Forum

Już wkrótce
  • "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Tom 2" - 15 maj 2024,
  • "Nightwing. Bitwa o serce Blüdhaven. Tom 2" - 29 maj 2024,
  • "Batman. Pogromca sprawiedliwości. Tom 2" - 29 maj 2024,
  • "Batman: Długie Halloween" - 29 maj 2024,

Bez żadnego ostrzeżenia Helena odbiła się od podłogi i chciała wykonać lewy sierpowy na Kim. Ta jednak zrobiła skuteczny unik i wykonała prosty cios nogą. Helena upadła, syknąwszy, gdyż jej przeciwniczka kopnęła ją w kolano. Jednak chyba niezbyt mocno, gdyż szybko wróciła do formy. Stanęła na nogach i zamachnęła się na Kim, jednak gdy wymierzony cios miał trafić ją w twarz, ta chwyciła Helenę za nadgarstek. Zablokowała tym samym uderzenie i nogą powaliła przeciwniczkę. Nigdy nie ćwiczyła sztuk walki, wcześniej nie wiedziałaby nawet, jak się obronić. Jednak od niedawna wiedziała, jakie ciosy wykonać, gdzie uderzyć, jak zablokować przeciwnika.

Helena dyszała ciężko, trzymając się za brzuch.

– Nie wiem, kim jesteś, ani czy jesteś jakimś pieprzonym super bohaterem- warknęła mała złodziejka, ale uśmiechnęła się z uznaniem- ale nieźle walczysz. Pozory nigdy by tego nie zdradziły.

– Oddasz pieniądze?- spytała krótko Kim, wiedząc, że rozmowa może być tylko odwróceniem uwagi. Helena westchnęła, po czym machnęła ręką w kierunku swojej czarnej torby. Kim podeszła do rzeczy swej przeciwniczki i sprawdziła jej zawartość. Były tam pieniądze ale o połowę mniej, niż powinno być.

– Musiałam kupić trochę wałówki- Helena już stała na nogach- może to zwykła rudera, ale jak kogoś zapraszam do jednej z moich kryjówek, to wypada chyba go czymś ugościć, nie?

– Nie brak ci tupetu- Kim uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń do Heleny, którą ta ucisnęła.

Batman kierował swoim Bat planem, skąd łatwiej mu było zweryfikować prawdopodobieństwo pobytu jego wnuczki. Wyposażona w najlepsze i zarazem bardzo drogie udogodnienia techniczne maszyna miała wszystko, co mogło pomóc Nietoperzowi w nawet w najbardziej skomplikowanym śledztwie. Superman, który siedział obok niego na pozycji drugiego pasażera, był równie pogrążony sprawą zaginięcia Kim Wayne. Dotąd nie wiedział, jak wygląda wnuczka jego sojusznika. Jednak jak opowiadał Ollie, jej uroda równa się z ogromnym duchem wojowniczki i ogromnej idealistki, która potrafi zażarcie walczyć o sprawiedliwość. Clark siedział przypięty pasem i obserwował Batmana, który w skupieniu kierował swoją maszyną. Jego ręce, skryte w czarnych, skórzanych rękawicach ze specjalnymi usztywnieniami zaprojektowanymi do najbardziej ekstremalnych warunków, sterowały niezliczoną ilością przycisków z taką lekkością, jakby od zawsze istniały tylko do tego pola.

– Musi to być coś poważnego, że zająłeś się sprawą zaginięcia Kim osobiście- zaczął Kent, podnosząc do góry jedną brew, widząc przy tym, jak Batman marszczy czoło- gdy Olivier znika, wiem, że zawsze wróci do domu w ciągu dwóch następnych dni.

– Jeśli zmierzasz do określenia powodu, dla którego Kim zniknęła- Nietoperz za pomocą dźwigni zniżył lot Bat plane’a- to można się łatwo domyślić, co za tym stoi. Młodzieńcze zauroczenie, do którego my też kiedyś byliśmy zdolni. W każdym razie kiedy zostaje się super bohaterem, należy wybrać jedną stronę medalu. Druga jest praktycznie niemożliwa.

– Zaskoczę cię, ale to może się udać- odparł Superman, patrząc na swoją obrączkę na palcu- wiedzieliśmy oboje z Lois, że nie zrezygnuję z mojego alter ego, ale w każdym razie chcieliśmy spróbować. Jeśli by czuła się udręczona moją pozycją mentora Metropolis, pozwoliłbym jej odejść, by zaczęła życie z kimś, kto nie zmusza ją do codziennego prania zabrudzonych portek tej samej marki.

Mroczny Rycerz uśmiechnął się blado, jednak było to podyktowane ironią.

– Ale ci się udało- stwierdził krótko Nietoperz, skupiając uwagę na kierownicy- ja próbowałem trzy razy i zawsze za moimi eks ciągnęła się moja druga strona, często narażając je bardziej na niebezpieczeństwo, niż przyszło mi się spodziewać. Dlatego nigdy się nie ożeniłem.

– Ale doczekałeś się dziecka- powiedział Clark, ale Batman nic nie odpowiedział. Tajemniczy, nie zdradzał żadnych uczuć. Jedynie neutralność do wszystkiego, co miało istotny dla Supermana wymiar.

– Wiem, że nie lubisz o tym mówić- Kent zdawał się zachowywać takt, lecz ciągnął temat, który dla Wayne’a był już tylko elementem czegoś, co nigdy nie istniało. Przynajmniej tak uważał Clark.

– To po co zaczynasz o tym gadać?- spytał ostro Nietoperz, przesuwając rękawicą po jaskrawych przyciskach- skup się na sprawie, nad którą obaj pracujemy i nie wpieprzaj się w czyjeś życie !

– Nie można żyć tylko pracą, Bruce- głos Supermana był dziwnie spokojny, jakby ta sytuacja którą miał na myśli była mu znajoma- trzeba czasem-tu ściszył głos- zastanowić się, czy idealna rodzinna sielanka nie wyjdzie kiedyś negatywnie na to, co usilnie chciałeś stworzyć.

– Nie jesteś odpowiedzialny za to, do czego przyczynił się twój syn- odparł twardo Nietoperz, a umieszczone w suficie Bat plane’u okno z zaciemnioną szybą nieco się uchyliło, wpuszczając trochę chłodnego powietrza. Uruchomiony żywioł od razu podziałał na wnętrze maszyny, zwłaszcza na ciśnienie panujące w dyskusji dwóch super bohaterów. Clark czuł wrzenie w całym ciele na wspomnienie, gdy jego własny syn chciał go zgładzić. Jednocześnie otwierał i zamykał rękę wywierając taki nacisk mocy, że zaczęły pulsować mu żyły.

– Nie wiesz, jakie to uczucie słysząc od własnego dziecka, że za chwilę cię zabije- odrzekł z goryczą Kent, przez chwilę przypominając człowieka wypranego całkowicie z sensu życia- pomyślałem sobie: dobra, niech już trafi mnie ten szlag. Lepiej opuścić padół tej ziemskiej materii niż patrzeć jak sądzą mojego syna przeciwko temu, o co tak zawzięcie walczyłem przez te lata. Lepiej być trupem niż trwać w analizowaniu, co popełniłem nie tak, że ten chłopak zmienił się w bestię.

