna naprawdę nie miała łatwo- Olie znał swoje pochodzenie, jednak ona dowiedziała się prawdy zupełnie niedawno.
Clark w jednej chwili przypomniał sobie zszokowaną Lois, gdy powiedział jej, że jest tym słynnym herosem, który pilnuje porządku w Metropolis.
Tym razem przed sobą miał wnuczkę Mrocznego Rycerza, którym szturmem weszła w życie jego wnuka. Do tego była cholernie mądra i bardzo ładna. Ale Królowej Amazonek także nie można odmówić uroku- nic dziwnego, że w jej łożu legł Batman. Jako Diana kusiła Bruce’a Wayne’a, a jako Wnder Woman Mrocznego Rycerza.
-To wszystko plan mojego dziadka?- pełen napięcia głos wyrwał Supermana z zamyślenia.
Ollie patrzył przerażony na Kim, która była teraz milcząca. Jednak jej oczy wyrażały nacisk.
-Nie wyciągaj pochopnych wniosków- powiedział ostrożnie Clark, podchodząc do dziewczyny- Bruce chciał tylko mieć pewność, że moce Oliviera nie zagrożną twojemu życiu …
-Więc jednak znowu się wtrącił !- Kim podeszła do najbliższego kosza na śmieci i mocno go kopnęła- on jest gotowy na wszystko, byleby tylko realizować własne pobudki !
– Dziecko, on się po prostu martwił- Superman zmarszczył czoło- wystosował jedynie środki ostrożności ! Sam zrobiłbym tak samo na jego miejscu, gdyby chodziło o mojego wnuka …
– Masz pojęcie, co to znaczy nie wiedzieć, kim jesteś?- spytała Kimberly, a głos jej zadrżał- ja sama już nie wiem, do jakiego świata należę. Ten, który znam nie jest normalny, ale dla mnie to już bez znaczenia. Podjęłam decyzję.
Ollie podszedł do dziewczyny i przytulił ją. Kim zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła buzię w jego ramię. Była taka krucha, że poczuł się za nią odpowiedzialny.
– Ty wiesz, kim byli twoi rodzice- Kim odjęła twarz od koszulki swojego chłopaka- ja jedynie niedawno poznałam tożsamość mojej matki, lecz do tej pory nie wiem, kim był mój ojciec. Bruce twierdzi, że on nie żyje.
– Nie rozmawiajmy teraz o tym- syknął jej do ucha chłopak, zerknąwszy z ukosa na Supermana- Clark nie jest godnym powiernikiem tego typu sekretów, lepiej go w to nie wtajemniczać.
– Poinformujesz mojego dziadka o tym, gdzie jestem?- Kim nieoczekiwanie zwróciła się do Supermana, podchodząc do niego.
Clark spojrzał na nią, marszcząc brwi. Małolata była konkretna i wiedziała, jak załatwiać poufne sprawy.
– Ze względu na moje poczucie odpowiedzialności muszę poinformować Bruce’a, że jesteś w moim mieście- odrzekł heros, kładąc wyraźny nacisk na ostatnich dwóch słowach.
Kim wywróciła do góry oczami i spytała zimno:
– Czy chociaż raz nie możesz złamać swoich moralnych zasad?
-Jestem wierny sojuszowi z Batmanem- powiedział twardo Superman, kładąc dłonie na swoich biodrach, a peleryna podwiewała mu, uderzając całą swoją mocą o ziemię- poza tym to twój prawny opiekun i zależy mu na tobie. Nigdy by nie wybaczyłby bierności, zwłaszcza, gdy odnosi się ona do ciebie.
-Tak, jasne- zadrwiła Kim i wywróciła do góry oczami- dla Batmana najważniejsze jest poczucie odpowiedzialności i sprawiedliwości. Jednakże sam się nie pofatyguje, aby tu przyjechać i wziąć za siebie tę odpowiedzialność, jak mówisz.
-Za bardzo masz wydumane ego o samej sobie- odparł z mocą Clark Senior- żer nie dostrzegasz prawdziwych intencji, jakie kierują Bruce’m. Poza tym przestać ciągle uważać się za poszkodowaną i zacznij racjonalnie rozważać swoją sytuację.
– Dziadku, Kim ma trochę racji- Ollie poczuł się odpowiedzialny wstawić za dziewczyną, choć uważał, że Superman dobrze jej radzi- poza tym Bruce ma ciągle przed nią jakieś tajemnice. Chciałaby je poznać, ale on ciągle jej coś ogranicza. Na przykład jest przeciwny naszemu związkowi.
– Jak będziesz kiedyś miał własne dzieci, to zrozumiesz- Clark spojrzał stanowczo na wnuka-jesteście oboje za młodzi, aby te sprawy tak dojrzale pojąć.
– To twoje zdanie- odparł niecierpliwie chłopak i nim zdążył się pohamować- ale i tak będziemy chcieli mieć kiedyś dzieci.
Na twarzy Kim odmalowało się przerażenie , argument na zasadzie „Coś ty najlepszego zrobił”, a Superman wyglądał na zaskoczonego.
– Czyżbyś myślał o ślubie z Kimberly?- spytał Clark, cedząc powoli każde słowo, a wnuk ochoczo przytaknął:
-Tak, zamierzam się z nią ożenić. I zrobię to, choćbym miał zaprzepaścić relacje z tobą, jako jednostką, która jest temu przeciwna.
– Synu, nie wiesz, co to małżeństwo i odpowiedzialność, jaka się z tym wiąże- powiedział stanowczo Superman-a poza tym wolałbym, abyś wpierw poszedł na studia, aniżeli wstąpił w małżeństwo. Poza tym wiesz doskonale, że Bruce Wayne nie jest waszym zwierzchnikiem pod tym względem. A ja nie zamierzam ryzykować utraty sojusznika, poza tym to czysto-szczeniacka fanaberia.
– Głupie prawo Ligi Sprawiedliwych- zadrwił Ollie, a Superman zmarszczył groźnie brwi- wybieracie obowiązek ratowania świata kosztem własnego życia. Czy można aż tak bardzo być naiwnym we własnym poświęceniu?
– Uważaj na słowa, chłopcze- rozległ się szorstki, wręcz zimny głos. Kim odwróciła się i ujrzała mężczyznę atletycznej postury, ubranego w kostium i maskę Mrocznego Mściciela. Jego wzrok skupiony był na Olivierze i młodej pannie Wayne. Umięśnione ramiona były idealnym dopełnieniem ego Batmana, a specjalnie uwydatniony kostium podkreślał znakomicie ten atut herosa.
– Widzę, że znowu nawiedzasz Metropolis tak jak zawsze- powiedział z przekąsem Clark Kent- nigdy zaś w cywilu.
