Forum

Już wkrótce
  • "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Tom 2" - 15 maj 2024,
  • "Nightwing. Bitwa o serce Blüdhaven. Tom 2" - 29 maj 2024,
  • "Batman. Pogromca sprawiedliwości. Tom 2" - 29 maj 2024,
  • "Batman: Długie Halloween" - 29 maj 2024,

Rozdział 6

Kim nie rozumiała motywów Oliviera- od momentu ich rozstania, które nastąpiło wedle fatalnego zbiegu okoliczności, nie odbierał telefonu. Próbowała się do niego dodzwonić zaraz po wyjściu z jaskini Batmana, gdzie poznała Wonder Girl. Mimo iż wiele razy nagrała się na jego pocztę głosową i puściła niezliczoną ilość połączeń, chłopak nie wykonał żadnego kroku, by skontaktować się z Kim.

Dziewczyna siedziała na łóżku w swoim pokoju i trzymała w dłoni telefon, który to odkładała, to znowu brała do ręki. Czytała starą korespondencję z Ollie’m w postaci SMS-ów ze specjalnego telefonu, który umożliwiał jej swobodną komunikację z chłopakiem. Kim zmarszczyła brwi i po chwili wykonała połączenie do Kenta. Specjalnie włączyła nagłośnienie i ułożyła komórkę u stóp. Połączenia były powolne, ale było je idealne słychać. W końcu odezwało znane już jej piknięcie, po chwili odezwał się głos chłopaka „Tu Olivier. Teraz nie mogę odebrać, ale prosiłbym o zostawienie wiadomości na tymże nośniku komunikacji”. Poirytowana Kim rozłączyła się z telefonem Kenta i ręką odtrąciła telefon. Ciekawe, co mu ma niby nagrać?! Spazmatyczne szlochy czy może błagania, by się z nią w końcu skontaktował ?! Dziewczyna prychnęła i zeszła z łóżka, po czym podeszła do okna. Była za ambitna, zresztą Kent dobrze wiedział, iż dziewczyna nigdy by nie zabiegała pierwsza o spotkanie. Tu jednak sprawa była inna. Olivier i Kim rozstali się w dramatycznej okoliczności i młoda Wayne chciała po prostu dowiedzieć się, jak się ma jej facet. Zwłaszcza po informacji, że trafił przed oblicze komisarz Gordon. Kim zbyt dobrze znała przyjaciółkę Batmana- była sprawiedliwym funkcjonariuszem, jednak potrafiła być bezlitosna dla tych, którzy zbyt długo naginali prawo i jej cierpliwość. Aż dziw, że była tak wspaniałą matką dla swoich dzieci, widocznie swoje formalne alter ego uaktywniała w biurze i podczas śledztwa, a w domu była po prostu żoną i rodzicem. Chociaż aż trudno w to uwierzyć, znając przypadek Wayne’a , który nigdy nie wychodził ze skóry Nietoperza … czy gdyby Batman całkowicie go nie spowijał, mógłby być normalnym krewnym dla jedynej wnuczki?

Kim odgarnęła dyskretnie firankę w swoim oknie i spojrzała na sam dół, gdzie dostrzegła Bruce’a rozmawiającego z Alfredem. Wayne był nienagannie ubrany w gustowny garnitur, starannie wyprasowany i nie mający żadnych załamań, ponadto zmienił styl czesania się- czarna grzywka opadała mu nonszalancko na czoło. No, ale faktu posiadania siwych włosów nie mógł ukryć. Bruce poprawił sobie krawat i poklepał Alfreda po ramieniu. Tylko wierny kamerdyner mógł liczyć na jego uśmiech, albo chociaż na jego cień; milioner w stosunku do innych był poważny i chłodny, zaś dla Dicka i Tima rezerwował ojcowską surowość.

W końcu Alfred otworzył drzwi limuzyny paniczowi, stojąc sztywno i mając skupioną minę. Zawsze przy tym mrużył oczy, wbijając się w ten dziwny rodzaj transu. Gdy Bruce już siedział w luksusowym aucie, zamykał drzwi i kiwał głową. Szoferem Wayne’a był zazwyczaj Tim, który lubił pomagać swemu mentorowi, poza tym pracował w jego firmie. Gdy Drake był niedostępny lub gdy był informatorem Nietoperza i ruszał w plener, za kierownicą siadał bratanek Barbary Gordon, Noah. Jako jedyny syn jej kuzyna dorabiał sobie, choć większość dni pędził w swojej kawalerce i przy butelce taniego piwa wspominał czasy, kiedy odnosił sukcesy w prokuraturze. Potem niestety wyszła na jaw jego korupcja i Noah został dyscyplinarnie zwolniony. Poddał się porażce i od tamtej pory nie szukał wyjścia z sytuacji. Bruce, słynący z powszechnej filantropii na prośbę Barbary, zatrudnił jej bratanka, który jednocześnie odzyskał radość życia.

Kim podeszła do łóżka i usiadłszy na chwilę na nim, wzięła do ręki telefon. Czuła pod sobą miękkość materaca i chłód kołdry. Następnie chwyciła jedną z poduszek i rozsunąwszy zamek przy poszewce włożyła tam komórkę, wcześniej ją całkowicie wyłączając. Gdy poczuła, jak jasiek zrobił się trochę cięższy na jej kolanach, zmieniła pozycję suwaka i ułożyła poduszkę do poprzedniej pozycji. Kim znała adres Oliviera. Wiedziała, że jeśli nie odbiera, ktoś wymógł na nim nie kontaktowanie się z nią bądź po prostu unika spojrzenia jej w twarz po tym, co zaszło wskutek jego super mocy. Ale przecież wiedział, że to nie jego wina.

Kim siedziała na łóżku i podpierając brodę rękami, zastanawiała się, co zrobić. Zdecydowała się, tak jak parę sekund temu, że musi do niego pojechać. Inaczej może czekać na jego odzew aż do momentu Armagedonu. Zresztą kobiety mają więcej werwy w ratowaniu tego, co się dopiero zaczęło … Kim zmarszczyła brwi. Nie, nikt nie odbierze jej szansy na szczęśliwe życie ! A już na pewno nie Ollie’go ! Dziewczyna wstała- wiedziała, co zrobi ! jedynym wyjściem, by zasięgnąć informacji od Kenta, będzie osobiste spotkanie z nim. Twarzą w twarz. Musi pojechać do Metropolis teraz, w tej chwili. Każda sekunda oddala ją od poznania argumentu, dla którego Ollie pozostaje bierny na jej telefony. Ba, zupełnie jakby poznanie Kim było nic nie znaczącym epizodem, nieznośnym składnikiem , którego nie chce się już wdrażać w swoje życie. Albo go ktoś zmusił siłą, by porzucił dziewczynę. Ta opcja była najprostsza- w pierwszej linii mógł za tym stać Batman. Nie Bruce Wayne, ale Batman. I ten jego wkurzający argument, by Olivier zaapelował do swojego rozsądku, wybrał najbardziej korzystne dla wszystkich rozwiązanie. Nie musiało tak być, ale Kim nie mogła tego wykluczyć.

Dziewczyna podeszła do swojej komody, która stała obok łóżka i otworzyła pierwszą szufladę. Włożyła do niej rękę i zaczęła czegoś szukać. Gdy poczuła szorstki materiał, wyjęła tę rzecz i poddała ją analizie. Był to czerwony sweter z włóczki, którego nigdy nie wkładała. Kim włożyła rękę pod niefortunne ubranie i wyciągnęła stamtąd mały portfel. Były to jej własne oszczędności, które składała od trzech lat na stosowny moment, gdy ukończy osiemnaście wiosen i wyruszy w tę część Stanów Zjednoczonych, gdzie przyjmują odważnych ludzi do ratowania małych fok i do rozwijania stowarzyszenia o takim właśnie celu.

Kim odliczyła sześćdziesiąt dolarów i wsunąwszy pieniądze do kieszeni dżinsów, chwyciła swoją torbę, do której włożyła ciepły sweter, latarkę, trochę jedzenia i czapkę z daszkiem. Nie wiedziała, ile potrwa ta eskapada. Nigdy na żadną się nie powoływała, jednak nie zamierzała wracać do domu, dopóki nie spotka się z Olivierem Kentem.

Kim otworzyła drzwi i wychyliła przez nie głowę. Była godzina dziesiąta rano, więc Alfred rozpoczynał dzień od zrobienia śniadania dziewczynie na zajęcia. Twierdza Wayne’ów miała w sumie pięć pięter, jednak była to nieoficjalna informacja, znając mentalność różnych sekretnych korytarzy, kryjówek i tajemniczych pomieszczeń.

Dziewczyna zamknęła za sobą cicho drzwi i ruszyła korytarzem. Była ubrana jak do szkoły, do której zresztą dziś miała na jedenastą. Gdy Kim przeszła korytarze i znalazła się na pierwszym piętrze, czyli od miejsca, gdzie zaczynała się duża kuchnia, znalazła kamerdynera, który pochylał się nad chlebem i przyrządzał wnuczce panicza śniadanie do liceum. Odgłos kafelków zdradził przybycie Kimberly. Dziewczyna stała w progu i obserwowała kuchnię, gdzie stylowe meble za kilkaset dolarów wypełniały to ogromne pomieszczenie. Sprzęt RTV najwyższej jakości i ceny, lecz w ogóle nie używany przez gospodarza. Wzrok Kim objął łososiowe ściany i ciemne meble, które dodawały tylko surowości tej części twierdzy. Płytki były białe, jednak drobne inkrustowane diamenty znajdowały się w zaprawie. Dlaczego? W ten sposób Bruce uświetnił pamięć swojej matki, która kochała to miejsce i uwielbiała gotować dla rodziny, rezygnując z pomocy kuchennej. Pokruszone diamenty, należące do Marthy Wayne już na zawsze będą tkwiły w cemencie pod płytkami, na zawsze łącząc ją z jej kuchnią.