– Nie było tu żadnej twojej winy- głos Batmana zabrzmiał twardo. Clark, który zacisnął powieki i upajał się ciemnością, aby nie widzieć na twarzy litości od swojego sojusznika, nagle poczuł na swojej ręce mocny uścisk. Chłodna i gładka rękawica Nietoperza trzymała jego dłoń jak w garści. Batman pokazał, że jest z nim.

– Możesz na mnie liczyć- powiedział lekko zachrypniętym głosem Mroczny Rycerz.

Po chwili Superman nie czuł nic na dłoni : Batman w skupieniu pilotował swój pojazd, zupełnie jakby owe wyznanie nie miało nigdy miejsca.

– To ile masz w rzeczywistości lat?- Helena siedziała kocu, który rozłożony niedbale chronił jej czarny kostium od zabrudzenia się. Skończyła właśnie jeść chleb z polędwicą i sprawdzała wzrokiem dokładnie swoje spodnie, czy nie ma tam okruchów.

– Żyję na pewno krócej niż może wskazywać to niby moje niby doświadczenie w karate- Kim pociągnęła za słomkę i upiła trochę Coca Coli ze szklanej butelki. Śniadanie uświetniła zapasami od Heleny, skupiając swój głód na pajdzie chleba i niewielkiej ilości polędwicy.

– Wyczerpująca odpowiedź- jej towarzyszka lekko prychnęła- ja mam siedemnaście lat z hakiem i od dwunastego roku życia sama sobie daję radę.

– Nawiałaś z chaty?- Kim przetarła opuszkami palców usta, usuwając wilgoć od napoju. Postawiła butelkę z napojem obok siebie na ziemi i czekała na odpowiedź Heleny.

– Facet, który zastępował mi opiekuna, po czasie słodkiego rodzicielstwa zaczął mieć lubieżne myśli- dziewczyna opowiadając to, zgniotła ręką puszkę od pepsi- ale na szczęście zwiałam nim zaczął realizować swój zboczony plan. Od tamtej pory go już nigdy nie spotkałam. A ty?

– Nie mogę się dogadać z moim dziadkiem- odparła Kim, prostując nogi i wpatrując się w swoje tenisówki- jest bardzo pochłonięty swoją pracą, poza tym uważa, że jeśli za wszystko mi płaci, wypełnia całkowicie swoją rolę prawnego opiekuna. Od śmierci mojej mamy to on jest odpowiedzialny za moje wychowanie.

– Czyli konflikt pokoleń- podsumowała Helena, trzymając w palcach papierosa, którego po chwili odpaliła. Poczęstowała paczką szlug Kim, ale ta pokręciła głową.

– Można tak powiedzieć, jednakże mój dziadek wcale nie wygląda na typowego starszego pana- panna Wayne spojrzała rozbawiona na Helenę- ma dopiero pięćdziesiąt dwa lata i mógłby uchodzić za mojego ojca !

– Nieźle- towarzyszka Kim wypuściła dym z ust- ja nawet nie wiem, kto mnie urodził. Nie znam swojej matki, a tym bardziej ojca. Mój opiekun powiedział mi tylko, że zostałam mu tylko oddana w opiekę. Z tego, co się domyślam, na pewno nie było to legalne źródło.

– Najważniejsze, że się od typa uwolniłaś- Kim popatrzyła przed siebie, marszcząc lekko brwi- ja od wczoraj myślę intensywnie nad swoją przyszłością. Mówi się, że rozstania z byłym facetem wychodzą na dobre. Już wiem, ku czemu skieruję swoje życie.

– Coś interesującego?- Helena strzepnęła trochę tytoniu na ziemię- a może doznałaś olśnienia i zamierzasz spędzić życie w klasztorze? By żaden dupek nie złamał ci już serca?

– Nie myślę na razie o ponownym zadłużeniu się- Kim wstała, po czym rozsunęła polar i zdjąwszy go, rzuciła w kąt. Jej długie włosy spływały jej kaskadą po plecach, przypominając pelerynę super bohatera ku następnej misji. Jednak Kim zamierzała dopiero co rozwinąć swoje ukryte talenty.

– Jak się utrzymujesz, Heleno?- dziewczyna kopnęła leżący koło jej nogi kamyk i spojrzała na koleżankę- z tego, co uda ci się zakosić? Tak jak w przypadku mojej forsy?

– Twój dziadek to glina?- Helena spojrzała rozbawiona na Kim- bo może ja nic nie wiem, a cała twoja historia to podpucha i zamierzasz złożyć mnie w ofierze na powodzenie twojej misji?

– Pytam z ciekawości- Kim uniosła do góry jedną brew- mój dziadek wymaga od swych współpracowników bezwzględnej lojalności. Jeśli ktoś zrobi nie tak po jego myśli, ale nie po to by wywrzeć na tym własne korzyści, ale żeby pomóc osobie, która ma ponieść nieprzyjemne konsekwencje w imię prawa, potrafi być bezlitosny. W ogóle on chyba całkowicie zamknął się na jakiekolwiek uczucia.

– To ponury gość- odparła Helena-i mówisz, że oddaje się całkowicie swojej pracy?

– Tak- Kim rzuciła okiem na swoją torbę- jest zajebiście dokładnym komisarzem policji, jednak jego radykalne zasady mierzą mnie. Myślę, że musimy się pożegnać, Heleno. Idę szukać szczęścia tam, gdzie jest mi pisane.

– Nie chcesz poprzebywać trochę ze mną?- nowa znajoma spojrzała na wnuczkę Wayne’a z błyskiem w oku- mogłabym cię podszkolić w kilku chwytach karate nim zdecydujesz się na coś konkretnego w swoim życiu.

– Brzmi miło- Kim uśmiechnęła się lekko- jednakże już podjęłam decyzję. Dzięki, miło było cię poznać.

Helena podeszła do dziewczyny i ją objęła. Kim również zreflektowała się uściskiem, po czym oddaliła się i pomachała koleżance.

Wnuczka Wayne’a wyszła z budynku, uważając na rozsypany gruz. Ulica była jak wymarła. Kim ruszyła przed siebie, kierując się do końca szeregu budynków. Nagle usłyszała szum i poczuła, jak ostry wiatr targa jej włosy i ubranie. Dziewczyna cofnęła się szybko do tyłu i ujrzała czarny samolot, który uatrakcyjniony super dziełami techniki i najnowszą bronią alternatywną, opadł z głuchym uderzeniem na ziemię. Kim zaklęła po cichu, gdyż wiedziała że Bruce Wayne ją odnalazł. W sumie i tak musiała przyznać sobie uznanie, gdyż nie namierzył jej po kilku minutach. Gdy klapa pojazdu się otworzyła, z Bat plane’u wyskoczył wpierw mężczyzna w kostiumie o dość jaskrawych kolorach. Jego twarz Kim poznała niecały dzień wcześniej. Superman przez chwilę nie krył zaskoczenia. Potem jednak wszystko zrozumiał. Po drugiej stronie maszyny grzmotnęło ciężkimi butami, ale od herosa w stroju Nietoperza. Gdy odszedł od Bat plane’a jego wzrok był skupiony tylko na Kim. Jego białe źrenice zwęziły się, dodając mu niezwykle surowego oblicza. Batman wpatrywał się w swoją wnuczkę, która stała parę metrów dalej naprzeciwko niego i hardo na niego patrzyła.