-Takie mam przekonanie- odrzekł zachrypniętym głosem Mroczny Mściciel, po czym przeszedł szybko obok swojej wnuczki i Ollie’go.
-I zaskakuje mnie to, że Kimberly woli Metropolis zdecydowanie bardziej od swojego rodzinnego Gotham, z którego zawsze ucieka pod przykrywką manipulacji- powiedział ostro Batman, osadzając wzrok na nastolatce. To miażdżące spojrzenie znała aż za dobrze- wielokrotnie ją nim obdarzał, gdy musiała wysłuchiwać reprymendy. Wayne był mistrzem połajanek i szlabanów, w przeciwieństwie do rodziców Lizzie, nigdy nie machał ręką na jej występki. Nigdy też nie anulował jej żadnej kary, był konsekwetny do końca. Tego Kim w nim nienawidziła.
Mroczny Rycerz mimo swojego zaawansowanego średniego wieku budził zachwyt. Jego ciało tworzyło typowy majestat herosa, który swą siłą tłumił zło, a czynami ratował ludzkość przed najgorszym. Poza tym kobiety uwielbiały jego osobę w cywilu- jego sypialnia co chwila zmieniała kandydatki, a swoboda seksualna Bruce’a Wayne’a pozwalała mu stale cieszyć się opinią playboy’a.
– Masz rację, pod przykrywką manipulacji- powiedziała twardo Kim. Jej głos wyrażał zdecydowanie i zatańczyły w nim ostre nuty, co sprawiło, że Batman zwęził niebezpiecznie swoje źrenice- wiem, że nie akceptujesz Oliviera. Ale to może życie i ty nie masz prawa się wtrącać w moje uczuciowe sprawy !
– Mylisz się, smarkulo- odezwał się mocnym i zimnym jak stal głosem Mściciel, po czym podszedł do niej tak, że mogła doskonale widzieć te niebieskie oczy, przepełnione gniewem, mocą i silną zawziętością, które teraz ciskały w nią pioruny- dopóki nie ukończysz 18 lat, jesteś całkowicie mnie podporządkowana i nie myśl sobie, że będę tolerował dłużej twoje kaprysy. Za młodu chyba za bardzo ci pobłażałem i wykazałem zdecydowanie za mało stanowczości, unikając typowych kar za złe zachowanie. A to wszystko tylko dlatego, byś nie odczuła takiego ciężaru w dzieciństwie, na jaki ja byłem skazany.
– Chciałeś, bym miała szczęśliwe dzieciństwo- powiedziała powoli Kim, patrząc mu prosto w oczy- bo przepadła ci okazja wpływania na życie mojej mamy. Nie miałeś okazji, by poczuć się jak rodzic. Więc chciałeś to zrealizować za pośrednictwem mojej osoby. Jednak mimo drogich prezentów nie miałam ciebie, dziadku.
-Ciągle ten sam argument- Wayne cofnął twarz od wnuczki, a oczy ciągłe miały w sobie niebezpieczne błyski. Batman zamiótł swoją czarną peleryną, która uderzyła o posadzkę, wzburzając piach do bezpośredniego odruchu. Kim miała zacięty wyraz twarzy, a jej krnąbrność nie podobała się Mrocznemu Rycerzowi. Nienawidził, gdy Tim lub Dick okazywali powierzchowną wyższość nad nim. Pamiętał, że raz nawet spoliczkował Graysona za jego ostry język, czego potem ogromnie żałował. Poza tym Kimberly miała w sobie dużo zawziętości od strony Diany, która doskonale trenowała swoje Amazonki.

17 lat wcześniej ….
Po niebie ciemne, odstręczające swym nastawieniem chmury, które były prawdziwym manipulatorem ze zmieniającą się co chwila pogodą. Przesiąkające przez nieprzychylne obłoki słońce biło się z gorzką prawdą odnośnie wydarzenia, które zgromadziło wielu żałobników.
Cmentarz na obrzeżach Gotham zaścielony był przez lasy i duże tereny, które nie karczowane były nastawione na ludzką działalność ale graniczącą z wymiarem bezprawia i dzikim charakterem wykorzystywanego miejsca.
Wokół okazałego grobowca, który spełniał charakter rodzinnego sarkofagu zlokalizowani byli żałobnicy, ubrani w czarne, nostalgiczne stroje i w skupieniu oddawali się smutnemu ceremoniałowi.
Biała trumna, na której osadzone były różnokolorowe kwiaty, a baldachim, który spoczywał nad kapłanem odprawiającym nabożeństwo za zmarłą osobę i jej najbliższymi, zmywał otępienie, jakie ogarnęło wszystkich uczestniczących w tym obrządku.
Z samego boku, na tyłach stał postawny mężczyzna w czarnym, eleganckim płaszczu, okutanym, jak gdyby było mu naprawdę zimno. Jego postawa była bez wyrazu, bez emocji. Twarz miał nieprzejednaną, skupioną i nie okazywał emocji. Miał to opanowane od lat.
Bruce Wayne, milioner i wzięty biznesmen uczestniczył w pogrzebie dziewczyny, która zjawiła się nagle w jego życiu i równie szybko znikła. Jak się potem okazało, była owocem jego romansu, z kobietą, która tak jak on, posiadała swoje alter ego.
– Bruce-ten delikatny, lecz szorstki głos Wayne znał aż za dobrze. Nie odwrócił się, tylko patrzył uporczywie przed siebie, na siłę unikając jakiegokolwiek bodźca , aby prowadzić rozmowę.
Mężczyzna usłyszał ciche westchnięcie, lecz nie wykazał żadnej inicjatywy, by jakoś zareagować na swoją towarzyszkę. Wzrok miał zdecydowany, jakby bardzo zależało mu na obiekcie, gdzie skupiał położenie swojego widzenia.
Kobieta, która wyraziła dezaprobatę wskutek takiego jawnego ignorowania, zmarszczyła brwi i powiedziała, nie szczędząc swojego niezadowolenia:
– Wiem, że przeżywasz śmierć Nicole, ale są sprawy, których nie możesz zaniedbać. Po pogrzebie należy zdecydować, jaki los czeka jej córeczkę. Pozostaje tylko wola wyboru i decyzji.
Barbara położyła dłoń na ramieniu Bruce’a i poklepała go krzepiąco. Na myśl o dziecku Nicole, Bruce Wayne skierował wzrok do dołu, po czym zacisnął jedną dłoń w pięść. Skupiona sama sobie siła spowodowała, że ręka mężczyzny wyzwoliła w sobie rozpacz, którą tłumił od wewnątrz.
– Dziecko zostaje ze mną- powiedział głosem przesiąkniętym chrypą, w tej chwili idealnie improwizując swoje alter ego- już dawno to postanowiłem.