Alfred, który przestał pracować przy desce do krojenia, poprawił swoje okulary i odwrócił się do dziewczyny. Rozległ się dźwięk gniecionego materiału i kamerdyner odezwał się do nastolatki:

– Panienko Kimmy, włożyłem pani kawałki papryki w ciemne pieczywo, jakie panienka lubi.

Dziewczyna podeszła do lokaja i wzięła go za ręce. Alfred poczuł na swojej zimnej, pomarszczonej skórze przyjemne ciepło.

– To ostatni raz, kiedy poświęcasz mi się w tak banalnych czynnościach- odrzekła stanowczo wnuczka Wayne’a, zwiększając odległość między nimi, lecz wciąż trzymając starca za dłonie- uważam, że Bruce powinien wynająć więcej osób do pomocy. Jesteś tak bardzo oddany mojemu dziadkowi, że zapominasz o własnym życiu. On cię czasami zbyt wykorzystuje.

– Kimberly- Alfred spojrzał uważnie na dziewczynę- z Bruce’m nie jest czasem łatwo się dogadać, ale jest on niezwykle oddany swoim bliskim. Służenie jego rodzicom, a potem jemu uważam zaa najlepsze, co mogło mnie w życiu spotkać. Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś dla niego ważna.

– Nie chcę, byś dziś po mnie wyjeżdżał- Kim zmieniła szybko temat, puszczając ręce Alfreda- po szkole wybieramy się z Lizzie do jej domu. Poza tym obie dziś chcemy jechać do naszego liceum rowerami.

– Rzadko jeździcie tam rowerami- Alfred popatrzył na dziewczynę, chcąc odczytać w jej zachowaniu coś, co by ją zdradziło. Jednak swobodna postawa Kim, monotonia, jaka ogarniała młodych ludzi na wieść o siedzeniu połowy dnia w murach uczelni, dały przekonanie kamerdynerowi, że nastolatka mówi prawdę.

– Oto twoje śniadanie- lokaj podszedł do wnuczki Wayne’a i wręczył jej zawinięte w papier śniadaniowy kanapki. Kim uśmiechnęła się do Alfreda i schowała do torby swoją wałówkę, po czym poklepała go po ramieniu i skierowała się do wyjścia. Czując cały czas na sobie wzrok wiernego sługi Bruce’a, zachowywała się naturalnie , myślami będąc przy Ollie’m.

Gdy wyszła z twierdzy swojego dziadka, udała się na tyły rezydencji, gdzie znalazła „uwięziony” w bujnej zieleni krzaków swój rower. Wyprowadziła go, po czym wsiadła na niego i wyjechała wyjściem od strony lasu. Jej dom powoli robił się coraz mniejszy, aż w końcu całkowicie znikł jej z oczu. Nie wiedziała, czy dziś znowu go zobaczy. Może ona i Kent uciekną gdzieś poza zasięg Batmana i komisarz Gordon.

Kim mijała wielkie skupiska zieleni: drzew, krzewów, dzikich pnączy i choinek. Piach skrzypiał jej pod kołami, a ona w zamyśleniu jechała, nie wiedząc, jak zakończy się ta sprawa z Ollie’m. Wiatr podrzucał jej włosy, a ona zaciskając mocno palce na kierownicy, chciała jak najszybciej opuścić Gotham.

Nagle dziewczyna poczuła gwałtowne pchnięcie do przodu i po chwili leżała na drodze, pełnej wznieconego piachu. Kurz dostał jej się do nozdrzy, przez chwilę czuła spaloną słońcem naturę i krztusząc się, podniosła się. Gdy wszystko opadło, ujrzała przyczynę upadku- zawadziła o wystający z ziemi spory korzeń. Jej rower leżał na wznak, a przednie koło nadal się kręciło. Kim podeszła do niego i podniosła go. Dostrzegła oponę, która zmieniała się powoli w flak.

Kim zaklęła, gdyż zdała sobie sprawę, że będzie musiała wykorzystać płatny transport. Przesunęła rower na bok i porzuciła go w niedużym rowie.

Sama upewniwszy się, że wszystko ma, udała się przed siebie. Była nawet zadowolona, że wyjechała prawie na główną drogę. Gdyby upadek zdarzył jej się wcześniej, miałaby ładny kawałek do przebycia. Po dziesięciu minutach marszu, Kim z daleka dostrzegła metropolie Gotham. A więc powoli dochodziła.

Dziewczynę mijały po drodze różne samochody, skutery z lubiącymi szpan chłopakami. Jedno z aut zatrąbiło klaksonem na Kim, jednak ona dalej szła pewnie, pozostając niewzruszona na głupie zaczepki. Miała teraz jeden cel- dostać się do Metropolis. Jeden z dwóch przystanków, który oferował przejazd do tego miasta, był kawałek drogi od miejsca, w którym była wnuczka Wayne’a.

Jednak dla lubiącej długie dystanse Kim nie było w tym żadnej przeszkody. Dziewczyna znajdowała się obecnie na skrzyżowaniu dróg miejskich, z których jedna znajdowała się niedaleko Rzeki Fingera. Dużo daleko, ale była w jej obrębie. Kim zdecydowała się iść tą krótszą, która prowadziła obok nieczynnego schroniska dla zwierząt , zaraz za nim znajdował się przystanek autobusu do Metropolis. Zaś za tym punktem z tyłu zaczynały się pierwsze mieszkalne wieżowce.

Kim ruszyła drogą, w której było wiele dziur, na co jednak nie zważały władze Gotham. Pęknięć w asfaltach było coraz więcej, niekiedy koła samochodów nie miały podłoża, na którym mogłyby się na chwilę zatrzymać, by ominąć kolizję.

Kim posiadała pewne i elastyczne ruchy, które zapewne otrzymała w genach po swoich niezwykłych krewnych. Nigdy nie czuła trwałej więzi z Bruce’m, jaką może czuć wnuczka z dziadkiem. Jednakże pewna solidarność łączyła te dwa jakże trudne lądy. Szczególnie gdy chodziło sprawy oficjalne, wtedy dziewczyna traktowała Wayne’a podmiotowo.

Kim szła przed siebie, myśląc o Ollie’m. On odmienił jej życie, sprawił, że jej życie nabrało wreszcie konkretnego sensu. Czuła w nim przyjaciela, brata, faceta a także kochanka. Wiedziała, że nie ma ideałów na tym świecie, ale Ollie wydawał się taki szlachetny i inny niż jego rówieśnicy. Przywiązany do moralnych wartości, których inni nie przestrzegali. Kochał muzykę, sam ją tworzył i może nie był dość wylewny, ale Kim czuła, że powoli by do niego dotarła. Znałaby każdy szczegół jego duszy, wszystko, co można poznać poprzez wspólne przebywanie …

Po kwadransie marszu Kim powoli dochodziła na przystanek. Już z daleka rzucała jej się czerwona budka, za którą kilka metrów dalej stał opuszczony budynek po lecznicy dla zwierząt. Zabity deskami , pomazany zapewne przez każdego, ktokolwiek tędy przechodził i zamierzał się jakoś uwiecznić. Napisy, najczęściej utrwalone czarnym flamastrem, nakładały się jeden na drugi, a obsceniczne rysunki zdradzały niemoralne żądania swych właścicieli. Kim przechodziła obok tego budynku, gdy coś oślepiło jej profil. Dziewczyna szybko się odwróciła i spojrzała na wylot, jednak nie dostrzegła nic, bo było powodem je reakcji. Wnętrze budynku było ciemne, gdyż drzwi były wyważone i każdy mógł tam wejść. Kim już miała iść, gdy coś ponownie jej mignęło. Dziewczyna zeszła na pobocze i kopnęła druciane drzwi, które zeżarte rdzą dyndały żałośnie na jednym haczyku. Zdawała sobie sprawę, że ryzykuje wchodząc do pomieszczenia, gdzie czai się każde zło, ale takie wypadki nie były jej obce, poza tym w końcu była wnuczką samego Mrocznego Rycerza !

Kim stanęła w progu budynku i rozejrzała się na boki. Pewna, że nikogo nie ma w pobliżu , weszła do środka. Pierwsze pomieszczenie dawnej weterynarii było silnie zaciemnione. Wszędzie walała się ziemia, a tynk odchodził ze ścian. Kim rozejrzała się dookoła, widząc wszędzie zaniedbania. Już miała się wycofać, gdy w kącie coś mignęło. Zaintrygowana dziewczyna podeszła bliżej i stanęła w miejscu, skąd dochodził ten błysk. Kucnęła i dłonią odsunęła piach z brzegu. Coś ponownie mignęło, tyle że teraz wyraźniej. Kim pozbyła się dalszej warstwy piachu, który leżąc w zgniliźnie i ciemnościach, był wilgotny i cuchnął. Gdy wykonała tę czynność, jej oczom ukazał się pierścionek z rubinem. Kim wzięła przedmiot do ręki i obejrzała w skąpym świetle. Złoty z drogim kamieniem.

Kim zawahała się. Jeśli to jest łup jakiejś złodziejskiej szajki, lepiej będzie, jak to zostawi. Ale jeśli to migoczące cudo po latach wydostanie się, mimo iż dziewczyna je dobrze zakopie, a skusi kogoś do wejścia tu i osobnik zostanie zaatakowany przez rabusiów, pokrótce przyczyni się do wypadku. Poza tym, nie wiadomo czy ten pierścionek nie leży tu latami. Kim, trzymając go w garści, wyszła z budynku i w naturalnym świetle obejrzała go dyskretnie. Był gdzieniegdzie przyciemniony, co znaczyło, że mógł być zakopany wiele lat temu.