– To w końcu nazywasz się Kim czy Rachel?- spytał nieoczekiwanie Superman, kładąc kpiący akcent na dwóch ostatnich słowach- może jednak przyznasz się, że przyszłaś do Oliviera?

Batman spojrzał szybko na Clarka, a ten uniósł dłoń, dając sojusznikowi do zrozumienia, że chce szybko załatwić sprawę.

– Kim przedstawiła się jako korespondentka czasopisma- Superman zrobił krok w stronę dziewczyny- potem jednak znalazłem ją w zamknięciu z Olivierem.

– Nieźle to sobie wykombinowała- odrzekł Nietoperz, a jego głos obeszła charakterystyczna chrypa- jednak chyba nic nie wyszło tak, jakby tego oczekiwała.

Kim poczuła ostre ukłucie bólu w sercu, a wspomnienie odrzucenia Ollie’go wróciło lotem bumeranga. Jego obojętność, chłód w głosie. Postanowiła jednak nie okazać słabości w tak kulminacyjnym momencie.

– Będziemy rozmawiać na otwartym polu?- spytała, uśmiechając się z ironią- czy aby alternatywą Batmana nie jest załatwianie tajnych spraw w dyskrecji?

Twarz Nietoperza była nieprzenikniona. Podszedł szybko do Kim, jednak ta cofnęła na możliwie daleką odległość.

– Nie zamierzam wdawać się w zbędne dyskusje- syknął, dając dziewczynie do zrozumienia, że tym zdaniem kończy wszelką dyskusję w tym miejscu- omówimy wszystko w domu.

– Nigdzie z tobą nie idę- odparła hardo Kim, jednak nawet ten aspekt buntu nie zrobił wrażenia na jej dziadku. Mroczny Rycerz okazał tylko zniecierpliwienie, nie znosząc przedłużać rzeczy, które według niego należy wykonać niezwłocznie.

Batman chwycił Kim za łokieć, lecz dziewczyna sprawnie mu się wyrwała.

– Nie zmuszaj mnie, bym użył wyższych środków- warknął, grzebiąc rękawicą w okolicach swojego pasa z gadżetami.

– Znam twoje podejście- prychnęła Kim- wyślesz mnie do szkoły z internatem i jeszcze bardziej poświęcisz się miastu, które ma cię gdzieś !

– Zawsze opowiadałaś się za sztuką dyplomacji- Nietoperz spojrzał chłodno na wnuczkę- więc czemu odbiegasz od własnego priorytetu i nie zdasz się na obustronne rozpatrzenie sprawy ?

– Uważam, że nie mamy o czym rozmawiać- dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści- przecież jesteś nieoceniony we wszystkim ! Więc czemu sobie nie odpuścisz i nie zaszyjesz się bardziej w swojej samotni?

– Nie będziemy tak grać- głos Batmana był zdecydowany- idziesz czy wolisz zmarnować sobie życie?

– Wolę zdecydowanie takie niż tworzenie z tobą fikcyjnej rodzinki- Kim spojrzała swojemu dziadkowi prosto w oczy- więc proszę, uszanuj mój wybór. Ja już zdecydowałam.

– Dobrze więc- głos Mrocznego Rycerza był skryty chrypą. Batman odwrócił się, a peleryna przeszyła powietrze. Ruszył w kierunku swojego samolotu, jednak po chwili odwrócił się i w powietrze wystrzeliły bata rangi . Cztery pomknęły w kierunku Kim, jednak ta zrobiła unik, przypadając do ziemi. Spodziewała się elementu z zaskoczenia. Jednak dwie z broni Nietoperza odbiły się w kilku kątach od różnych obiektów usytuowanych dookoła. Kim udało się umknąć jednej z nich, gdy błyskawicznie zmieniła miejsce swojego położenia. Ale ostatnia dopadła jej kostek, krępując ciasno jej stopy. Kim chwyciła za sznur, który ciasno splątał jej nogi.

– Zapomniałaś chyba, że w świetle prawa moje zdanie zdecydowanie miażdży twoje- oświadczył dobitnie Batman, idąc powoli w stronę wnuczki.

Superman stwierdził, że Kimberly Wayne zdecydowanie ma duszę wojowniczki. Znał kiedyś kogoś takiego w Lidze Sprawiedliwych. I to jej charyzmę miała ta dziewczyna. Królowa Amazonek przekazała sporo swojej wnuczce, która właśnie się mocowała z więzami.

– Nie radziłbym ci tego szarpać, chyba że chcesz poranić sobie palce- powiedział zimno Nietoperz, pochylając się nad Kim. Nim jednak zdążył wykonać jakikolwiek ruch, poczuł mocne uderzenie z tyłu. Upadł na bok, jednak napastnik szybko został obezwładniony przez Supermana. Heros trzymał w kleszczach Helenę, która próbowała się wyrwać mężczyźnie. Batman przez chwilę wpatrywał się intensywnie w dziewczynę. Potem, bez wahania powiedział do Clarka:

– Ta młoda dama także idzie z nami.

– Przecież wybraliśmy się tutaj w konkretnym celu- Superman ściągnął brwi- chyba nie zamierzasz brać zakładnika?

– Nic z tych rzeczy- odparł szybko Batman- mam dług do spłacenia.

Po tych słowach jednym ruchem przeciął sznur, który krępował Kim. Gdy dziewczyna uwolniła nogi, Wayne odrzekł krótko:

– Jeśli będziesz kombinować, znowu użyję bata rangi. Ale tym razem będziesz na nią zdana aż do Gotham. Zrozumiałaś?

Przez chwilę Kim unikała wzroku z Mrocznym Rycerzem. Wiedziała jednak, że ten wpatruje się w nią uważnie, śledząc każdy jej ruch. Jego oczy były niczym rentgen.

-Zgoda- rzuciła obojętnie, po czym Batman skinął głową i wstał, kierując się do swojej maszyny. Kim pozostało jedynie wypełnić jego wolę. Wymieniła szybkie spojrzenie z Heleną, dając jej do zrozumienia, że nie ma się czego obawiać. Ta z kolei pewnie już się wszystkiego domyślała.

– Kiedy ten gość w czarnych fatałaszkach odstawi mnie do domu?- Helena patrzyła nienawistnie na ścianę, za którą siedzieli Nietoperz i Superman. Dziewczyna kopnęła parę razy w żelazne obicie, a Kim objęła rękami kolana i odparła:

– U niego bywa różnie. Ale jeśli to się przeciągnie do jutra, osobiście pomogę ci uciec.

Helena spojrzała na koleżankę, która patrzyła na nią z błyskiem w oku.

– Czy ciebie łączy z nim jakieś pokrewieństwo? O to w tym wszystko chodzi?