– Bruce- Barbara starała się być delikatna- to jest dziecko …
-Co masz na myśli?- zaatakował ją niespodziewanie milioner , a Gordon poczuła się jak w potrzasku. Parę osób, które do tej pory nie zwracało na skupionych w rozmowie uwagi, odwróciło, a kapłan spojrzał zaskoczony za Bruce’a.
-Przepraszam- powiedział i skinął głową, a sceptyczny duchowny zaczął kontynuować ostatnie namaszczenie zmarłej Nicole.
– Mam na myśli to, że ty nie masz pojęcia, jaka to odpowiedzialność wychować dziecko- powiedziała groźnie Barbara, a Wayne odparł z sarkazmem:
-No pewnie, bo nie ma to jak popadanie w stereotypy. Może zrobisz się nagle orędowniczką wszystkiego, co propagują feministki? I może wykorzenisz na zawsze możliwość, że w przypadku śmierci matki, ojciec nie ma prawa ubiegać się o opiekę nad dzieckiem?
-Bruce, twoje rozgoryczenie spowodowane utratą córki jest zrozumiałe, ale musisz myśleć poważnie- pani komisarz zmarszczyła groźnie brwi- dziecko to nie przyjemność, na którą wyłożysz pieniądze i tym samym uznasz, że twoja rola się na tym skończyła. Posiadanie potomka to ogromna odpowiedzialność i brzemię, od którego mogę cię uwolnić.
– Jak ty to sobie wyobrażasz?- spytał lodowato, wręcz zimno Wayne, a Barbara wyczuła nim obecność tego napięcia, które mu towarzyszyło, gdy odwoływał się do swojego alter ego- że wybiorę wygodne życie i zrezygnuję z możliwości dania mojej wnuczce miłości, na jaką zasługuje?
-Wiesz, co mam na myśli- powiedziała Gordon z naciskiem- dziecko to nie kolejna droga zabawka do kolekcji.
– Znasz moje zdanie- powiedział Bruce Wayne, a pani komisarz wywróciła do góry oczami- i go nie zmienię. A teraz wybacz, ale muszę pożegnać córkę.
Barbara patrzyła, jak ten bardzo wysoki i zbudowany atletycznie mężczyzna podchodzi do trumny, która zamknięta, zawierała ciało jego jedynego dziecka. Bruce pogładził dłonią metalowe wieko i nie okazując emocji, pochylił się i ucałował przód konstrukcji. Potem wycofał się, jakby specjalnie nie dopuszczając do siebie myśli, że za chwilę jego córka spocznie w zimnym dole i już nigdy jej nie zobaczy.
Lokaj Alfred patrzył na swego panicza, który opuszczał cmentarz, poruszając się bezszelestnie i dyskretnie. Bruce już wcześniej wyraził życzenie, by Nicole spoczęła w jego rodzinnym grobowcu, obok swoich nieznanych dziadków. Teraz jednak nie chciał być przy spuszczaniu trumny do sarkofagu. Kamerdyner rozumiał ból swego podopiecznego, jednak wiedział, że Barbara ma rację. Dziecko to nie zabawka, którą można rzucić w kąt. To inwestycja na całe życie, a Bruce jak zawsze uważa, że jego zdanie jest najlepsze i kończy sprawę.
Barbara Gordon w milczeniu patrzyła, jak na specjalnych sznurach trumna Nicole jest spuszczana do ciemnej pieczary, gdzie spoczywały już na zawsze szczątki Thomasa i Marthy Wayne’ów, pogrzebane tu przed wieloma laty. Bruce wyzwalał wtedy w sobie dziecięcą żałobę, a ogromne, niebieskie oczy były wbite w jakiś nieokreślony punkt w ziemi, a płaszcz, w który był ubrany, wydawał się być za duży dla kilkuletniego chłopca. Sieroty. Teraz pozostało mu nic innego, jak zżyć się z nową etykietką, którą odpychał od siebie z obrzydzeniem, nie chcąc dopuścić do świadomości przykrego faktu. Jego rodzice nie mogli tak po prostu nagle zniknąć, musi pozostać po nich jakiś solidny fundament ! Najlepiej taki, który przysłuży się ludziom na wieczność i zniweczy raz na zawsze krzywdę i rozczarowanie. Młody Bruce podniósł do góry głowę i po raz pierwszy wpatrzył się w trumny, gdzie spoczywały ciała jego matki i ojca. Nie będzie bierny na przemoc i jej rozrastające się wpływy, stanie się liderem walki o wolność w każdym możliwym wymiarze. Już nikt nie poniesie bolesnej straty w postaci zamordowanego członka rodziny i nie dozna rozczarowania, które było powszechnym efektem wymiaru sprawiedliwości. Skorumpowana władza kontrolowała wszelkie ujścia finansowe i materialne do własnych kieszeni i stale szukała możliwości pozyskiwania więcej.
Bruce poczuł wściekłość na tych, którzy powinni schwytać mordercę jego rodziców, tym bardziej, że doktor Thomas Wayne zasłużył się wysoce dla Gotham i był bardzo szanowany przez każdego mieszkańca tego miasta. Słynął ze swojej bezinteresowności i filantropii, która była również wyznacznikiem postępowania jego żony. Obydwoje uważali, że dzień bez dobrego uczynku to dzień stracony.
Młody Bruce obserwował, jak wieka trumien jego rodziców wilgotnieją od deszczu. Za chwilę spoczną w mokrej, wilgotnej ziemi i odtąd ten dół będzie jedynym śladem po ich bogatym i szlachetnym życiu. Za chwilę czarna materia pochłonie dwie drewniane skrzynie, które teraz przypominają chłopcu, jak ulotne potrafi być ziemskie pielgrzymowanie. Ten padół, naznaczony rozpaczą i na przemian radością, pozostaje oddaleniem w tunelu, który odrywa ducha z ciepłego niegdyś ciała i czyni go istotą mroźną, pozbawioną człowieczeństwa. To jedynie namiastka kogoś, kto jeszcze nie tak dawno umiał być tak szczęśliwy.
Młody Wayne zapadł się głębiej w swoim kołnierzu, gdy poczuł coś ciężkiego na swoim ramieniu. Bruce zerknął z ukosa- była to dłoń mężczyzny, który od dwóch lat służył nieprzerwanie w rezydencji zamordowanych państwa Wayne’ów.
-Paniczu Bruce- lokaj Alfred pochylił się nad chłopcem i spojrzał na niego zatroskany- tak bardzo mi przykro ! Twoi rodzice byli najwspanialszymi i najbardziej uczciwymi ludźmi, z jakimi miałem do czynienia. Nic nie zaprzepaści ich spuścizny, którą jest panicz ! Jesteś tak szlachetny i wyjątkowy jak twój ojciec i matka, chłopcze. Nie zapomnij tego, kim jesteś.