Może Bruce będzie coś wiedział? Kim schowała pierścionek do kieszeni i wycofała się z budynku. Czując się z jednej strony jak złodziejka, usprawiedliwiała się w duchu, że Batman może z tego świecidełka wysupłać konkretną logikę. W końcu nikt zwyczajnie nie zakopuje drogiego kamienia połączonego ze złotem !

Kim przyspieszyła swój chód i właśnie w tym momencie, gdy podniosła głowę, zauważyła podjeżdżający autobus. Zaczęła machać rękami, dając kierowcy znak, by nie odjeżdżał. Jak dobrze, że ten opuszczony gmach był tylko kilka metrów od przystanku !

Kim poczekała, aż kierowca otworzy automatyczne drzwi i potem szybko wbiegła po schodach. Uderzając trampkami o blaszane stopnie, zatrzymała się przy kierowcy. Dziewczyna rzuciła na niego okiem. Jak na ironię nie był to facet w średnim wieku, którego ulubionym zajęciem byłoby wyczekiwanie do końca zmiany, tylko młody i szczupły chłopak, na oko student. Jego włosy o barwie pszenicy były gładko były rozczochrane i tworzyły artystyczny nieład.

„Zupełnie jak u Ollie’go”- przebiegło Kim przez myśl, lecz wyrazisty głos chłopaka sprowadził ją na ziemię.

– Niestety musisz zapłacić za bilet- kierowca spojrzał rzeczowo na nastolatkę, zamykając automatycznie drzwi- takie są przepisy. Pytanie, tylko czy chcesz jechać.

– Po to chyba wsiadłam- Kim spiorunowała chłopak wzrokiem, a ten jakby się zmieszał.

– Chodzi mi o to, że muszę trzymać się zasad- wtrącił łagodniejszym tonem- bilet kosztuje tylko dwa dolary.

– Każdy w swoim życiu ma zasady- odpowiedziała Kim, odliczając należność i przechodząc w głąb autobusu- zależy tylko czy respektuje efekty tego.

Kierowca obejrzał się z tyłu na tę dziewczynę. Miała charakterek i nie odzwierciedlała neurotycznych panienek, które przewrażliwione swoim wyglądem nie są w stanie wypowiedzieć słowa. Takie chodzące manekiny. A ona miała charyzmę ! W końcu chłopak skupił się na kierownicy i autobus ruszył z miejsca.

Kim siedziała na końcu, zdążyła już sobie założyć słuchawki i oddać się ulubionej muzyce. Obserwowała w milczeniu mijane przez szybę widoki, myśląc tylko o Ollie’m.

Alfred, którego intuicja nigdy nie myliła, otworzył drzwi do pokoju wnuczki swego panicza i rozejrzał się dyskretnie. Wystarczyło jedno spojrzenie na łóżko i kamerdyner zmarszczył brwi- książki do szkoły leżały porozrzucane na kapie.

Lokaj potarł palcem czoło i po chwili wycofał się, nie czując irytacji i złości. Szczególnie tego drugiego- Kim przecież nigdy go nie okłamała ! Widocznie sprawa musiała mieć cel nadrzędny dla niej- w tym wypadku dziewczyna była zdeterminowana. Alfred znał tę cechę aż za dobrze- jeśli Bruce’owi na czymś zależało, nic nie stało na przeszkodzie, by tego nie osiągnął. Jednak wcześniej zapewniał najbliższym mu osobom względne bezpieczeństwo.

Poinformowanie opiekuna Kim uznał za rzecz nie cierpiącą zwłoki.

Po godzinie jazdy autobus zajechał do Metroplis- miasta, którego mentorem był Superman. Kim opuszczała pojazd, schodząc po blaszanych stopniach i patrząc na ziemskie dziedzictwo człowieka z Kryptonu- tu pracował jako Clark Kent, tu żył i mieszkał wraz ze swoją rodziną.

Dziewczyna nie wiedziała, gdzie dokładnie znajduje się ulica, na której mieszkał Olivier. Ale któż tu nie znał wydawnictwa „Daily Planet”? Odpowiedzialne za wydawanie codziennej gazety, walało się wszędzie ! Kim stała teraz w centrum miasta, gdy autobus z irytującym studenciakiem odjechał. Dookoła przechodzili ludzie, zwykli obywatele Metropolis jak i ci wyższą rangą, spieszący się do pracy lub wracający z przerwy na upragnionego papierosa. Matki z dziećmi za rękę stanowiły tu codzienny widok, gdyż z pewnością mieszkały w stykających się z ogromnymi metropoliami biznesu mrówkowcach. Rzecz jasna mało zamożnych i zdradzających różnego oblicza mieszkańców. Kim zastanawiała się co dalej, gdy jakiś chłopiec roznoszący gazety minął dziewczynę.

– Najnowsza prasa !- młodzik próbował bezskutecznie polecić swój towar przechodniom, którzy albo go ignorowali albo z irytacją trącali łokciami. Dzieciak jednak nie zrażał się i ponawiał swą pracę.

Kim szybko do niego doszła i dotknęła jego ramienia. Chłopak podskoczył, lecz nastolatka zaśmiała się. Dzieciak popatrzył na nią zdezorientowany.

– Chciałam od ciebie kupić gazetę- odparła łagodnie, pochylając się nad chłopcem- czy możesz mi powiedzieć, jakie to wydawnictwo?

-„Daily Planet”, proszę pani- odparł dzieciak i podał Kim jeden egzemplarz, a ona dała mu dolara.

-To za dużo- zaczął chłopiec, lecz dziewczyna już zniknęła w tłumie. Dzieciak wpatrzył się w podłużny banknot i otworzył usta z podziwu nad swoim zarobkiem. Taka suma mieściła się w cenie pięciu gazet !

Tymczasem Kim znalazła na samym dole adres do wydawnictwa, więc niezwłocznie poszła się tam udać. Rzuciła wzrokiem na ścianę budynku, pod którym stała- sugerując się nazwą ulicy, „Daily Planet” mieściło się tuż za rogiem. Kim przyspieszyła swoje tempo i po chwili wyszła wprost na wydawnictwo, w którym od lat spełniał się Clark Kent. Ogromny bilbord „Daily Planet” był wstępem do świata, jaki znał tylko zapalony żurnalista. Kim zauważyła, że do środka można wejść bez problemu, jednak na pewno od środka ktoś wszystkiego pilnował. Postanowiła zaryzykować. Ruszyła śmiało i pchnęła obrotowe drzwi, które po chwili przeniosły ją do wewnątrz wydawnictwa. Była mile zaskoczona, bo tak sobie wyobrażała pracę w redakcji- papierzyska, harmider, wiatraki i przemieszczający się między swymi gabinetami dziennikarze. Kim rozejrzała się- nawet nikt nie zwrócił na nią uwagi !

Weszła dalej i pierwsze, co ujrzała to młodą sekretarkę w czerwonym uniformie, odbierającą telefony. Podeszła do niej, odczekała, aż ta zakończy ostatnie połączenie. Kobieta odłożyła telefon na widełki i spoglądając znużona na Kim, spytała:

– W czym mogę ci pomóc?

– Jestem korespondentką studenckiej gazetki „Mówisz i masz” i chciałam zadać parę pytań, jak „Daily Planet” ocenia pracę na rzecz środowiska naturalnego- odpowiedziała Kim, podając pierwsze co jej przyszło do głowy. Uśmiechnęła się lekko, starając się wyjść przekonywująco.

– Z kim pani chce rozmawiać?- sekretarka zerknęła na jakiś grafik, który miała koło telefonu- z panem Bridgesem? On …

– Z panem Clarkiem Kentem- odparła szybko Kim- jeśli oczywiście można. Każdy wie, że to wydawnictwo-tu wskazała ręką na wnętrze- jest najlepsze, co udowodniło nie raz świetnymi artykułami i zaangażowaniem w najróżniejsze sprawy, poprawiając tym samym dolę wielu pokrzywdzonych ludzi.

– Miło, że ktoś docenia pracę moich ludzi !- niezwykle sympatyczny głos spowodował, że dziewczyna zesztywniała. Słyszała go kiedyś na komputerze Bruce’a Wayne’a. To musiał być …

Kim odwróciła się i ujrzała przed sobą wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę o miłym obliczu. Mógł mieć koło pięćdziesiątki, poza tym był niezwykle przystojny. Owszem, miał pierwsze oznaki średniego wieku na twarzy, lecz wyzwalał w sobie ogromną witalność i energię. Zupełnie jakby metryka była tu ogromnym nieporozumieniem. Tak jak Bruce Wayne …

– Pan Clark Kent?- spytała dla upewnienia Kim, a mężczyzna skinął głową. Ubrany w garnitur, trzymał w dłoni kubek z kawą. Jedynym minusem były duże, okrągłe okulary, które miał na nosie. Jednak to było coś w rodzaju kamuflażu. Bruce nie musiał tego stosować, gdyż maska Nietoperza w zupełności mu wystarczyła.

– Jestem … Rachel Knight- odrzekła pewnym tonem Kim- i jestem korespondentką „Mówisz i masz” i chcę zadać panu parę pytań odnośnie spostrzeżeń pańskiej gazety na … kilka rzeczy.

– Zapraszam panią do siebie, panno Knight- Clark wskazał dłonią na gabinet po swojej lewej stronie- tu z chęcią udzielę krótkiego wywiadu. Mam tylko nadzieję, że moja szczerość nie będzie przyczyną klęski gazety, którą pani reprezentuje ! Pochlebstwo i krytyka to jednak rzeczy, na które każde wydawnictwo musi być przygotowane !