– Myślałam, że w końcu nie wydusisz tego z siebie- Kim uśmiechnęła się blado- czy ktokolwiek rozsądny i przytomny konsekwencji spotkania z Batmanem miałby odwagę świadomie się narażać? Zazwyczaj ci, których wtrąci do więzienia, rzadko kiedy chcą się na nim odegrać. On sam jest dla nich jak piekielna otchłań, więc trzymają się od niego z daleka. Tylko najbardziej zdeprymowani i doświadczeni stale z nim zadzierają.

-To więc taka jest jego misja- Helena obejrzała swoje paznokcie- ale ten drugi do cholery sprawił, że odprysł mi całkowicie lakier. Będzie musiał mi zwrócić za kosmetyczkę.

– Dzięki za pomoc- Kim spojrzała z wdzięcznością na towarzyszkę- nie wiedziałam, że będziesz zdolna się narazić.

– Przyjaciołom się pomaga- Helena uśmiechnęła się do koleżanki- może poznałyśmy się w dziwnych okolicznościach, ale sądzę, że nie było to przypadkowe spotkanie. To wszystko musi mieć jakieś swoje zamierzenie.

– Coś jak teoria szóstego zmysłu?- spytała wesoło Kim, a Helena klasnęła w dłonie.

– Ja tam wierzę, że naszym życiem kieruje przeznaczenie- odrzekła młoda włamywaczka z błyskiem w oku- w końcu zawsze odnosimy na tym tle jakieś korzyści lub dostajemy kopa w tyłek. Taka życiowa logika.

Nagle dziewczęta poczuły lekkie uderzenie o ziemię. Helena spojrzała pytająco na Kim, a ta odparła lekko znużona:

– Witaj u mnie w domu. Szkoda tylko, że zapraszam cię do siebie w takich okolicznościach.

W końcu klapa podniosła się i nowe przyjaciółki ujrzały światło, które wiodło do góry. Mimo iż dawało ono pewną intensywność, pieczara w dużej części była spowita mrokiem.

– Typowy gacek- powiedziała z sarkazmem Helena- wprost kocha utożsamiać się z nocą.

– Chodź, bo nie mam ochoty siedzieć w tej ciasnocie – rzuciła szybko Kim i dała koleżance znak, by poszła za nią. Wnuczka Wayne’a wydostała się z pojazdu, a gdy znalazła się na twardym betonie, zaczekała na Helenę. Ta druga wyjrzała z samolotu i wpatrzona w monstrualnych rozmiarów jaskinię, zaniemówiła. Po raz pierwszy była w kryjówce super bohatera i pierwszy raz stała się powiernikiem wielkiego sekretu. Czemu ten facet ukrywający się pod maską Nietoperza wziął ją za sobą? Przecież znając myślenie herosów, jednym z ich najważniejszych zadań oprócz dbania o bezpieczeństwo świata jest pilne strzeżenie swojej prawdziwej tożsamości. Za dnia zwykli, szarzy ludzie , zaś gdy zajdzie potrzeba interwencji zmieniają się w niezniszczalne maszyny. Czy to nie przypadek, że spotkała na swojej drodze wnuczkę samego Batmana ?

 

– Heleno?- głos Kim sprowadził dziewczynę do świata realnego. Zeskoczyła z gracją i wnuczka Batmana zauważyła, że lubi podkreślać swoje pośladki i nogi niezwykle obcisłymi spodniami.

– Nieźle- Kim uśmiechnęła się, a Helena podeszła do przyjaciółki i położyła jej dłoń na ramieniu.

Całej tej scenie przyglądał się Batman. Stojąc z boku, pod ścianą idealnie wtapiał się w ciemne obicie swojej pieczary. Tylko woda termiczna, która oświetlała jaskinię i dawała jej pewne zasilenie, odznaczała się i była tłem za plecami Nietoperza. Czarno na białym.

Batman zmrużył oczy. Imię tej małej by wszystko wyjaśniało. I to uderzające podobieństwo do Seliny Kyle. To z całą pewnością jej zaginiona córka, zresztą za chwilę się tego dowie.

Mroczny Rycerz ruszył w kierunku wnuczki i jej przyjaciółki. Jego chód zawsze był zdecydowany, a ci, którym nie raz porządnie sprał skórę, truchleli na odgłos jego kroków. Tylko Joker miał śmiałość wiecznie się szczerzyć i przekomarzać, jednak nawet na niego Nietoperz miał sposób.

Peleryna Mściciela uderzała o posadzkę przy każdym kroku Batmana. Kim nie odwróciła się, udając, że nagle bardzo zainteresowało ją sklepienie pieczary i tam skupiła swój wzrok.

– Wyśmienicie- odezwał się sarkastycznie Mściciel- ucieczka z domu obejmująca dwa dni, a ty uważasz, że nic się nie stało ! Za chwilę spotykamy się w moim prywatnym gabinecie. Nie w klimacie tego- tu Wayne pstryknął palcami, jednocześnie wskazując na górę jaskini- może wreszcie odechce ci się zgrywać bohaterkę !

Kim nie odpowiedziała, milcząc uparcie. Helena udała, że tego nie widzi, po czym wyszła na środek, stając zaledwie metr przed obliczem Batmana. Zacisnęła dłoń na swoim pasku przy biodrach, po czym spytała:

– Jaka jest moja rola w tym wszystkim? Mam być świadkiem spięcia rodzinnego?

– Twój czas nadejdzie- skwitował krótko Batman, odwracając się i kierując w stronę wyjścia- w każdym razie dzisiaj to wszystko się zakończy.

– Co masz na myśli zakończy?- koleżanka Kim rzuciła to pytanie za Mścicielem, jednak nie doczekała się odpowiedzi. Helena zaczęła krążyć dookoła, czując wściekłość.

– Co ten typ sobie myśli !- dziewczyna zacisnęła swoje dłonie w pięści- uprowadził mnie, wystarczy, że na niego doniosę, a utknie za paragrafem!

– Twój zamiar nie byłby nawet rozpatrzony- Kim wreszcie się odezwała. Spojrzała na towarzyszkę, a jej twarz pozostawała nachmurzona. Zbyt dobrze znała swoje otoczenie, bo powiedziała rzeczowo:

-Policja tutaj idzie zawsze na rękę Batmanowi, zaś on jest ich najważniejszym sojusznikiem. Jeśli ktoś chce mu dokopać, to tak, jakby chciał dokopać glinom. Wróg Batmana jest ich wrogiem i na odwrót.

– Pozazdrościć- odparła sarkastycznie Helena- to jeśli on coś schrzani, oni po nim sprzątają, tak? Nie ma to jak czysta solidarność. Tylko że on chyba nigdy nie naprawia ich błędów, ale działa po swojemu. Typowy indywidualista śledczy.

– I rzadko kiedy udaje mu się dopuścić, by ktokolwiek po nim coś korygował- odrzekła posępnie Kim- i dobrze zauważyłaś, działa po swojemu- tu zbliżyła się do schodów i wspięła się na pierwsze dwa stopnie. Potem westchnęła i rzuciła:

– Poza tym on cię nie porwał. Raczej znów nakłada określony scenariusz. Ale jaki, nie wiem. W każdym razie nie zamierza ci zaszkodzić.