-Co teraz ze mną będzie, Alfredzie?- przestraszone dziecko spojrzało na kamerdynera swymi dużymi, niebieskimi oczami- czy umieszczą mnie w sierocińcu?
– Nigdy bym na to nie pozwolił !- Alfred przygarnął Bruce’a, a chłopiec oparł brodę na jego ramieniu- jest panicz dla mnie jak syn, którego nigdy nie miałem. I zawsze tak będzie. Zostaje panicz ze mną. Jesteśmy rodziną.

Bruce Wayne siedział w swojej samotni przed kominkiem i opróżniał butelkę za butelką. Nigdy nie był alkoholikiem i nie zamierzał się utożsamiać z tym statusem, jednak wewnętrzny ból, jaki go rozrywał na części był nie do zniesienia. Czuł, jakby ktoś wyrwał mu połowę serca i cisnął w odmęty piekła. Tyle że pusty ślad po tym palił cholernie i wyraźnie wskazywał brak konkretnej komórki. Tyle że to nie przeszczep, gdzie dokłada się brakujący narząd. To śmierć a ze śmiercią nikomu nie jest do twarzy. Zwłaszcza własnego dziecka.
Wayne cisnął kieliszek na podłogę i po chwili rozległ się brzdęk tłuczonego szkła. Miał dość. Najchętniej włożyłby kostium Nietoperza i stłukł każdego, kto by mu się napatoczył pod nogi. Już dwa dni siedzi zakuty w swej żałobie i leczy smutki trunkami. Nawet nie słucha rad Alfreda i woli pogłębiać się tej izolacji od świata.
– Paniczu Bruce- ten spokojny i cichy głos przyprawiał go o ścisk w żołądku. Ciągle mu coś oferował i mówił, że będzie dobrze ! jak kurwa można normalnie żyć, jeśli twoje dziecko spoczywa w zimnym dole i już nigdy nie odnowicie wzajemnych relacji !
– Alfredzie- odezwał się stanowczo Wayne- daruj sobie ten sojusz z nieszczęśnikiem, który nie wiedział nawet, jaka jest jego córka.
– Poniósł pan olbrzymią stratę- lokaj był pełen wyrozumiałości- jednakże trzeba iść do przodu. Pana wnuczka jest teraz najważniejsza.
Na wspomnienie tego niemowlęcia Wayne poczuł uścisk w sercu. To jedyna pamiątka po jego córce. Małe zawiniątko, które teraz spało zamknięte w jednej z licznych komnat milionera.
Wayne zignorował wzmiankę o dziecku i otworzył kolejną butelkę. Upił jeden, potężny łyk i patrzył beznamiętnie w ogień.
-I myślisz, że ona zwróci mi Nicole?- spytał z drwiną w głosie miliarder- nic jej nie wskrzesi, pozostaje tylko odliczać dni od rocznic jej zgonu.
-Nie zajmie się pan dziewczynką?- spytał z niedowierzaniem Alfred, a Wayne wybuchnął:
– Nie powiedziałem tego ! Po prostu nie mogę, cholera, pobyć sam z tym, co mi runęło na barki ?!
-Ależ może pan- stwierdził potulnie Alfred- ale na twoim miejscu wziąłbym się w garść. To dziecko potrzebuje opiekuna i ma tylko ciebie. Chyba że oddasz małą jej ojcu.
– Nigdy- przerwał mu brutalnie Bruce Wayne, marszcząc brwi- to moja wnuczka i tylko ja mam do niej prawo. Poza tym Blake to już przeszłość i masz go nie wiązać z osobą dziewczynki, rozumiesz? Ten mężczyzna to wspomnienie, które nie istnieje w naszym życiu, podobnie jak jego domniemane ojcostwo.
-John ma prawo widzieć swoje dziecko- odrzekł z nieznaną miliarderowi surowością Alfred- nie możesz skazywać go na taką banicję, ta mała zawsze będzie jego częścią, bez względu na to, kto ją wychowa i kto ukształtuje jej świadomość.
– Zawsze byłeś niezwykle miłosierny, przyjacielu- odrzekł niezwykle słodko Bruce, w jego głosie brzmiała zawziętość- lecz twoja ofiarność może brzmieć tylko w słowach, nie w czynach. A do tego drugiego w tej sprawie ja mam najwięcej do powiedzenia.
Lokaj zacisnął usta i skinąwszy głową, wycofał się. Nauczony był bowiem , że z panem domu nie powinien wdawać się w tak głębokie konkluzje. Bądź co bądź to jego pracodawca, a on jest tu tylko pionkiem. To do Bruce’a należą wszelkie decyzje związane z rezydencją, a tym bardziej z jego jedyną wnuczką.

-Być może nie mam jeszcze 18 lat, ale nie chcę z tobą mieszkać-powiedziała twardo Kimberly, ściskając mocniej Oliviera za rękę- nie po tym, jak zaszantażowałeś mojego chłopaka !
Batman zaśmiał się pusto, po czym spojrzał na wnuczkę z politowaniem:
– Jakże jesteś naiwna, dziecko. Nie tutaj powinnaś szukać miłości. Prawdziwy super bohater nie jest zdolny porzucić wewnętrznych demonów, jakie w nim drzemią. Życie z takim to ciągła walka o odpowiednią przynależność.
– Mówisz tak, bo sam nigdy nie miałeś prawdziwego zaangażowania uczuciowego- odrzekła dziewczyna- a poza tym to kto cię kochał naprawdę oprócz twoich rodziców i starego lokaja ?! Nawet moja mama, której nie znałeś, nie chciałaby mieć z tobą nic do czynienia, gdyby wiedziała, jakie jest naprawdę twoje oblicze !
Ollie instynktownie przesunął Kim za siebie, bo wiedział, że uderzyła w niebezpieczną granicę, która dla Wayne’a była sferą sacrum. Superman spojrzał na swego wielokrotnego sprzymierzeńca, który przez chwilę stał , jakby nieobecny. Gdy spojrzał na wnuczkę, wzrok miał spokojny, wręcz łagodny.
– Śmiesznym jest nazywanie faktu, jeśli sama nie wiesz, co by powiedziała moja córka- powiedział zimno Mściciel, uśmiechając się sztucznie- nie miałaś okazji wiedzieć, jaka była, gdyż umarła, gdy byłaś niemowlęciem. Jedyne wyobrażenie o twojej matce to jedynie to powstałe w wyniku usilnego pragnienia doświadczenia relacji, które nigdy nie nastąpią. Taka jest prawda, Kimberly. Nie oszukuj się, bo sama nie wiesz, co powiedziałaby Nicole. Więc nie nazywaj tego tak, aby czuć sojusz ze swoją zmarłą matką, bo nie możesz być pewna, czy w tym momencie byłaby za tobą.