-Naturalnie-odparła Kim i weszła do gabinetu dziadka Oliviera.

Pomieszczenie przypominało wyobrażenie dziewczyny o pracowni prawdziwego redaktora. Biurko, na którym stał przenośny komputer, usytuowany w kącie wiatrak, dający ochłodę w pracy w upalne dni, walające się strony konkurencyjnych gazet i … pusty pojemnik po fast-foodzie.

-Och, proszę wybaczyć- Clark zarumienił się i szybko sprzątnął z krzesła styropianowe opakowanie.

Postać Kenta przemknęła obok dziewczyny i wtedy Kim poczuła lekki zawrót głowy. Brzęczało jej w uszach, zupełnie jakby ktoś uderzył ją po nich obuchem. Dziewczyna poczuła, że robi się cała mokra- nie, film nie może jej się teraz urwać ! Jeśli to nastąpi, może zapomnieć o Olivierze na długie miesiące ! Kim złapała się kantu brzegu biurka, chcąc zachować równowagę. Jedyne, co mignęło jej przed oczami, to biała, wykrochmalona koszula Clarka podchodząca wyżej niż była dotąd. A więc Kent zauważył, że zaczyna tracić przytomność i szybko zerwał się ze swojego fotela. Kim poczuła spowijającą ją ciemność, po chwili zaś wszystko zmieniło swoje położenie.

Nastolatka ocknęła się w jakiejś przytłaczającej okolicy. Leżała na stercie kartonów, które wyzwalały silny odór wilgoci. Dziewczyna uniosła się na łokciu, wzrokiem określając swoje położenie. Niewątpliwie była to stara fabryka, skupisko spotkań podejrzanych typków. Kim zastanowiła się, co tu robi, gdy usłyszała czyjeś kroki. Nastolatka odwróciła się gwałtownie i poczuła, jak ogarnia ją kompletny szok. W jej stronę podążała kobieta, ubrana w długi płaszcz. Miała czarne włosy, zaczesane gładko w koński ogon. Jednak tę twarz znała aż za dobrze. Kobieta łudząco przypominała jej matkę … Widoczny był jej odmienny stan- płaszcz układał się inaczej.

– Nicole?- spytała Kim i podeszła do dziewczyny. Dotknęła jej ramienia, jednak ręka wnuczki Batmana przeszła przez kobietę jak przez jakiś obłok. W dodatku Nicole w ogóle nie zwróciła uwagi na swoją córkę, zupełnie jakby Kim tu w ogóle nie było. Nastolatka ponownie dotknęła matki i efekt był ten sam efekt- sylwetka kobiety , spowodowana wtargnięciem ciała obcego rozproszyła się chwilowo na maleńkie, czarne punkciki. Gdy Kim cofnęła rękę, Nicole znowu stała się wyraźna. Wtedy dziewczyna zrozumiała. To było wspomnienie …

– Desire?- czyjś rozbawiony głos dodał życia pozostającemu w ścisłym mroku pomieszczeniu. Nicole odwróciła się spokojnie, mrużąc oczy.

– Wyglądasz piękniej niż zazwyczaj- z drugiego końca sali wyłonił się mężczyzna ubrany w czarny golf i jasne, rażące bielą spodnie.

– Jak zawsze nie brak ci tupetu, Anarky- Nicole spojrzała z odrazą na przybysza- w dodatku odradzam ci noszenie tak jaskrawych portek. Od razu trafisz tam, skąd ciągle uciekasz. Przynajmniej oszczędź stróżom prawa ich rozczarowania- złapią cię prędzej, niż założy to ich doświadczenie gliniarza. Twoja logika kryminalisty nie wyróżnia się niczym, jak kompletną głupotą.

– Jak zwykle zadziwiająco szczera- odparł Anarky, szczerząc zęby w okropnym uśmiechu- pewnie myślisz, że zdradzę ci, kto stoi za planowanym wysadzeniem Ratuszu w Gotham. Ja, droga Desi !

– Nie przebijesz legendy swojego ojca !- Nicole spojrzała na niego zimno- był zwykłym mordercą, a ty na siłę starasz się kontynuować jego kryminalne tango. Jednak zawsze, nim wykonasz swoje popisowe dzieło, trafiasz pod eskortą do Arkham ! Jokera ścigano listem gończym przynajmniej przez dwa miesiące od jego ucieczki, a ty potrafisz dać się złapać, nim upłyną 24 godziny !

– A może znalazłem inny sposób, by zostać zapamiętanym?- spytał przestępca, nadal nie przestając się uśmiechać- pytanie tylko, jak ciebie zapamięta ludzkość. Nawet nie jesteś znanym herosem, tylko dyskretnym szpiegiem. Gotham jednak zmniejszy się o kolejne dobre serce, które się dla niego poświęca.

– Zmień monolog i skapituluj, Anarky- odparła znudzonym tonem Nicole, lecz w tym samym momencie odwróciła się i wykonała lewy sierpowy wysokiemu kryminaliście, który na głowie miał kominiarkę. Oprych runął na ziemię, jednak wykonując zwykle łatwy dla niej ruch obrony, dziewczyna poczuła ból w okolicach żołądka. Nicole złapała się jedną dłonią za brzuch i krzyknęła. Opadła na jeden bok, z trudem łapiąc oddech. Gdy w końcu jej się to udało, zobaczyła przed sobą cienie, a gdy podniosła głowę, ujrzała Anarky’ego, który ze śmiechem spytał:

– Może nie powinnaś nadwyrężać się w tym stanie? Poświęcenie nie zawsze pomaga, Desire !

– Pomaga, ale tylko wtedy, gdy się postarasz !- syknęła Nicole- ty nie jesteś mistrzem zbrodni i gdy bardziej wdrażasz się w swoje numery, jasno wychodzi twój brak profesjonalizmu !

– Możliwe- Anarky uśmiechnął się zjadliwie- ale ty już tego nie zobaczysz !

Tu Kim krzyknęła przeraźliwie, gdyż przestępca i jego dwóch towarzyszy rzuciło się na Nicole.

Wspomnienie znikło i po chwili pojawiło się znowu. Kim poczuła szarpnięcie w okolicach pępka i poczuła, jak spada gwałtownie w dół. Jej włosy uciekały do góry, a dno, z którym zapewne zaraz się zderzy plecami, czuła już na swoim karku. Nagle jednak dziewczyna zatrzymała się, a kurtyna włosów przesłoniła jej pole widzenia. Kim unosiła się nad jakąś jasną poświatą, która powoli zbliżała się do niej. Nastolatka rozpaczliwie chciała wykonać jakiś ruch, ale jakieś niewidzialne siły krępowały jej kończyny rąk i nóg. Zaś jasna plama już podchodziła pod jej brzuch … Kim poczuła szarpnięcie całym swoim ciałem i poi chwili wylądowała na twardym podłożu. Podniosła się, czuła w rzepce kolana. To pewnie przez upadek, pomyślała Kim.

Dziewczyna podniosła głowę i ujrzała zaskakujący widok. Nad Nicole, dotkliwie pobitą, pochylał się mężczyzna w niebieskim kostiumie. Miał szerokie , barczyste ramiona, a peleryna spływająca mu po plecach, zasłaniała cały widok.

– Co tu się stało?- spytał z naciskiem Superman, a dziewczyna odparła:

– Nie zrozumiecie tej sprawy, wy Ziemianie …

– Kim jesteś?- Kal-el wziął ją na ręce- zaraz będziemy na miejscu …

– Powiem ci tylko tyle, że wykonałam zobowiązanie mojej matki co do Ziemi- szepnęła Nikki-i niejaki Batman wie, o co chodzi …

Po tych słowach wszystko się rozmazało i Kim poczuła, że zaczyna spadać.

Po chwili otworzyła oczy i usłyszała imię (które przyjęła dla kamuflażu), powtarzane z silnym akcentem przez obce osoby. Wreszcie jej wzrok się wyostrzył- Clark pochylał się nad nią i jego młoda sekretarka. Kobieta pocierała czoło Kim zwilżoną chusteczką.

– Rachel- Clark spojrzał z troską na dziewczynę- wreszcie znów jesteś z nami !

– Znów?- spytała zdezorientowana Kim, a dziadek Oliviera pomógł jej się podnieść- a co się stało?!

– Spokojnie, dziecko- głos Kenta zrobił się konkretny dopiero, gdy usiadła.

Kim złapała się za głowę. Co spowodowało, że straciła przytomność ! I dlaczego widziała śmierć Nicole ? Wiedziała, jak zginęła, ale nigdy by nie pomyślała, że kiedykolwiek to ujrzy. I w dodatku tak dokładnie.

Zaraz. Kim odjęła ręce od głowy. A jeśli to wspomnienie Supermana ?!

– Rachel?- łagodny głos Clarka spowodował, że dziewczyna poczuła siłę w sobie. Dziennikarz patrzył na nią wyraźnie zatroskany, gdy nastolatka powoli się podniosła. Czując pewny grunt pod stopami, wróciła myślami do momentu, kiedy znienacka straciła świadomość. Przynajmniej w siedzibie Daily Planet.

– Co się stało?- Kim ponagliła Kenta, który w końcu odrzekł, z dziwną stanowczością:

– Myślałem, że ty mi powiesz. Angelo- tu zwrócił się do swojej sekretarki- zostaw nas samych, dobrze?

– Oczywiście, panie redaktorze- kobieta podniosła się, jednak przed wyjściem wręczyła Kim zwilżoną chusteczkę. Gdy drzwi zamknęły się za Angelą, Clark usiadł za biurkiem i popatrzył na Kim. Łokcie wbił w blat i zmarszczył brwi.