– Skąd wiesz?- Helena prychnęła- albo mnie udupi albo okaże się chojrakiem, da pokaźny czek, narobi nadziei, co okaże się wredną podpuchą, by w końcu mnie usadzić!- tu kopnęła mocno w ścianę- nie wierzę w szczodrość takich typów ! Niech to szlag !

– Podchodzisz do tego wszystkiego zbyt impulsywnie- głos Kim był ostry- uważasz, że pozwoliłabym, by cię wydał glinom? Prędzej musiałby odesłać im nas obie !

Helena wzruszyła ramionami, ale widać było, że słowa koleżanki trochę ją uspokoiły. Spojrzała na Kim i uśmiechnęła się, najwyraźniej udobruchana:

– Dzięki.

Wnuczka Wayne’a podeszła do niej i położyła jej rękę na ramieniu:

– Nie zakładaj nigdy niczego z góry. A teraz chodź, mocna kawa postawi cię na nogi.

Koleżanka skinęła głową, po czym obie zaczęły iść pod górę. Pokonując stopnie coraz wyżej, Helena spytała:

– A tak właściwie to gdzie jesteśmy?

– Witaj w Gotham- Kimberly uśmiechnęła się lekko do towarzyszki- mieście Batmana.

– Wow, czyli Superman ma z kim konkurować- Helena wydała lekki gwizd- ale jak widać, na razie są kumplami.

– Raczej chwilowo połączyli siły- odparła ponuro Kimberly- Batman nie zawiera żadnych przyjaźni z herosami. Z wyjątkiem osób, które z nim współpracują. Ale to głównie interes.

– Jak myślisz, do czego mu jestem potrzebna?- towarzyszka młodej Wayne zmarszczyła brwi, idąc tuż za nią- a jeśli będzie nie tak, jak myślisz i wyda mnie swym interesantom?

– Na pewno nie- odparła zdecydowanie Kim, stając u szczytu schodów. Po chwili zrobiło się przejście, a dziewczyna pewnie przeszła na drugą stronę.

-Twoja osoba ma na pewno zmienić coś w tym wszystkim- Kim odwróciła się do towarzyszki, podnosząc do góry brwi- Batman nie bierze każdej napotkanej osoby na pokład swojego prywatnego odrzutowca i nigdy w tak banalny sposób nie zdecydowałby się na ujawnienie swojej tożsamości. A już poznałaś jego kryjówkę. Mój dziadek jest sam w sobie tajemnicą, ale każdy cel w jego postępowaniu ma pozytywny skutek. To nigdy się w nim nie zmieni- młoda Wayne wzięła głęboki oddech, po czym odparła luźno:

– Wybacz, że w takich okolicznościach, ale witam cię w moim domu. A i ta kawa jest jak najbardziej na serio.

– Na tę sytuację wolałabym coś mocniejszego- burknęła Helena, co jednak nastolatka zignorowała. Nowa znajoma rozejrzała się dookoła i nagle zaniemówiła. Szybko podeszła do drogich mebli, które stały pod ścianą.

– Robi wrażenie- Helena dotknęła mahoniowego krzesła- gdyby mi przyszło przelecieć tę chatę, szybko bym jej nie opuściła.

– Nie radziłbym- dobiegł szorstki, lecz spokojny głos. Helena drgnęła, lecz już nastawiała się do kontrataku. Kim szybko do niej podeszła, kładąc jej dłoń na ramieniu.

– To tylko kamerdyner Alfred- powiedziała panna Wayne, ściągając brwi- chyba nie zamierzasz się rzucać na każdego w tym domu.

– Ciebie znam, reszty nie- odrzekła ponuro Helena, poprawiając sobie swoją skórzaną kurtkę- oprócz tego w czarnych fatałaszkach, ale on jest niepewny.

– Znaczy się pana tego domu- poprawił ją Alfred, a pionowa zmarszczka naznaczyła jego czoło- ma pani dość swobodny sposób wyrażania się o ludziach, jednakże tutaj prosiłbym o lekkie powściągnięcie się.

– Wszyscy są dla mnie na tych samych zasadach, dziadku- Helena podeszła do dużego lustra, które zauważyła obok zegara, maskującego wejście do jaskini. Przejrzała się , dokładnie lustrując swoją twarz.

– Aczkolwiek jesteś moim gościem i pragnę, byś dostosowała swoje tempo życia do praw, jakie rządzą w tym domu- stanowczy głos przeszył duże pomieszczenie i Helena odwróciła się. Na lewo od zegara, w holu, którego podłogi pokrywały najlepsze perskie dywany, dziewczęta i Alfreda zaskoczyła postać wysokiego mężczyzny. Ów jegomość, odziany w drogi i dopasowany garnitur, zaczął powoli iść w kierunku całej trójki. Helena pomyślała, że jak na faceta w średnim wieku wygląda aż za dobrze. Niedoinformowanych mogła budzić zaskoczenie jedynie jego sylwetka: miał niezwykle umięśniony tors i szerokie, barczyste ramiona. W dodatku jego twarz prawie nie posiadała zmarszczek, poza tymi na czole i w okolicach ust : gdy mówił, mimiczne zniekształcenia były czymś swoiście naturalnym. Włosy miał czarne, gdzieniegdzie poprzetykane nitkami siwizny, ale było ich zdecydowanie mało. Niebieskie oczy biły powagą i stanowiły zagadkę.

– Pan jest tutaj szefem?- spytała Helena, kładąc nacisk na ostatnim słowie i tym samym dając do zrozumienia mężczyźnie, że domyśla się wszystkiego.

– W rzeczy samej- Wayne stanął naprzeciwko dziewczyny i wyciągnął rękę, tym samym gestem prosząc, by pozwoliła mu dać swoją.

Helena podniosła dłoń, a Bruce ujął ją i ucałował, z iście dżentelmeńskim podejściem. Potem wyprostował się, strzepnął poły marynarki i skinął głową młodej włamywaczce.

– Ma pan ciekawy rozkład dnia- Helena skrzyżowała ramiona na piersi- za dnia przypuszczam, jest pan kimś ważnym a w nocy bawi się pan w bohatera. Ma pan na to wszystko chęci?

– Życie układa nam scenariusze- Bruce Wayne uniósł do góry brwi- ja swój trochę urozmaiciłem, jednak nic nie dzieje się bez przyczyny.

– Zapewne- mruknęła Kim, jednak wystarczyło jedno szybkie spojrzenie jej dziadka, by zacisnęła usta.

-To po co pan mnie tu sprowadził?- spytała Helena, biorąc się pod boki-bo chyba nie po to, by pochwalić się splendorem swojej chaty i kolekcją bogatych zabawek? Kretyństwem byłoby spraszać obcego do swojej kryjówki i narażać się na rozszyfrowanie. Ale mimo to miło mi poznać słynnego Batmana.

Alfred zacisnął dłoń w pięść, aż zagruchotały kości.