Młoda Wayne zacisnęła zęby, tłumiąc w sobie wybuch frustracji. Cholera, Bruce będąc Batmanem, był nieziemsko dobrym psychologiem odnośnie opracowywania profili osobowościowych. Jednakże nie miał prawa wkraczać w jej intymność, ogólnie w jej życie !
– Skoro mi się nie uda nigdy poznać mojej matki- powiedziała twardo, kładąc wyraźny nacisk na wypowiadanych zdaniach- to tym bardziej musi cię boleć to, że nadzieje, jakie wiązałeś z moją osobą okazały się płonne. Chciałeś mieć mnie tylko dlatego, by w moje wychowanie nie była zaangażowana Diana. To typowy egoistyczny proceder, dziadku ! Stary kawaler, który chciał pokazać, że wszystko mu się udaje.
Bruce zmarszczył brwi, a wściekłość się w nim zagotowała. Jakże go świerzbiła ręka, by ukrócić ten potok słów tej rozpuszczonej małolaty ! Postanowił jednak nie dać jej satysfakcji, że ten ostry języczek na niego podziałał.
– W każdym razie ten stary kawaler przyszedł tu po ciebie, bo jutro z rana masz szkołę- powiedział Wayne tonem nie znoszącym sprzeciwu- więc pożegnaj się z panem Kentem i ruszamy do domu.
Kim chciała zaprotestować, gdy poczuła jak Olivier pochyla się nad jej uchem i szepcze:
– Zrób tak, jak powiedział. Tu nie chodzi o nas, ale o pozory. Starego lisa nie oszukasz- wie, że nie może cię ograniczać, bo ja w każdej chwili mogę cię dla siebie porwać.
Kim uśmiechnęła się i skinęła głową , po czym młody Kent pocałował ją w czoło.
– Spotkamy się niedługo – powiedział Ollie, a Kim skinęła głową, czując, że nie zniesie z nim nawet jednego dnia rozłąki.
– Zadzwonisz?- spytała, dotykając jego dłoni i nie chcąc jej tak szybko wypuszczać- wiesz doskonale, że on kocha , jak zamysł jego planu się realizuje … Nie dajmy satysfakcji mojemu dziadkowi, że nasze kontakty się rozluźnią i tym samym oboje nawzajem wypiszemy się z naszych życiorysów. Nie chcę tego za nic w świecie.
– Obiecuję ci, że odezwę się do ciebie- odrzekł z mocą Ollie i poklepał swoją dziewczynę po ręce.
Kim skinęła głową i nie chcąc przedłużać tego trudnego dla siebie momentu, odeszła od Oliviera. Dziewczyna patrzyła jak do jej chłopaka podchodzi jego dziadek, który skinął głową. Nastolatka także poczuła silną dłoń na swoim ramieniu. Wiedziała, że to Batman daje jej znak, aby opuścili Metropolis. Jak na ironię potrafi grać zatroskanego opiekuna.
– Musimy ruszać- powiedział chłodno, po czym cofnął rękę. Kim poczuła zapach fabrycznej skóry, której zastosowania używał do swojego kostiumu. Dziewczyna cofnęła się i ruszyła przed siebie, idąc w pewnej odległości od Nietoperza.
Batmobil czekał zaparkowany na obrzeżu parkingu. Batman popatrzył na swój pojazd, który automatycznie podniósł klapę. Kim patrzyła gdzieś w bok, mając hardy wyraz twarzy. Nietoperz automatycznie znalazł na pozycji kierowcy, po czym nabrał płytkiego wdechu. Jego mocne dłonie zacisnęły się na kierownicy, tym samym przenosząc ich mentalną energię w uścisku, powodując solidne wgniecenia.
Kim weszła do Bat mobilu i zajęła miejsce z tyłu, tak jak zawsze, gdy skądś ją odbierał. Starała się pozostać neutralna- zaczęła rozmyślać o swoim wyglądzie i tapecie, do jakiej się dostosuje, gdy spotka się następnym razem z Olivierem.
Pojazd Mściciela nagle rozbłysnął, a światła przednich reflektorów rzuciły się na całą przestrzeń. Czarne, wręcz fantazyjne auto wykonało ostry manewr i po chwili limuzyna sunęła autostradą, do której miała całkowicie odwrotne dostosowanie.
Bruce prowadził pewnie i zdawał się nie zauważać swojej wnuczki. Zupełnie, jakby wracał ze swojej misji i dostosowywał ocenę sytuacji do wewnętrznego spokoju, jaki zawsze go wypełniał, gdy skończył z jakimś kłopotliwym pionkiem w jego misji stróża Gotham. Mściciel był naładowany emocjami, które wyciskały z niego adrenalinę całą gębą, poza tym nagle poczuł się nieziemsko zmęczony. Choć już dawno się temu nie oddawał, nagle zapragnął urządzić w swojej rezydencji jakiś sensowny bankiet. Mógłby zapełnić konto domu dziecka, któremu zawsze wysyła prezenty na święta, tak jak i młodzieżowego schroniska, które cały czas bombardowane jest nowymi agresywnymi wychowankami. Z takiego środowiska wywodził się Blake … Batman zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, czując, jak pocą mu się dłonie w grubym futerale rękawic. Dyskretnie zerknął na Kimberly, która namiętnie smsowała. Nie doceniał przebiegłości i sprytu tej małolaty. Miała bezsprzecznie charakterek swojego ojca, który dokonywał gdzieś swojej banicji, rozdzielony ze swoją córką siedemnaście lat temu na żądanie Bruce’a. Mężczyzna nagle poczuł wściekłość- akurat przypomniał sobie o tym marnym glinie, podczas gdy jego życie kwitło. Interesy w firmie szły świetnie, nie narzekał na brak sukcesów w swojej aktywności detektywistycznej. Jedyne, czego nie mógł ułożyć w korzystną całość, to mentalność Kimberly. Ta smarkula ciągle robiła mu na złość, nie dość że była pyskata i miała za nic to, co dla niej zrobił przez te lata, to teraz jawnie go ignorowała !
Kim pisała właśnie smsa do Liz, gdy poczuła, że Bat mobil staje. Dziewczyna zmarszczyła brwi i poczuła powiew chłodnego powietrza. Kim podniosła do góry wzrok i spostrzegła, że klapa unosi się stopniowo w górę. Nastolatka ułożyła się wygodnie na tylnym siedzeniu Bat mobilu, zakładając nogę na nogę i machając beztrosko stopą. Tymczasem Batman zgasił światła i jego pojazd wtopił się w ogarniającą dookoła ciemność. Nietoperz zmarszczył czoło, po czym pewnym ruchem wysiadł z Bat mobilu. Kim udała, że jej to nie interesuje i nadal była pochłonięta swoim telefonem komórkowym.