– Straciłaś przytomność- powiedział mężczyzna, a Kim poczuła dziwny ucisk w żołądku. Czyżby cały klan Kentów działał na nią tylko w jeden sposób- do utraty świadomości lub zadania bólu przez ich nadludzkie moce?

– Kim jest Nicole ?- to pytanie spadło nieoczekiwanie, przeszywając dziewczynę. Spojrzała na Clarka, który obserwował ją uważnie, a jego twarz była nieprzenikniona. To nie był już ten dobry, sympatyczny dziennikarz, lecz łamiący wszelkie zło heros. Ale swym nietaktem wchodzący butami w życie, a raczej w ten rozdział dla Kim, którego ona nie znała i wiedziała stosunkowo niewiele.

– Nie wiem, o czym pan mówi- odrzekła Kim, patrząc Clarkowi prosto w oczy. Przez jego twarz przebiegło lekkie zaskoczenie, widząc hardość tej małolaty. Patrzyła na niego pewna siebie, jak nikt do tej pory. No, oprócz jednej osoby. Jego wnuka Oliviera.

– Wiłaś się po podłodze- powiedział powoli Kent, splatając palce rąk- i krzyczałaś „Nie zabijajcie Nicole ! To ten klown za wszystkim stoi !”. Pytaniem jest, dlaczego nagle straciłaś przytomność. I wpadłaś w ten dziwny trans. A może to tylko szopka dla jakieś podrzędnej gazety, która ma na oku skompromitowanie „Daily Planet”?

Mężczyzna prostował i zginał palce, słychać było charakterystyczne chrupotanie kostek. Kim poczuła, jak zalewa ją fala gorąca. Tego było już za wiele !

Dziewczyna wstała i wybiegła z gabinetu, nie patrząc co pomyślą ludzie Kenta o jej zachowaniu. Ten gość głęboko ją zranił !

Nagle Kim poczuła silne zderzenie, po którym odbiła się od czegoś miękkiego i wylądowała na podłodze.

– Kimberly !- ten głos rozpoznałaby wszędzie !

Nastolatka otworzyła oczy i ujrzała Oliviera. Taki sam jak w czasie ich ostatniego spotkania.

– Co ty tutaj robisz?- chłopak był zaskoczony, jednak bardziej obchodziła go kondycja Kim. Zderzyła się z nim z niezłą siłą i mogła sobie coś stłuc. Dziewczyna chwyciła się za wisiorek, który dostała od młodego Kenta.

– Nie miałam od ciebie żadnych wiadomości- Kim spojrzała z pretensją na chłopaka- wtedy … nie wiedziałam, co się z tobą dzieje. W dodatku nie odbierasz telefonów. Możesz …

– Nie tutaj- syknął Kent i chwyciwszy Kim za ramię, pomógł się jej podnieść, po czym oboje udali się w korytarz na prawo, gdzie chłopak i kopniakiem otworzył drzwi od jakiegoś schowka.

– Wybacz mi brak ogłady- rzucił przepraszającym tonem- ale też to dla mnie niezwykle trudne. To wszystko. Wchodź, szybko !

Kim weszła do pomieszczenia, za nią zaś Olivier, zamykając się od środka na klucz. Przez chwilę panowała ciemność, ale chłopak zapalił światło pociągając za sznurek dyndający ze staromodnej lampy.

Teraz Kim mogła mu się dokładnie przypatrzeć. Był niezwykle poważny, jakby na siłę starający nie okazywać żadnych emocji. Czyżby kształtował w sobie maskowanie uczuć jak każdy super-bohater?

– Powiesz mi, co jest grane?- Kim miała dość tego milczenia. Olivier oparł się o plecami o ścianę, w końcu westchnął i odparł cicho:

-To koniec.

– Z czym koniec?- spytała Kim, a głos jej zadrżał. Nie, to nie jest to, co podświadomie przeczuwa. Pewnie Ollie chce skończyć z ukrywaniem swoich super mocy, może chce jakoś to rozwinąć …

– Koniec z nami- chłopak podniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy- koniec z naszym związkiem.

– Clark ci kazał, tak?- dziewczyna poczuła, jak wszystko w niej osuwa się przepaść- a może Batman, co? ! Odpowiedz, nie bądź żałosną karykaturą wprawionego w morale rycerza! A może wszystko zaplanowałeś?! Nawet swoje uczucia do mnie ?!

Kim osunęłaby się, ale Olivier ją złapał. Chciał ją przytulić, lecz ona wyrwała mu się.

– Po ostatnim wypadku zrozumiałem, że tak będzie dla nas najlepiej- odparł stanowczo chłopak- Kim, jestem w połowie Kryptończykiem ! O mało cię nie zabiłem !

Usłyszawszy ostatnie zdanie, Kim opanowała emocje. Cała złość jakby wyparowała. Spojrzała na Oliviera i dostrzegła ogromne cierpienie na jego twarzy, jednak poważny wyraz nadal w nim dominował.

– Ale to było chwilowe- dziewczyna próbowała wszystko rozsądnie przedstawić- to wszystko z powodu rany na moim łokciu. Była świeża i dlatego stało się to wszystko …

– Niemniej jednak nie zamierzam ryzykować zdrowia kobiety, którą kocham- powiedział zdecydowanie i Kimberly wiedziała, że mówi szczerze.

– Możemy poczekać, aż rana się zagoi- zaczęła nastolatka, lecz Olivier jej przerwał:

– Nawet teraz nie mamy pewności, czy za chwilę nie dojdzie do jej eksplozji. Zaś świadomość, że przez głupi przypadek zabiłem istotę, która rozświetla moje życie, byłaby gorsza dla mnie niż dożywotnie tortury. Kocham cię, ale uczony odpowiedzialności, muszę teraz postąpić w duchu rozsądku. Nie możemy być razem, gdyż stanowię dla ciebie, właściwie dla każdego śmiertelnika zagrożenie. Moje moce- tu wskazał na siebie- nie są w pełni wykształcone, nie umiem ich kontrolować. Dlatego wyjeżdżam. To nasze ostatnie spotkanie, nigdy więcej nie będę cię niepokoił swoją osobą.

– Nie chcę, żebyś wyjeżdżał- głos Kim zaczął się łamać-moje życie nie istnieje bez ciebie !

– Jesteś w stanie ułożyć sobie życiem z kimś bardziej wartym ode mnie twojej miłości- Olivier podszedł do dziewczyny, kładąc jej rękę na ramieniu.

– Proszę, nie rób mi tego- Kim zamknęła oczy, wargi jej zadrżały- przecież możesz nauczyć się kontrolować swoje moce i tu wrócić !

– Jest to proces trwający przez lata- Kent mówił to zdecydowanym tonem, bez cienia nadziei- w dodatku nie wykształciły się wszystkie zdolności, jakie posiadłem od Clarka. Nie wiadomo też, kiedy dadzą o sobie znać. Jak ta podczas naszego spaceru nad zalewem. Nie mogłem powstrzymać jej natężenia, a ona coraz bardziej cię raniła- tu zacisnął powieki, widać, że wspomnienie tamtego wieczoru sprawiało mu ból- dlatego proszę, nie wymagaj ode mnie rzeczy niemożliwej. To koniec, Kim. Dla nikogo innego bym się tak nie poświęcił.

– Istotnie- w głosie Kim można było poczuć sarkazm- ale raczej poświęcasz się, by twój wyidealizowany wizerunek samego siebie nie został nadszarpnięty ! gdyby Ollie, obrońca uciśnionych, zrobił sobie kuku na honorze, nie byłby godny swego pochodzenia !

– Wydajesz osąd w sprawie, o której nie masz pojęcia !- głos Kenta był zimny- nienawidzę tego, kim jestem ! Od dawna wiedziałem, że mogę być kopią swojego dziadka, ale gdy po piętnastym roku życia nic się nie działo, żadnych super mocy, myślałem, że mi się udało …- tu przerwał, po czym zacisnął zęby. Nastała krótka chwila milczenia, po czym Olivier dokończył:

-Myślałem, że mi się udało wygrać … szansę na normalne życie, gdzie pisząc piosenki będę zaczynał z zespołem w podrzędnych klubach za marne stawki, ale tak każdy zaczyna od zera by potem mierzyć wyżej- Olivier odwrócił wzrok- raz lepiej, raz gorzej, a czasami może więcej razy dostanie się po tyłku by w końcu nadeszła twoja życiowa szansa.

– To dlaczego o nią nie walczysz?- spytała Kim, a w jej głosie słychać było niedowierzanie- czemu nie walczysz o swoje szczęście? Wolisz uciec, jak tchórz ?!

Kent spojrzał na nią, po czym odrzekł krótko:

– Właśnie to robię. Czasem aby zyskać choć jedną rzecz, trzeba poświęcić wszystko.

– Więc poświęcasz mnie- te słowa Kim wypowiedziała powoli i wyraźnie- rozumiem. Faceci lubią zdobywać. Jednak nie rozumiem, dlaczego od razu nie przedstawiłeś mi swoich zamiarów. Przygotowałabym się, aby nie zadłużać się w gościu, który napakowany testosteronem będzie jednak inny niż mój dziadek Jednak wszyscy super bohaterowie to zimni egoiści !

Po tych słowach dziewczyna odwróciła się i chciała wybiec, lecz gdy pociągnęła za klamkę, drzwi nie drgnęły. No tak, przypomniała sobie. Kent przecież je zamknął.

– Otwórz je- rozkazała Kim, patrząc chłodno na Oliviera.

– Zrozum, że podjęcie tej decyzji kosztowało mnie wiele- chłopak spojrzał na nią zniecierpliwiony- w dodatku sam nadal się na nią nie zgadzam. Nie mam jednak wyboru ! Chcę chronić nie tylko ciebie, ale i innych. Stałem się potworem !