-Batmana- powtórzyła wyraźnie Helena, patrząc ironicznie na lokaja Wayne’a i nie ustępując- Batmana, Batmana, Batmana … ach jakie to wspaniałe ! Batmana, Batmana …

– Wystarczy- uciął ostro Bruce- lubisz być charakterystyczna, ale czasem lepiej po prostu być sobą, a nie wymagać od siebie funkcji zarezerwowanej dla przygłupów. A ty taka nie jesteś.

– Ten dziadek spowoduje, że za chwilę na Gotham spadnie bomba- Helena przewróciła do góry oczami-a jak jeszcze raz zgrzytnie zębem, rozpęta się tsunami !

– Przestań- powiedziała półgębkiem Kim i klepnęła koleżankę w plecy, gdyż twarz Bruce’a zdawała się mieć coraz bardziej nieodgadniony wyraz.

Nastało milczenie, przerywane tylko pobrzękiwaniem kluczy Alfreda, które trzymał w kieszeni i które przy ruchu jego ciała dawały o sobie znać. Kamerdyner patrzył dyskretnie to na dziewczęta, to na swojego panicza, gotów w każdej chwili zainterweniować, że nic się nie stało, gdyż znał aż za dobrze Bruce’a Wayne’a. Posiadał on wybitne maniery, jednak gdy ktoś bez konkretnego powodu uchybiał honorowi Alfreda, potrafił być bezlitosny w słowach. Ku zaskoczeniu lokaja jego wychowanek zachował względny spokój.

– Bardzo ciekawe- zaczął powoli, lecz dokładnie wymawiając każde słowo- to co się wydarzy, jeśli ja oddam cię w ręce wymiaru sprawiedliwości?

Kim rzuciła szybkie spojrzenie na Helenę, ale nie musiała dawać cynka swojej koleżance. Ta dziewczyna zbyt dobrze znała życie i z niejednego pieca chleb jadła. Wiedziała, że to celowa prowokacja.

– Będzie miał pan kolejny sukces na koncie- odparła śpiewająco Helena- ale chyba jest pan świadom, że pana sekret zna teraz jedna osoba więcej. Pójdzie pan na takie ryzyko?

– Niepotrzebnych świadków można w bardzo prosty sposób usunąć- odrzekł pewnym tonem Wayne- wtedy nikt nigdy się niczego nie dowie.

– Ale przecież Batman nie zabija- Helena nie dała się zbić z tropu- czyżby teraz miał zmienić zasady swojej gry i zostać seryjnym mordercą?

-Prawo krwi to nie prawo Batmana – odparł krótko Bruce, patrząc dziewczynie prosto w oczy- moje prawo to szerzyć sprawiedliwość, a nie opluwać własne zasady i tym samym dyskwalifikować honor, który w mej misji jest najważniejszy.

-To co pan ma na myśli o usuwaniu świadków?- Helena nie ustępowała- zamierza ich pan więzić do śmierci czy przeznaczyć na króliki doświadczalne?

– Mogłabyś z powodzeniem zostać detektywem- powiedział Bruce, patrząc pogodnie na dziewczynę- masz zapał za dwojga, zaś chęci jeszcze lepsze. Pozwolę sobie nie odpowiadać teraz na to pytanie. Wkrótce sama się przekonasz, co mam na myśli.

– Lubi pan grać ludziom na nerwach- prychnęła Helena- ale na własnych zasadach.

– Owszem, panno Kyle- odparł Wayne, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Ręce, które trzymał w kieszeniach, wyjął boków spodni, krzyżując triumfalnie ramiona na piersiach. Ze spokojem czekał na reakcję dziewczyny.

– Jaka Kyle?- koleżanka Kim zamrugała oczami- żarty sobie pan robi?

Wnuczka Wayne’a rzuciła szybkie spojrzenia na swą przyjaciółkę, po czym spytała, z trudem hamując wściekłość:

– Dziadku, co ty kombinujesz?! Czemu nagle Helena miałaby się stać córką Seliny?!

– Po tym, jak Helena mnie zaatakowała i gdy mogłem się jej przyjrzeć – Bruce spojrzał znacząco na obie dziewczyny- odniosłem wrażenie, że widzę Selinę. Ale nie taką, jaka jest teraz, ale o dwadzieścia lat młodszą. Ale to nie mogła być ona. Jedyną osobą, która mogłaby spokojnie być jej kopią , jest jej córka.

– Ale przecież Selina nie ma córki-Kim patrzyła na Bruce’a, kompletnie zaskoczona, zerkając też ukradkiem na Helenę, próbując znaleźć cechy podobieństwa do Cat Woman, które w zupełności potwierdziłyby tezę Batmana.

– Selina ma córkę- odrzekł Wayne, a jego głos był z lekka oschły- mała została porwana ponad szesnaście lat temu. Od tamtej pory jej matka szuka jej po dzień dzisiejszy.

– Ale dlaczego sądzisz, że mogę być nią ja?- to pytanie, zadane w formie kontrataku padło od strony koleżanki Kim- równie dobrze twoja wnuczka może być podstawiona !

– Gdy ty i Kimberly miałyście chwilę do rozmowy- Bruce Wayne utkwił wzrok w obu dziewczętach- ja sprawdziłem DNA twoje i Seliny. Identyczne. Jeszcze jakieś wątpliwości?

– Ale skąd miałeś moje DNA?- spytała Helena, patrząc wrogo na dziadka swej towarzyszki.

– W końcu jestem Batmanem- powiedział spokojnie Bruce, wyglądając na lekko rozbawionego- w końcu super bohater działa z zaskoczenia, czyż nie?

Helena poczuła, że lekko osuwa się na ziemię. W pozycji siedzącej pozostawała wyraźnie oszołomiona. Jej oczy zabłyszczały, zaś łzy gwałtownie wyparły idealnie zrobione kreski. Tusz zaczął powoli ściekać po jej policzkach, zaś buzia zrobiła się gorąca. Kim spojrzała krytycznie na swojego dziadka, ten jednak odczekał chwilę, nie identyfikując się ze wzrokiem wnuczki. Stojąc z poważną miną, wreszcie oderwał swoje pantofle od podłogi i powoli podszedł do Heleny. Przykląkł ku niej, dając upust pierwszym emocjom. Potem położył dłoń na jej ramieniu i powiedział spokojnie:

– Pogodzenie się z faktem, który od teraz zmieni wszystko w naszym życiu, nigdy nie jest łatwe. Ale zdecydowanie prościej jest podjąć decyzję, czy chcemy sprostać tym zmianom. Potem już będzie tylko lepiej.

Bruce poklepał Helenę po jej ręce i podniósł się. Milioner spojrzał znacząco na Alfreda, który skinął głową. Stary kamerdyner zbliżył się powoli do młodej Kyle i powiedział:

– Panienko Heleno, zapraszam panią do salonu na poczęstunek. Na pewno zechce pani spróbować kawioru.

– Zdecydowanie większą ochotę mam na coś głębszego- koleżanka Kim podniosła się, wycierając sobie policzki- najlepsza byłaby wyborowa whisky. Ale najpierw muszę skorzystać z łazienki.

– Alfred spełni każde twoje życzenie- oznajmił Bruce, po czym dodał stanowczo, marszcząc brwi- jednakże kwestia alkoholu odpada.