Bruce stał na niewielkim leśnym odniesieniu, które swymi długimi gałęziami skutecznie maskowały jego obecność jak i jego pojazdu. Bat mobil mógł spokojnie czekać na swojego właściciela nawet i do następnego dnia.
Batman zamknął powieki i pozwolił oddać się duchowi dzisiejszej nocy. Poczuł wyraźnie, jak jego tkanki pod wpływem orzeźwiającego powietrza reaktywują się i jak z martwych zamieniają się w pracujące całą mocą narządy. Mściciel, zadowolony ze sprzyjającego mu samopoczucia, patrzył na okolicę bez zmrużenia oko, jednak zawsze na posterunku. Nie chciał jednak jeszcze wracać do swojego pojazdu i krnąbrnej wnuczki. Tu było tak miło i spokojnie, jednakże obowiązki wzywały. Jutro czekała go jego własna firma i niemiłe posiedzenie. A Kim miała iść do szkoły. Miał co robić.
Batman przyłożył pięść do ust, tłumiąc chęć odchrząknięcia, spowodowanego nałykaniem się zimnym powietrzem, po czym odwrócił się i udał do swojego Bat mobilu. Nagle stanął i rzucił szybkim spojrzeniem na tylne siedzenie, gdzie jeszcze parę minut temu siedziała tam jego wnuczka. Teraz siedzisko było puste. Bruce rozejrzał się dookoła, wyostrzając swoje zmysły. Smarkula znowu bawi się z nim w kotka i myszkę, czasami drzemała w nim chęć przetrzepania jej solidnie skóry, jednak wyzbywał się tych myśli, gdyż był przeciwny jakiejkolwiek przemocy, nawet tej wychowawczej w stosunku do dzieci. Poza tym nie wyobrażał sobie takiej ewentualności, że mógłby ruszyć swoją wnuczkę. To nie mieściło się w jego normie.
Nagle Batman usłyszał przeszywający krzyk. Zareagował natychmiast- to wyrażenie czyjegoś bólu dochodziło tuż za jego plecami. Nietoperz odwrócił się i dostrzegł, że za nim rozpościera się skupisko drzew, które dawały wrażenie gęstego lasu. Nagle pomiędzy drzewami dostrzegł czyjąś sylwetkę. Ów zjawisko, bynajmniej człowiecze, runęło na ziemię, nie mogąc się podnieść. Rozdzierający krzyk przeszył głowę Batmana, który przypadł do cierpiącej wnuczki. Dziewczyna rzucała się na wszystkie strony, wrzeszcząc ile sił w płucach, zupełnie jakby była poddawana jakimś niewidzialnym torturom.
– Kimberly- głos Mściciela był pełen stanowczości i mocy- dziecko, co się dzieje?
Wtedy wydarzyło się coś, co kazało Batmanowi działać. Kim wzdrygnęła się, a siła konwulsji wyrzuciła jej ciało do góry. Potem nastolatka zaczęła drgać, a z jej nosa strumieniem puściła krew. Bruce rozszerzył źrenice z przerażenia, po czym porwał wnuczkę na ręce i umieściwszy ją na tylnym siedzeniu Bat mobilu, nacisnął pedał gazu. I jak na ironię ten cholerny księżyc świecił zbyt jaskrawo jak na oblicze takiej tragedii.
Bat mobil jechał z zawrotną prędkością, a Kimberly cierpiała, mając w sobie pokłady niezidentyfikowanej energii. Krew ściekała po całym jej ubraniu, skupiając się w ostatecznym końcu na siedzeniu i wnikając w jego materiał.
Batman widział tę zmianę w stanie zdrowia jego wnuczki i poczuł ulgę, gdy zobaczył ukazujący się coraz wyraźniej tunel, który prowadził do jego podziemnej pieczary. Nietoperz zwiększył częstotliwość swojego pojazdu i już po chwili dookoła powiła się ciemność. Bat mobil jechał coraz wyżej, pod górkę, aż zaczęła droga zaczęła wychodzić na jasno oświetlone miejsce. Mroczny Rycerz był już w swojej jaskini.
Gdy Bat mobil znalazł się już na powierzchni pieczary, klapa automatycznie się podniosła i Bruce, wziąwszy ostrożnie Kim na ręce, zaniósł ją do tej części jaskini, w której znajdowało się jego laboratorium. Kim pluła teraz krwią, a kostium Batmana był teraz cały przesiąknięty bordową cieczą.
Nietoperz umieścił ją na leżance i zilustrował swoją wnuczkę, chcąc ocenić sytuację. Lewa ręka Kim była cała czarna, niemalże zwęglona. Poza tym sama dziewczyna była cała blada, sina i wyglądała, jakby była tuż przed agonią.
Ponieważ Kim rzucała się i w obawie, żeby nie nabiła sobie sińców na jej zmaltretowanym ciele, Batman wykorzystał pasy, które zabezpieczyły ciągłe ruchy dziewczyny. Dodatkowo Bruce przyczepił do wnuczki plątaninę sznurków i kabli, które teraz dawały odczyt jej stanu. A także uwzględniły istotny fakt, dlaczego nastolatka doświadczała takiego cierpienia, bo nie był to pierwszy raz.
Nietoperz skupił swój wzrok na monitorze, którego elektro-fale oraz możliwości wyprzedzały znacznie normalną technologię. Urządzenie wskazywało, że obce przeciwciało rujnuje odporność oraz wewnętrzne organy Kimberly i tym samym podwaja jej wewnętrzne cierpienie. Bruce poczuł, jak zalewa go zimny pot- jeśli to dłużej potrwa, dziewczyna nie przeżyje tej nocy ! Batman poszedł do wnuczki i położył dłoń na jej czole. Nagle dziewczyną zaczęło wrzucać- zakrzepła krew migotała w oparciu o światło, które było rozprowadzone po całej jaskini.
Nagle coś przykuło uwagę Nietoperza. Na poczerniałej dłoni Kimberly znajdował się nieznany dotąd Mścicielowi pierścionek. Palce Kimberly, zwłaszcza te, które były skupione dookoła tej cholernej obrączki z migoczącym oczkiem, były w strasznym stanie. Skóra zaczęła odchodzić płatami, a sama dziewczyna była na granicy całkowitego wyczerpania. Nagle Batmana olśniło. Nietoperz chwycił dłoń wnuczki- zignorował on nieprzyjemne skwierczenie skóry i spróbował zdjąć pierścionek, jednak ten nie chciał drgnąć. Bruce zacisnął zęby- musiał to zrobić-pociągnął z całej siły, a spory kawałek skóry odszedł z palca Kim. Nastolatka wrzasnęła, a był to jeden z przerażających krzyków, jakie słyszał Bruce Wayne. Nagle coś strzeliło i wysiadło oświetlenie w całej pieczarze. Jaskinia powoli pogrążyła się w mroku.