– Każdy może mieć różne moce, ale ty swoje masz do walczenia ze złem- Kim poczuła, jak jej złość robi się mniejsza- przecież nie chcesz nikogo zabijać !

-Pewnie, że nie- żachnął się Kent i podszedł do dziewczyny. Dotknął jej policzka, gładząc jej skórę opuszkami swoich palców, jednak Kim się cofnęła. Popatrzyła na Oliviera, który teraz przypominał młodszą wersję Supermana. Jego muskuły rysowały się teraz wyraźniej pod czarnym podkoszulkiem. Klatka piersiowa też zaczynała powoli wypinać swe triumfy …

– Wypuść mnie- powiedziała stanowczo dziewczyna, starając, by jej głos się nie załamał- nie chcę dłużej przebywać w towarzystwie osoby, która sama nie wie, czego chce !

Wszyscy super bohaterowie są tacy sami ! Napuszeni swymi mocami, myślący tylko o własnych potrzebach i chwale, którą ludzie ich obdarzają !

– Mam nadzieję, że kiedyś wszystko zrozumiesz- Olivier już podchodził do drzwi, gdy zamek ruszył i otworzyły się one z hukiem. Chłopak stanął i zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawiła się złość. W progu stał Clark, który, gdy dostrzegł Kim, podniósł do góry brwi. Po chwili jednak znów przybrał surowość w swej postawie i spytał wnuka:

-Olivierze, co to wszystko ma znaczyć? Kim w końcu jest panna Rachel?

Wnuk Supermana spojrzał na Kim, rozumiejąc już puentę tej całej komedii.

-Nikim ważnym- odparł chłodno, dając dziewczynie wszystko do zrozumienia.

– Dziękuję za poświęcony czas- Kim spojrzała na Oliviera, czując odrazę do faceta, który zdawał się spełniać wszystkie kryteria chłopaka idealnego. Podeszła do niego i wyciągnęła do niego dłoń, a gdy ten ją uścisnął, poczuł, jak coś zimnego dotyka jego skóry.

-Do widzenia, panie Kent !- rzuciła przelotnie Kim i wybiegła z pomieszczenia.

Olivier schował do kieszeni rzecz, którą dziewczyna wcisnęła mu do ręki. Był to naszyjnik, który ofiarował jej na urodziny.

– Kim była naprawdę ta dziewczyna?- Kent senior trzymał się za boki i patrzył z wyczekiwaniem na wnuka.

– Przeszłością- odparł krótko Olivier- przypomnij sobie początki swojego związku z Lois. Z nią jest to samo, ale zupełnie inaczej to wszystko wygląda.

Po tych słowach chłopak szybko opuścił składzik, zostawiając tam Supermana, który marszcząc czoło, palcem wskazującym gładził się po brodzie. Coś analizował.

Kim tymczasem biegła ulicami Metroplis, starając się jednak nikogo nie trącić. Biegła, a deszcz, który zaczął padać, powoli wsiąkał w ubranie i włosy dziewczyny.

Czując ogromny ból, rozsadzający ją w klatce piersiowej, Kim zatrzymała się przed jakimś placem zabaw. Dotarła do tej części Metropolis, gdzie w brzydką pogodę ludzi tu wcale nie było. I dobrze, jakiekolwiek towarzystwo tylko by potroiło jej rozpacz, poczucie wykorzystanego zaufania. Ten park to idealne miejsce na przemyślenie wszystkiego i wyleczenie przejściowego załamania, jakie zwykle następuje gdy facet okaże się łajdakiem.

Kim usiadła na huśtawce, zaczepionej po dwóch stronach na łańcuchach. Deszcz spływał jej po karku i powoli przemaczał ubranie. Było jej wszystko jedno. Wzięła jeden zamach nogami, potem drugi. Wznosiła się coraz wyżej, wiedziona determinacją i dziwnym aktem siły, jaki w nią wstąpił. Od teraz nigdy nie pozwoli nikomu się oszukać, będzie zawsze triumfować. Chyba trauma super bohaterów zaczęła ją nawiedzać.

Nagle poczuła, że ktoś siłą chwyta jej łańcuchy. Gwałtownie szarpnięcie spowodowało, że Kim poleciała do przodu, jednak nieznanym sobie sposobem zgrabnie wylądowała na ziemi. Nie twarzą , lecz nogami. Odbiła się jedną ręką od piachu, by wykonać akrobację w powietrzu i opaść swobodnie na grunt.

Dostrzegła jakiegoś młodego oprycha, który przyglądał jej się z okropnym grymasem na twarzy. Młoda Wayne nie poczuła żadnej bojaźni, nie znała czegoś takiego. Czuła, jak zawrzała w niej krew Amazonek.

Chłopak, który zaskoczył Kimberly w jej chwilowej samotni, spojrzał lekko zaskoczony na dziewczynę.

– Nie tylko faceci górują jako napastnicy- warknęła Kim- więc pomyśl, czy chcesz kontynuować.

Chłopak popatrzył z ironią na nastolatkę i po chwili zaczął się śmiać, jakby usłyszał bardzo dobry żart. Zaczął bić rękami o kolana, po czym odrzekł:

– Wiele panienek jest mocnych w gębie. Nie jesteś odosobnionym przypadkiem, który zaraz okradnę i puszczę w licho !

Po tych słowach ruszył w kierunku Kim, która tylko czekała na właściwy moment. Gdy facet zbliżył się dostatecznie blisko i wyciągnął brudną łapę w kierunku dziewczyny, ta wykonała obrót i powaliła go na ziemię skutecznym ciosem. Chłopak poczuł w nozdrzach grudki ziemi, po czym podniósł się powoli. Spojrzał kątem oka na Kim, puścił kilka przekleństw i wycofał się, chcąc zachować resztki godności i móc w spokoju przekląć dzień, w którym zwyciężyła nad nim kobieta.

Gdy chłopak zniknął nastolatce z pola widzenia, ta zarzuciła torbę na ramię i ruszyła przed siebie. Nie wiedziała, że jest obserwowana przez ciemny cień.

Bruce Wayne siedział w swojej pieczarze, próbując namierzyć Kim. Po raz pierwszy miał problem z wytropieniem wnuczki, gdyż wszystkie elektro-czipy, które wskazywały miejsce jej pobytu były zaaplikowane na terytorium Gotham. Opatrzone opracowanym przez Nietoperza kodem miasta i czujnikiem, który szybko rozpoznawał charakterystyczną glebę w Gotham, mógł namierzyć Kimberly w ciągu trzech sekund. No tak, ale teraz wychodzi, że dziewczyny w ogóle w nim nie ma.

Czarny palec, spowity w skórzanej, czarnej rękawicy przesuwał się po miejscu w kształcie kwadratu, który służył Batmanowi zamiast myszki, w całości oparty na funkcję dotykową. Drugą dłonią Nietoperz pracował na klawiaturze.

Jego białe źrenice były zwężone, widać, iż był zdeterminowany i pochłonięty w całości ucieczką Kim. Jednak zaraz znajdzie smarkulę i wtedy wyruszy, by ją sprowadzić.

Stojący za Batmanem Tim Drake, myślał o motywach Kim. Nigdy jeszcze nie udało jej się wywieść Wayne’a w pole. Dziewczyna miała spryt, jednak czymże on jest przy doświadczeniu Batmana ! Dzieciaków takich jak ona rozpracowywał od razu, nawet jeśli początkowo udaje jej się triumfować, przychodzi czas na gorzką lekcję.

– I jak?- zapytał ostrożnie Tim- czeka nas dłuższy patrol czy szybka interwencja?

– Nie liczy się tempo roboty, ale jakość i skutek- powiedział zimno Bruce, po czym odsunął się od swojego sprzętu i zaklął siarczyście. Tim spojrzał na niego zaskoczony: rzadko się zdarzało, by Nietoperza tak puściła kontrola. Ten jednak był poddany niezwykłej irytacji, którą zawarł w jednym, aczkolwiek wyraźnie zaintonowanym słowie „cholera”. No, nie ma co, przynajmniej jak zawsze zachował klasę.

Nietoperz wstał gwałtownie i podszedł do ściany, zaraz koło Bat komputera. Chwycił wystającą dźwignię, pociągnął ją do dołu, wyłączając oświetlenie. Gdy to zrobił, wydał krótkie polecenie do zdezorientowanego Tima:

– Zbieraj się, czeka nas dłuższa robota. Alfred wyjechał do swojej bratanicy, a ja nie chcę podwójnie płacić za prąd. Zresztą i tak słono zapłacę, ale raczej z powodu działania nie w strefie Gotham. Ale ludzie też tam są skorumpowani.

– To gdzie w końcu chcesz szukać Kim?- Drake podążył za swoim mentorem, który wyszedł na tę część pieczary, gdzie trzymał zaparkowany Bat mobil.

Nietoperz szedł szybko, jednak to tempo należało także do Tima. Robienie czegoś błyskawicznie, jak i szybka dedukcja- stało się to dla niego czymś w rodzaju adrenaliny.

– Jedziemy do Metropolis- Batman obserwował w skupieniu, jak klapa od jego pojazdu się unosi. Gdy była dostatecznie wysoko, jednym ruchem wskoczył do Bat mobilu, za nim miejsce zajął jego Robin. Klapa opadła, rozbłysły światła i pojazd, wykonawszy szybkie zawirowanie, wyruszył z jaskini. Jego tempo przyspieszyły wyrzutniki w kształcie małych rakiet, z których odpalił się ogień.

– Czy to ma związek z tym chłopakiem od Supermana?- spytał Tim, chcąc się upewnić.