Helena rzuciła spojrzenie pełne jadu gospodarzowi tego domu, który nic sobie z tego nie zrobił. Stał i obserwował, jak Alfred kładzie Helenie dłoń na ramieniu i wskazuje jej drogę do salonu. Młoda buntowniczka wyrwała mu się i poszła żwawo przodem, a jej obcasy wydawały charakterystyczny odgłos.

Kim, która nie wiedziała, gdzie ma się udać, wolała poczekać na odezwę Bruce’a. Ten wydawał się przez chwilę asymilować z ciszą, którą poprzedzał jedynie stukot obcasów Heleny Kyle.

-Pora na rozliczenie się, Kimberly- chłodny głos Bruce’a Wayne’a nie wywarł żadnego wrażenia na jego wnuczce. Była przyzwyczajona do pouczeń i szlabanów, których ilość w jej szesnastoletnim życiu była tak duża, że już dawno przestała je liczyć.

Kim skinęła głową, chcąc mieć to już za sobą. Nienawidziła monologów Bruce’a, które nigdy niczym się nie różniły i były tylko powtórką poprzednich wykładów wychowawczych.

– Zapraszam cię do mojego gabinetu- Wayne odwrócił się i udał się do tego, którego używał ostatnio najczęściej. W sumie miał trzy, które wykorzystywał naprzemiennie. Kim usłyszała, jak ciężkie drzwi się otwierają, by po chwili odizolować się głuchym trzaśnięciem.

Najchętniej byłaby przy Helenie, która potrzebowała teraz jej wsparcia. Bruce naprawdę nie ma wyczucia. No ale czy on kiedykolwiek miał na wzgląd na cokolwiek innego niż Gotham?

Kim zmarszczyła brwi, po czym położyła rękę na klamce. Poczuwszy, jak wstępuje w nią silny duch walki, przekręciła gałkę i weszła do środka. Gabinet dawał idealne światło dzienne, jednak biurko Nietoperza było ustawione w ciemnym kącie, zresztą prawie w ogóle nie było używane. Idealny klimat jak dla miłośnika wszelkiej samotni.

Gdy Kim zamknęła za sobą drzwi, Bruce stał na środku pokoju , twarzą na wprost kominka. Wpatrywał się intensywnie w obraz, wiszący nad nim.

Pozłacane ramy silnie akcentowały zawartość, jaką obejmowały. Thomas i Martha Wayne, rodzice jedynego syna, tym razem byli na portrecie z małym Bruce’m. Byli dla niego kimś na wzór poległych bohaterów.

– To mój jedyny z nimi- odparł posępnie milioner, chłonąc każdy szczegół malowidła. Był niezwykle skupiony- obraz zdawał się być powietrzem, którym oddychał. A może po prostu stanowił element wspomnień, których nie było za dużo i których każdy szczegół był dla niego niezwykle ważny.

Dziewczyna poczuła poirytowanie. Nie znała swoich pradziadków, jednak wiedziała, że byli zasłużonymi obywatelami Gotham. Bruce sprowadził do rezydencji wiele ich portretów, traktując je niczym ikony. Alfred musiał przynajmniej raz w tygodniu polerować wszystkie piętnaście obrazów. Jednakże Martha i Thomas Wayne’owie nie byli jedyną rodziną milionera, która zakończyła swój żywot z rąk złoczyńcy. Tym kimś była także jego córka, o której nigdy nie wspominał.

– A czemu tu nigdzie nie ma portretu mojej mamy?- spytała nieoczekiwanie Kim, uważnie obserwując reakcję swojego dziadka. Była taka, jakiej się spodziewała: zachował zimną rezerwę.

– Z tego co wiem, zachowałaś zdjęcia mamy- odrzekł szybko, jakby samo wspomnienie córki było dla niego czymś nieznośnym. Kim zauważyła, że miał napięte skronie.

– Ale portret to zdecydowanie wyróżnienie- oświadczyła dobitnie dziewczyna, a Wayne zacisnął zęby- chyba że jej to nie obejmuje …

– Nie będę grał w twoje głupie gierki !- Bruce odwrócił się i popatrzył z irytacją na wnuczkę- poza tym twoja niesubordynacja jest czymś, co za moich czasów było dzieciakom szybko wybijane z głowy ! Jednak ty chyba nie doceniasz tego, co masz.

Po tych słowach zapadła cisza. Wayne zmienił ułożenie swoich pantofli, których czuby znowu były skierowane w stronę kominka i gdzie milioner ponownie wpatrywał się posępnie w portret swoich rodziców. Kim wiedziała jednak, że ma podzielność uwagi: może udawał, że na nią nie patrzy, jednak jego baczne spojrzenie spoczywało na wnuczce. Jedna pionowa zmarszczka, która przecięła mu czoło dawała poznać, że choć milczący, to jednak poirytowany i jak zawsze idealnie panujący nad sytuacją.

– To nie są gierki, dziadku- zaczęła powoli Kim, obserwując cały czas Wayne’a, który spijał chyba kolory portretu swoich zamordowanych rodziców- stale powtarzasz, że twoim obowiązkiem jest chronić ludzkość-tu dziewczyna zrobiła pauzę, bo Bruce zacisnął powieki. Potem dokończyła, tym razem chcąc wszystko z siebie wyrzucić:

– Ale nie obroniłeś siebie. Przed przekleństwem Batmana. On odebrał ci wszystko.

– Uważasz- głos milionera, który odwrócił się i spojrzał wymownie na swoją wnuczkę, był lodowaty. W dodatku zawierał szczyptę mroku, od którego rozmówcy przechodził zimny dreszcz po plecach. Nietoperz posiadał zdolność przenoszenia przeciwnika na niepewny dla niego grunt dzięki mistrzowskiej modulacji głosu, którego barwa była napędzana naprzemiennie zimnymi akcentami. Nietoperz opanował to tak dobrze, że nawet Kim czasem zastanawiała się, co jest udawane, a co oddaje prawdziwy charakter uczuć Bruce Wayne’a. Niewątpliwie czyniło go to prawdziwym Mścicielem bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia względem popełnionych uczynków na przestępcach, których codziennie unieszkodliwiał i wtrącał za kratki.

Bruce ociągał się z kontynuacją swojej wypowiedzi, przyglądając się dokładnie Kim i rozkoszując się przerażającą ciszą. Dziewczyna poczuła się jak na przesłuchaniu z prawdziwego zdarzenia. Jak ona tego nienawidziła w swoim dziadku! Pozycja wnuczki protektora Gotham dała jej jednak szansę na uodpornienie się podobnym sytuacjom i nie okazała swojej chwilowej niepewności. Zniosła dzielnie spojrzenie milionera i czekała. Bo tylko to mogła zrobić.

– Uważasz, że jestem skończonym egoistą, który poświęcił się swoim idealistycznym zamiarom, by czuć wdzięczność i uwielbienie z każdej strony Gotham?- Bruce uśmiechnął się kpiąco do nastolatki. Przez chwilę wydawał się bawić tym pytaniem, a jego twarz poprzedzał ironiczny grymas. Po chwili jednak jego oblicze się zmieniło, gdy powiedział zimno:

-Jesteś jednak w błędzie. I to w ogromnym.