Mściciel zaczął powoli oddychać, czując przerażającą go od wewnątrz grozę odnośnie stanu zdrowia jego jedynej wnuczki. Nagle rozległo się trzaśnięcie i Nietoperz nadstawił uszu. Gdy usłyszał znajome człapanie, uspokoił się.
-Paniczu Bruce, co się dzieje?- głos Alfreda ledwie dochodził do skupionego Batmana- dlaczego Kimberly jest cała umazana krwią?
Po chwili jasność w jaskini powróciła, a uszkodzone oświetlenie znów działało, troszeczkę migając i wydając syk miarkujący na elektryczność. Bruce był opanowany i nie wyrażał nic- oprócz spokoju. Alfred przeniósł spojrzenie z twarzy swojego pracodawcy i skupił się na leżance, gdzie leżała Kim. Dziewczyna była nieprzytomna, ale oddychała miarowo. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała spokojnie. Dłoń, która jeszcze parę minut temu była jedną gorejącą, rozpadającą się raną, teraz była cała i normalna jak zawsze. Nie było śladu żadnej infekcji, ręka młodej Wayne była gładka, lśniąca i miała zwyczajny stan. Krew, którą miała na całym ubraniu, została jako tajemniczy mankament mrocznych sił, które tchnięte w dziewczynę, o mało nie doprowadziły do zgonu.
Batman rzucił okiem na walający się pierścionek, który teraz, poczerniały na metalowym obramowaniu, leżał żałośnie na podłodze. Mściciel schylił się i podniósł przedmiot, który teraz leżał na jego wyciągniętej rękawicy. Oczko pierścionka w połowie było poczerniałe. Batmanowi wydało się, że ten element biżuterii skądś zna. Mroczny Rycerz obrócił ten złowieszczy przedmiot i spojrzał na jego obrączkę. Było tam wygrawerowane „Nicole z największą miłością, J.B”. I wtedy pamięć momentalnie wróciła Bruce’owi : 17 lat temu jego córka miała podobny element biżuterii, który dał jej mężczyzna, będący biologicznym ojcem jej dziecka. John Blake nawet teraz musiał zaznaczyć swą obecność w jego życiu ! Batman poczuł wściekłość równą tej, która stale towarzyszyła mu podczas codziennych kryminalnych wojaży. John Blake, upadły policjant, teraz gwałtem wdarł się w jego harmonijne i uporządkowane życie !
Ciche jęknięcie wyrwało Bruce’a z czarnych myśli. Kim, która otworzyła oczy, zatrzepotała rzęsami, odzyskując pole wyostrzenia. Dziewczyna podniosła się na łokciu i nagle skrzywiła się, widząc na sobie zakrzepłą krew. Dziewczyna dotknęła swojej bluzki i pociągnęła za jej dół, oglądając ogromną bordową ciecz, która napawała ją wstrętem.
– Dziadku, co się stało?- spytała nastolatka, patrząc wprost na Batmana, lecz ten wpatrywał się pierścionek, którego przepalony kamień tak skupił jego uwagę.
– Dobrze, że znów panienka jest z nami- powiedział pełen ulgi Alfred, a Kim spytała ostro:
-Jak z to z wami ?! Przecież cały czas byłam, gdy …- tu urwała bo uświadomiła sobie, że przez jakiś czas była nieprzytomna.
-Co się właściwie stało?- spytała dziewczyna, a jej spojrzenie spoczęło na Mrocznym Rycerzu. Bruce pokazał nastolatce pierścionek, a Kim zmarszczyła brwi.
– Nie ukradłam go, tylko znalazłam- powiedziała wojowniczo, myśląc, że zaraz zostanie uziemiona bądź potraktowana reprymendą- to głupi pierścionek …
-Nie w tym sęk- przerwał jej zimno Nietoperz, zaciskając pięść- ten z pozoru niegroźny element biżuterii wywołał u ciebie chemiczną mieszankę, która wzburzyła twój układ krwionośny i tym samym spowodowała obumieranie wszystkich twoich narządów. Słowem- niewiele by brakowało, a byłabyś już na tamtym świecie.
Kim odjęło mowę. Zakryła usta swoją dłonią, czując, jak oblewa ją zimny pot.
– Byłam bliska śmierci?- dziewczyna była zszokowana i czuła wymowną suchość w gardle, przy czym odruchowo podrapała się po gardle. Dotykając opuszkami palców ciepłej skóry, miała nieodparte wrażenie, że właśnie tuż przed chwilą opuścił ją jakiś obcy wymiar. Jej wnętrzności zderzały się jedne z drugimi a pobudzona do życia krew co chwila zmieniała bieg i zdawała się przelewać różnymi przedsionkami. W dodatku czuła się tak, jakby w jej ciele było za dużo wolnej przestrzeni, co niekorzystnie wpływało na realizację każdego z jej ruchów. Kim wstała, cały czas przytrzymując się leżanki- skupiona na wykonywaniu z pozoru jakże banalnej czynności, nagle poczuła chrupanie w kościach i zachwiała się. Byleby niechybnie upadła, gdyby nie Batman- złapał ją tak lekko, jakby była piórkiem, a nie fizyczną i silną kobietą, która ścieśniała sama w sobie niezwykle korzystne geny. Nie tylko w aspekcie przetrwania- z tym nie miałaby problemu, gdyż posiadała silne zaakcentowanie do wschodnich sztuk walki i tę odporność, która herosa czyniła niepokonanym. Dziewczyna podświadomie czuła, że sen nie jest tak bardzo potrzebny, jak reszcie zwyczajnych nastolatków. Mogła przespać dwie, raptem trzy godziny i czuła się niezwykle wypoczęta- z pewnością posiadała to dzięki Bruce;owi, który panował idealnie nad kontrolą snu jak i Dianie, gdzie Amazonki więcej działały aniżeli wykazywały bierność.
– Coś mi się zdaje, że teraz nie opuścisz mojego stoiska laboratoryjnego- powiedział stanowczo Bruce, z niesamowitą ostrożnością kładąc wnuczkę na leżance i przerzucając swoje skupienie na zestaw rurek, które naszykował do dalszej identyfikacji złośliwego genu atakującego organizm nastolatki- to, co zagroziło twojemu życiu, weszło zbyt głęboko. Wprawdzie ta ciemna moc została z ciebie zdjęta, ale muszę wprowadzić antidotum, które oczyści twoją krew. Wtedy będziemy mogli powiedzieć o pełnym sukcesie.
– Dziadku, jak ty- zaczęła dziewczyna, czując w sercu pomyślność akcji, ale obawiając się metody jej realizacji- co zamierzasz zrobić?