Batman zmarszczył czoło, po czym pochylił się i pociągnął za dodatkową dźwignię. Teraz Bat mobil przekształcił się Bat plane, który oderwawszy się od drogi, wzbił się w ciemność.

– Złożymy Clarkowi małą wizytę- odrzekł spokojnie Nietoperz, kładąc nacisk na ostatnim słowie- zapewne jego wiedza jest bogata o pewne doświadczenia, że zadawanie pytań okaże się zbędne.

Tim wbił się głębiej w oparcie fotela. Już wszystko wiedział.

Było już późno, a Kimberly Wayne siedziała przy stoliku w zwykłej pizzerii i bawiąc się kapslem od butelki oranżady, ze zmarszczonym czołem zastanawiała się, co dalej. Nie przenocuje u Lizzie, gdyż jest to najbardziej wiarygodne miejsce, gdzie mogłaby się ukryć. W dodatku jej rodzice nie pochwalają ucieczek z domu, jej przyjaciółka by się nie wygadała, ale dłuższy pobyt niż dwa dni u nich sprawiłby, że nabraliby podejrzeń. W dodatku Alfred czy sam Wayne znali ten adres zbyt dobrze.

Nagle dźwięk tłuczonego szkła wytrącił dziewczynę z zadumy. Kim zmarszczyła brwi i dyskretnie zerknęła w stronę lady. Jakaś młoda kobieta powiedziała zirytowana:

– No super, podajecie coś na wynos do picia, a nawet się wam szklanek nie chce wyszorować dokładnie !

– Nie musi pani u nas kupować !- równie podniesiony ton kelnerki zasugerował, że doszło do nieprzyjemnego nieporozumienia.

Dziewczyna, która je wznieciła , oparła się o ladę i stojąc twarzą w twarz z obsługą pubu, wycedziła:

– Jeśli płacę, to wymagam. Jak nie umiesz należycie obsłużyć klienta, to się kurwa nie bierz za pracę, do której nie masz polotu ! Grzejesz tu dupsko, zamiast być pedantyczna w tym, czego od ciebie wymagają !

– Ta szklanka była czysta- zaczęła teraz zmieszana już kelnerka, gdyż na wskutek argumentu straciła rezon i bojowniczy nastrój.

– Jeśli czysta – jej rozmówczyni schyliła się i podniosła pęknięte denko naczynia- to jak wytłumaczysz ten zielonkawy osad? Może to zasługa twojej wytężonej pracy? Tak promujecie tę podrzędną knajpę, że nawet podczas chlania z tego- tu pomalowanym na czarno paznokciem zapukała w szkło- czuć smród twojego lenistwa ! A najgorzej smakuje twoje poszanowanie względem klienta, który bądź co bądź jest tu gościem !

Po tych słowach położyła szklany odłamek na ladzie i wycofała się z pubu.

Kim pomyślała, że niezwykle krewka z niej laska. Sama też uznała, że pora pomyśleć o noclegu, jednak na pewno nie w iście komfortowych warunkach. Zdecydowała, że niech przypadek zadecyduje, co się wydarzy jeszcze tej nocy. Przyciąganie kłopotów to przecież jej specjalność, choć ich koniec czasami bywa zaskakujący. Dziewczyna wyszła na chłodne powietrze i pierwsze, co poczuła, to krztuszący dym, wychodzący z boku.

– Nie bywa źle, gorzej jak się zaciągniesz !- ten z pozoru żartobliwy tekst na końcu zdania zmienił się w lekko wywyższony ton. Zupełnie jakby jego właścicielka była panią tego świata.

Kim wiedziała, że przemawia do niej ta żelazna dziewczyna, która wszczęła awanturę w pubie z powodu brudnej szklanki. Kim odwróciła się i spojrzała na nią z lekkim dystansem. Była jednak przy tym tak naturalna, zupełnie jakby przebywała w towarzystwie starej znajomej.

Dziewczyna w końcu wyszła na blade światło. Była dość wysoka, bardzo chuda i ubrana cała na czarno. Miała na sobie skórzaną kurtkę, włosy krótkie, nastroszone we wszystkie strony. Oczy miała podkreślone czarną konturówką, na ustach zaś szminkę w kształcie intensywnej czerwieni. Spodnie miała bardzo obcisłe i również skórzane, do tego buty na wysokim obcasie.

– Żadna strona tytoniu mnie nie przeraża- odparła Kim i schowała dłonie do kieszeni polaru- gorzej, jak się kupi, przepłaci całą kasę i nie odczuwa smaku, który powinien mieć !

– Wyglądasz raczej na nowicjuszkę pod tym względem- wielbicielka czarnego koloru spojrzała z wyrozumiałością na swą towarzyszkę- no ale pozory mogą mylić.

– Trafiłaś w sedno- Kim uśmiechnęła się z ironią- chyba w tym życiu nic mnie już nie zaskoczy. Najbardziej zagmatwane sprawy to u mnie codzienność.

-Witaj w klubie- dziewczyna pociągnęła po raz ostatni papierosa i cisnęła niedopałek na ziemię. Zgniotła go bezlitośnie czubkiem obcasa i rzuciła do Kim:

– Nawiałaś czy nieszczęśliwa miłość, gdzie serce nie sługa, a łóżko już nie grzeje, tak jak powinno?

– Nie lubię obnażać spraw, których sama już czasem nie rozumiem- rzuciła krótko wnuczka Batmana- a raczej nie rozumiem osób, których to wszystko dotyczy.

– Czyli jednak nawiałaś- towarzyszka Kim spojrzała na nią, jakby nagle spotkała osobę, w której znalazła bratnią duszę- jestem Leni.

– Kim- wnuczka Batmana oparła się o ścianę pubu- Leni to jakieś zdrobnienie?

-Od Heleny- odparła beznamiętnie nowa znajoma Kim- wolę Leni, brzmi bardziej hardcorowo.

– OK., zapamiętam- panna Wayne patrzyła przed siebie, po czym westchnęła.

Helena popatrzyła na nią z milczeniu.

– Masz gdzie przenocować?- spytała ni stąd, ni zowąd.

Kim spojrzała na nią, zaskoczona jej propozycją.

– Trochę to dziwne- dziewczyna nie wiedziała, czy ma się uśmiechnąć, czy zachować dystans- znasz mnie od niecałych pięciu minut i proponujesz mi nocleg u siebie. Skąd ta wspaniałomyślność? Nie wiesz, kim jestem, równie dobrze mogę być seryjną morderczynią albo włamywaczką i okraść twój dom. Poza tym twoi rodzice mogą się nie zgodzić.

– Nie mam rodziców- Helena klasnęła w dłonie i po chwili zza zakrętu wyjechał czarny motocykl, idealnie wtapiający się w panującą ciemność-od lat żyję na własny kredyt. Masz rację, nie znam cię, ale wiem, że nie jesteś żadnym z wymienionych przez siebie przykładów. Tamci zbyt dobrze się wyróżniają, a ty jesteś co najwyżej dziewczyną, która nie godzi się z nieprawością na tym świecie.

– Szybko prześwietlasz ludzi- Kim uśmiechnęła się blado do Heleny- a co do twojej propozycji, to rzeczywiście jest prawdą, że nie mam gdzie przenocować. To jak, mogę się u ciebie zatrzymać?

-Pewnie- nowa znajoma mrugnęła do nastolatki i zbliżyła się do swojego motocykla. Zdjęła z jego boku kask i przed włożeniem go na głowę, rzuciła:

– Siadaj za mną !

Kim zrobiła tak, jak jej kazała Helena no i oczywiście dostała swój kask. Potem trzymając w pasie głównego kierowcę, motocykl zawarczał przez silnik i obie dziewczyny pojechały główną drogą, identyfikując się coraz bardziej z tożsamością nocy, która w przypadku obu tych młodych kobiet odgrywała codziennie ogromne znaczenie. Ale obie się miały dopiero o tym przekonać.

– I co, zamierzasz nagle wszystko rzucić?- Clark Kent spojrzał z ironią na swojego wnuka, który z zawzięciem upychał swoje rzeczy do walizki. Olivier już miał zapakowaną gitarę, a ciuchy to była kwestia czasu.

– To moja sprawa !- chłopak upchnął swoimi mocnymi rękoma walizkę, gdyż ta nie chciała się złączyć z dolną podstawą. Skutek pchnięcia był taki, że młodzieniec zrobił dziurę w materacu, którego plusz był teraz dookoła Ollie’go. Sprężyny smętnie wystawały, a młody Kent odsunął się i wziąwszy do ręki walizkę, cisnął nią o podłogę.

– Hola, smarkaczu !- Clark chwycił wnuka za ramię, jednak ten czując tylko dłoń Supermana, szarpnął i Superman wykonał salto, jednak niepełne gdyż uruchomił swoją moc i zawisł w powietrzu. Potem uderzył stopami o podłogę, chwycił Oliviera za poły jego koszulki i przycisnął do ściany tak mocno, aż odpadł tynk. Mięśnie na twarzy Clarka były napięte.

– Nikt ci nie każe rezygnować z tej dziewczyny- wycedził powoli- i nie rusza mnie to, że jest wnuczką mojego dawnego sprzymierzeńca. Zamiast uciekać, może wreszcie zaczniesz wreszcie walczyć o coś, co kochasz?!

– Mówiłem ci- odrzekł Ollie, mrużąc oczy i wyrywając się Supermanowi- o mało jej nie zabiłem przez tę pieprzoną moc ! A może nawet moce, nie wiem ile tego do cholery mam ! W każdym razie nie wszystkie, jakie posiadasz ty !

Kal-el już miał coś odpowiedzieć, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Rzucił szybkim okiem na nieporządek, jaki wykonała hardość jego wnuka i rzucił krótko:

– Posprzątaj ten bałagan !

Kal-el wyszedł, czując suchość w gardle. Od kiedy Ollie nie jest z tą dziewczyną, wnuczką Batmana, przeszedł całkowita metamorfozę. Znika teraz częściej z domu, czasami w ogóle nie wraca, a jeśli już to tylko na chwilę, bo znowu tworzy te swoje piosenki ze swoją paczką „talentów”.

Superman doszedł do drzwi i otworzył je. Gdy zobaczył gości, uśmiechnął się kwaśno. W progu bowiem stał Batman w swojej dziennej tożsamości- jako Bruce Wayne ubrany w drogi garnitur, obok towarzyszył mu ten jego chłopak.

– Witaj, Clark- milioner wyciągnął rękę do „kolegi po fachu”, a ten skinął głową i ją uścisnął. Zarówno siła Batmana i Supermana dała o sobie znać- przez chwilę obaj mężczyźni trwali we wzajemnym geście uprzejmości, jakby tocząc rywalizację, który wytrwa dłużej.

– Nigdy nie odpuszczasz- rzucił Clark półgębkiem, a Bruce odparł:

– Nie jestem zawzięty. Taki się staję, gdy w grę wchodzi coś poważnego.

– Na przykład?- Clark wyprostował się, puszczając rękę Bruce’a.

– To sprawa poufna- Wayne zdjął z nasady nosa, przeciwsłoneczne okulary, przetarł je i schował do kieszeni marynarki.

– Zapraszam- Kent cofnął się i szybko wszedł w głąb mieszkania. Za nim szybkim krokiem ruszył Batman, a ten krótki pochód zamykał Tim, słuchając przez słuchawki alternatywnego rocka.

– Czyżby jakieś grube ryby dobrały ci się do tyłka, że nie przychodzisz tu jako Gacek, a jako poważany biznesmen?- spytał z ironią Superman, marszcząc czoło i patrząc rzeczowo na Wayne’a. Mów krótko, o chodzi, miała brzmieć zasada Kal-ela.

– Sprawy zawodowe nigdy nie ruszają cię jak osobiste- Wayne ściągnął brwi- jednak twój wnuk na pewno coś o tym wie.

– Nie mieszaj w to Oliviera- Kal-el zbliżył się powoli do Batmana- wymusiłeś na nim, by zrezygnował z uczucia do twojej wnuczki, uderzyłeś w najczulszy punkt jaki może mieć facet: twoje moce o mało nie zabiły Kimberly, jeśli naprawdę ci na niej zależy, nie narażaj jej na takie zagrożenie. Dzieciak zerwał z nią, więc czego jeszcze żądasz ?!

– Nie przyszedłem tu, aby burzyć wasze rodzinne szczęście- odrzekł Bruce, a w jego głosie brzmiało zniecierpliwienie- chcę poprosić cię o pomoc w istotnej dla mnie sprawie. Kim zniknęła.

Surowe oblicze Clarka powoli zmieniło się w zaskoczenie. Mimo iż nie był entuzjastą Batmana, w tej chwili był jego sojusznikiem. Sam by poruszył niebo i ziemię, gdyby chodziło o Ollie’go.

– Możesz na mnie liczyć- Kal-el położył rękę na ramieniu Bruce’a- jednakże ucieczka Kim musi mieć pewne poszlaki. Te najoczywistsze przywiodły cię tutaj, nieprawdaż?

– Kim jest bez reszty pochłonięta Olivierem- Wayne postawił sprawę jasno- dlatego myślę, że chłopak może coś wiedzieć. Nie stawiłbym się tutaj, gdyby nie chodziło o moją wnuczkę. Zwykle takie sprawy załatwiam sam w odniesieniu do mojego alter ego.

– Nie ma sprawy- Clark skinął głową, po czym dał znać Batmanowi, by poszedł za nim. Gdy obaj stanęli przed drzwiami do pokoju Ollie’go, Kal-el zapukał dwa razy. Nie doczekawszy się odpowiedzi, wszedł pewnie do pokoju chłopaka. Jednak jego tam nie było. Na łóżku leżała zaś kartka, którą Superman szybko wziął do ręki i przeczytał:

„ Życie potrafi się skomplikować, zwłaszcza jeśli w grę wchodzą uczucia. Dobrze o tym wiesz. Nie szukaj mnie, staję się banitą własnego życia. Olivier”.

– Gówniarz- Clark warknął, mnąc kartkę i ciskając ją na podłogę. Batman patrzył na to wszystko, ściągając brwi. Bruce poczuł, jak wzbiera w nim wściekłość. Jego wnuczka zniknęła, wiedziona mitem szczęśliwej miłości, zupełnie niemożliwej w dzisiejszych czasach, gdzie młodym mężczyznom chodzi tylko i wyłącznie o wykorzystanie niewinnych dziewczyn !

– Można czuć poirytowanie wyskokiem młodzika, ale czas nagli- powiedział Bruce, kładąc nacisk na ostatnich dwóch słowach- każda sekunda oddala mój cel, jaki sobie wyznaczyłem, przybywając tutaj. Mam nadzieję, że rozumiesz, iż w tej sytuacji muszę naruszyć teren Metropolis.

– Nie będziesz działał sam- Clark rzucił okiem na pokój wnuka- Olivier nie wyniósł się z miasta. W każdym razie nie bez tego- tu wskazał na futerał od gitary- to niczym jego druga połówka. W każdym razie ja też mam kogoś do szukania.

– W drogę- zarządził Batman, a jego oczy błysnęły zdecydowaniem i stanowczością w realizacji. Clark skinął głową, po czym wycofał się z pokoju wnuka, łącząc ponownie siły z dawnym sojusznikiem.

Kimberly patrzyła na gołębia, który siedział na parapecie i jadł okruchy chleba, który pokruszyła mu Helena. Obie dziewczyny spędziłby noc w kryjówce Leni, którą był pokój na piętrze w opuszczonym wieżowcu. Kim mogła liczyć tylko na twardy kawałek podłogi i chłód bijący od zewnętrznej strony budynku, ale i tak było to lepsze niż spanie na ławce w parku. Koc, który dała jej Helena, był ciepły i dzięki temu nie odczuła nocnego zimna. Sama właścicielka tego prowizorycznego mieszkania siedziała przy niewielkim stoliku i utrwalała makijaż. Kim poszukała wzrokiem swojej torby i dostrzegła ją w kącie. Wstała, otrzepała dżinsy i ruszyła w jej kierunku. Gdy ją podniosła, sprawdziła jej zawartość. Dziewczyna ściągnęła brwi. W torbie nie było pieniędzy. Kim spokojnie rzuciła ją na ziemię i odwróciła się do Heleny. Jej nowa znajoma stała już naprzeciwko niej.

– Masz niezłe wyczucie- powiedziała obojętnie Helena, poprawiając swoją kurtkę- jednak nie cierpisz niedostatku, więc strata kilku dolców nie nadwyręży twojego portfela.

– Stosujesz fajną alternatywę- Kim spojrzała drwiąco na dziewczynę- najpierw traktujesz ludzi rozmową, sugerujesz im wstępne rzeczy, aby myśleli że trafili na kogoś też z bagażem doświadczeń. Nieźle. A skąd wiesz, że nie cierpię ubóstwa?

Helena prychnęła. Zrobiła krok do przodu i odrzekła:

– Nie sądzę, by każda nastolatka w tym mieście miała torbę od samego Versace’go. Taka kosztuje fortunę, a za cenę tej torby mogłabym przeżyć spokojnie dwa lata nie martwiąc się o nic. Nawiałaś, ale bogaci krewni zawsze cię znajdą. A na prawdziwą miłość w tym życiu nie ma co liczyć.

-Nie otwieram swojego życia na innych- Kim rozpięła polar i zdjęła go, po czym rzuciła w kąt. Bluzka, jaką miała na sobie idealnie podkreślała jej talię osy.

– Gdyż nikt nie zrozumie świata, do jakiego należę- wnuczka Wayne’a uśmiechnęła się blado do Heleny- a poza tym droga torba nie świadczy o iście splendorskim życiu. Ale od swoich korzeni nie da się niestety uciec.

– Po co się rozebrałaś?- Helena była lekko zaskoczona postawą dziewczyny. Wolała załatwiać sprawę polubownie, bez wdawania się w bójki, gdyż potrafiła nieźle dokopać swoim przeciwnikom. Lecz pierwszy raz od dawna miałaby stoczyć walkę z kobietą.

– Prosta opcja: zamierzam odzyskać swoje pieniądze- rzuciła Kim tak swobodnym tonem, jakby rozprawiały przy kawie- chyba że oddasz je dobrowolnie?

– Nigdy nie dzielę się z nikim moim łupem – Helena spojrzała kwaśno na wnuczkę Batmana- ani tym bardziej nie oddaję ich frajerom, których udało mi się ukraść.

– Frajerów, powiadasz?- Kim spojrzała na nią z politowaniem, jednocześnie obserwując każdy jej ruch- a jak nazwiesz siebie, dokonując brudnej roboty na kimś i tym samym ujawniając swoje imię i miejsce ukrycia? Chociaż ta rudera to i tak mistyfikacja, nie?

– Niezły z ciebie detektyw- Helena najeżyła się jak kotka- tak, ten wysyp nie odpowiada mojego gustowi. Wolę przyjemniejsze pielesze.

-Możesz kiedyś wpaść, a w więzieniach nie mają hoteli- rzuciła lekko Kim, uśmiechając się ironicznie, chcąc sprowokować dziewczynę- prędzej byś zblakła, niż czymś zabłysła!

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Kalendarium

Sonda

Twoja reakcja na zwiastun "Joker: Folie À Deux"

Zobacz wyniki

Sonda

Najlepsza okładka (Dark Age):