– Niestety muszę cię uśpić- powiedział spokojnie Bruce, napełniając strzykawkę jakimś żółtym roztworem- więc przygotuj mi proszę swoje ramię, dziecko.
– A jeśli będą skutki uboczne?- Kim zaczęła panikować- lepiej nie …
– Wiesz, że twoje życie i szczęście jest dla mnie najważniejsze, więc dlaczego miałbym wystawiać się na takie zagrożenie?- spytał Batman , unosząc do góry brwi- uważasz, że chcę cię ograniczyć? Nigdy nie słyszałem większych bredni. Jesteś młoda i to typowy okres buntu. Miałem to samo, ale moje czasy a obecne to zdecydowana różnica pokoleń. Przygotuj ramię.
Kim z wahaniem podciągnęła rękaw, a Batman dotknął jej ramienia i delikatnie nakierował igłę w skórę. Naruszona przez minimalne ostrze tkanka pozwoliła płynowi wchłonąć się do wnętrza organizmu Kim, która zaczęła czuć coraz bardziej dominującą senność. Miarowo- i miejsce i Bruce stawali się coraz mniej wyraźni. W końcu dziewczyna opadła na leżankę, pogrążając się w ciemności.
**
Przebudzenie było najprzyjemniejsze- Kim ucieszyła się na widok słońca, które wlewało się przez niewielką szczelinę do pieczary. Bruce siedział przy swoim komputerze i zawzięcie nad czymś pracował.
Dziewczyna przetarła dłonią powieki, odnosząc wrażenie, że optyczna senność powoli odchodzi, a ona powraca do normalnego życia. Wciąż trzymając się leżanki, próbowała ją opuścić, gdy odezwał się stanowczy głos:
– Na twoim miejscu nie robiłbym tego. Skutki antidotum będziesz jeszcze odczuwać przez pół godziny.
Kim zaklęła w duchu i usiadła z powrotem na leżance. Nienawidziła postępować wbrew sobie, ale w tej sytuacji musiała zgodzić się z Bruce’m. Dziewczyna podciągnęła nogi i czekała na wyjaśnienie, co było przyczyną jej stanu. Mijały jednak minuty za minutami, a Batman zdawał się całkowicie nie zdawać sprawy z obecności dziewczyny. Kim zaczęło denerwować to jawne pomijanie jej osoby i powiedziała ze złością:
– Dziadku, wiem, że chcesz coś przede mną ukryć. Jednak nie uda ci się. Nie jestem już dzieckiem, więc zacznij być ze mną szczery, do cholery !
Celowo dodała to przekleństwo, bo wiedziała że Wayne nienawidzi przeklinania bo to zawsze starał się wybić z zachowania swoich Robinów. Efekt był spodziewany- Bruce odwrócił się , wściekły, jednak umiejący to idealnie zatuszować.
– Coś ci kiedyś powiedziałem w sprawie takiego wyrażania się- powiedział powoli, lecz zimno, wręcz odpychająco- tak możesz rozmawiać z Elisabeth , jednak tu masz się odpowiednio zachowywać do poziomu, jaki nadali temu domu moi rodzice !
-Ok, rozumiem- odpowiedziała pospiesznie dziewczyna, bo oczy Mściciela zaczęły ciskać niepokojące błyski.
Bruce odwrócił się szybko, gwałtownie przysuwając swój fotel do Bat komputera i ponownie zaczął analizować swoją kryminalną bazę danych. Jego palce pracowały szybko na ogromnej klawiaturze, dbając, by każdy szczegół z tajnych akt został uwzględniony. Bruce czuł na swoim karku palący wzrok swojej wnuczki, jednak zdawał się nie spieszyć z wyjaśnieniami. Zachowywał się bardzo spokojnie z cierpliwością wykonywał swoją robotę.
– Dziadku- głos Kim zaczął zdradzać zniecierpliwione nuty-przestań bawić się tym pudłem i może byś wreszcie mi powiedział, o co chodzi. Już nie jestem dzieckiem i moja osoba należy już do świata Batmana czy tego chcesz, czy nie. Znam twój sekret i jestem z nim nieodzownie związana. Nie ma niczego, co by mogło być dla mnie zagrożeniem ze strony twojego alter ego.
– Mylisz się- Bruce odwrócił się momentalnie i założywszy nogę na nogę odrzekł:
– Maska Nietoperza i jego działalność to wredna robota, jednak nie żałuję że ćwierć wieku temu wypowiedziałem wojnę siłom zła wszelkiej maści. Nosząc ten ciasny kostium i czasami czując się jak przebieraniec wypełniam obietnicę, jaką złożyłem sobie i moim zamordowanym rodzicom. Nikt nie będzie już nigdy cierpiał przez skorumpowane destrukcyjne łacha, jakimi są złodziejskie wykidajła. Zawarłem przymierze, któremu oddaję się z pełnym zaangażowaniem i nawet w momencie ostatniego tchu będę dogorywał na posterunku. Poświęciłem się temu całkowicie i nie dopuszczę, by osoby mi bliskie doświadczyły syndromu Batmana. Dlatego właśnie ci odpowiedziałem na twoje pytanie, Kimberly. To nie jest sprawa, którą powinnaś sobie zaprzątać głowę.
– Znowu coś ukrywasz- Kim poczuła rozżalenie, że Wayne jest wierny starym nawykom- a jednak ten pierścionek o mało mnie nie zabił ! Co jest z nim nie tak ?! Czemu jesteś taki wkurzający ?! Co takiego może skrywać głupi drobiazg, że słynny Mroczny Rycerz trzęsie portkami ?! Jesteś cholernie słaby, a uważasz się za herosa !
Bruce wstał i w tym samym momencie spoliczkował wnuczkę. Dziewczyna straciła równowagę i upadła na ziemię. Skóra przy twarzy piekła ją żywym ogniem, ale bardziej obchodził ją ten ciągły brak zaufania Wayne’a do niej.
– Nienawidzę cię za to, co zrobiłeś !- wrzasnęła Kim, wstając i wybiegając z pieczary. W tle było słychać szybkie odgłosy jej kroków.
Bruce usiadł z powrotem w fotelu i ukrył twarz w dłoniach. Nie mógł uwierzyć, że to zrobił- że użył wobec swojej wnuczki siły. Że ją spoliczkował. A w momencie jej narodzin obiecał się nigdy jej nie uderzyć, nawet w wymiarze posłuszeństwa i zawsze starać się ją zrozumieć. W tym momencie jednak po raz pierwszy odczuł bezsilność.

Autorka: Kettrine

FANFICTION

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Kalendarium

Sonda

Najlepszy okładka (Bronze Age):

Sonda

Najlepszy okładka (Golden & Silver Age):