Kim poczuła przypływ odwagi, czując, że Bruce podejmie temat czegoś, czego tak uparcie unikał przez lata. Zacisnęła dłonie w pięści, pozwalając tym samym opanować wzrastające w niej podekscytowanie. Mięśnie twarzy miała cały czas napięte, idealnie panując nad mową ciała. Była tak jak Batman mistrzynią w maskowaniu uczuć, przynajmniej tak jej się zdawało.

– Gdy zostałem w sposób brutalny pozbawiony moich rodziców- Bruce przez chwilę obserwował w milczeniu wnuczkę, po czym ciągnął:

– Być może byłbym dziś kimś zupełnie innym. Owszem, nie uciekłbym od roli bogatego dzieciaka, jednak może mieszkałbym na obrzeżach Gotham, przepuszczał pieniądze na wycieczki, bankiety i kobiety. A może ustatkowałbym się i miał rodzinę. Ale- tu jego spojrzenie zamarło, a od błękitnych oczu bił chłód- kiedy w sposób brutalny odebrano moim rodzicom życie, zrozumiałem, że życie nie jest tylko do lubienia. Ludzie ponoszą bolesne straty, często nie mogąc domagać się sprawiedliwości, bo zastraszana i nieudolna władza boi się ruszyć palcem. Tak silna była pozycja przestępców w moim mieście, gdy byłem młodym chłopcem- tu urwał i znowu spojrzał na obraz Wayne’ów- mordercy moich rodziców nigdy nie złapano. Gdy zostałem sierotą, przeszedłem metamorfozę: do tej pory moje życie było beztroskie, teraz jednak wiedziałem, że pragnę jednego: zlikwidować wpływy mafii względem Gotham i walczyć ze złem, by ludzkość uwolniła się od przykrych doświadczeń ze strony mrocznych sił. Wyjechałem z Gotham, poświęciłem się nauce sztuk walki, a także udoskonaliłem swój szósty zmysł. Potem pod maską Batmana wypowiedziałem wojnę złu. Nie chciałem, by śmierć moich rodziców była nadaremna. Nie mogłem ich ocalić, lecz mogłem uratować innych. Obrałem więc taki cel.

Gdy skończył, poczuł coś w rodzaju ulgi. Kim stała trochę dalej od niego, nic nie mówiąc.

– Gdy stałem się Batmanem- ciągnął, zaciskając powieki- chciałem nie tylko walczyć ze złem, ale też oczyścić się z żądzy zemsty na mordercy moich rodziców. Gdy działałem w przebraniu, uświadomiłem sobie, że mój ojciec i moja matka nigdy by nie chcieli, bym kogoś zabił, nawet względem najwyższego aktu sprawiedliwości. Stałbym się wtedy potworem, który wolał załatwić wszystko najprostszym sposobem, zamiast wyciągnąć z tego konkretne wnioski. Więc postanowiłem ulepszyć ten świat- tu przyłożył pięść do ust- dla nich i tym samym również dla siebie.

– Ale czemu- zaczęła Kim, czując poirytowanie i złość- czemu nie było cię wtedy, gdy dorastała moja mama i gdy ja potem mieszkałam u ciebie?

– W tym momencie przesadzasz- powiedział ostro Bruce, ściągając brwi- zawsze miałaś wszystkiego pod dostatkiem, poza tym zawsze nadzorowałem twoje wychowywanie.

– Nie o tym mowa- żachnęła się Kim- chodzi mi o to, że ja cię prawie nie znam. Wiem, kim jest Batman, ale nie kim jest mój własny dziadek.

– Wszystko jest inne, niż myślisz- odrzekł poważnym tonem- jednak chyba nadszedł czas, bym ci to wszystko wytłumaczył. Jesteś już prawie dorosła.

Kim spojrzała zaskoczona na Bruce’a, który teraz sprawiał wrażenie gotowego wyjaśnić wszystkie niewiadome.

– Znasz już swoje pochodzenie- Wayne zbliżył się do swojego biurka w przyciemnionej części i usiadł za nim. Gdy spoczął na prostym krześle, przysunął się do stanowiska pracy i wbiwszy łokcie w blat, splótł palce- pochodzisz w prostej linii od Amazonek, które dysponują nadludzką mocą i wyróżnia je wieczna młodość. Jednak twoje korzenie należą też do Ziemi, z której pochodzę ja- protektor miasta Gotham, znaczy wszystkim jako Batman.

Tu zrobił pauzę, oczekując reakcji na Kim. Wnuczka miała ręce skrzyżowane na piersi, jednak milczeniem dała mu znak, by kontynuował.

– Nie dysponuję nadludzkimi zdolnościami, jednak posiadam nieprzeciętną wiedzę i tajniki bycia super bohaterem pochodzące stąd- tu wskazał palcem na swoją czaszkę- trzeba także dobrze opracować technikę sytuacyjną, konieczność dokonywania trudnych wyborów – tu spojrzał z naciskiem na wnuczkę- jednak cel jest jeden: ratować świat, a unieszkodliwiać przestępców. Taka była moja córka.

Kim poczuła, jak zasycha jej w gardle. Na wzmiankę o swojej matce poczuła gęsią skórkę, ale z ciekawości, patrzyła więc na Bruce’a, chcąc usłyszeć wszystko.

– Nicole od małego wykonywała zadania Diany- Wayne westchnął- matka wpoiła jej przekonanie, że jej celem jest ratowanie świata i że nawet jak poświęci życie- tu przerwał, spoglądając delikatnie na wnuczkę, ale widząc jej opanowanie, ciągnął- to efekt będzie znaczący, bo ocali innych od cierpienia i zagłady. Wszystko w imię sprawiedliwości.

– Teoria bycia super bohaterów- zauważyła ponuro Kim, teraz jednak skierowała wzrok w stronę okna- i mama poświęciła życie, choć wiem, że …

– Nic nie wiesz !- fuknął Wayne, a dziewczyna aż podskoczyła. Spojrzała szybko na dziadka, który patrzył na nią, jak na osobę wydającą niewłaściwe decyzje w życiu.

– Moja zasada jest taka, że nigdy nie poświęciłbym własnej rodziny, by Gotham mogło doznać wyzwolenia- odrzekł, wymawiając wyraźnie każde słowo- z wyjątkiem siebie samego.

Kim chciała dostrzec coś na twarzy Batmana, lecz jego toblicze znajdowało się w zaciemnionej części pomieszczenia. Odchylony teraz do tyłu, spowity mrokiem, wydawał się niezwykle tajemniczy i nieprzenikniony jak w swoim przebraniu.

– Projekt, który po raz ostatni nadzorowała Nicole dla Diany- ciągnął Bruce- dotyczył wybuchu bomby w ratuszu w Gotham. W tamtym momencie odbywała się zabawa dla sierot z okazji trwania piętnastolecia Fundacji im. Thomasa i Marthy Wayne’ów, którą powołałem do życia. Dzieci dostały wtedy prezenty. Maluchów było ponad trzysta.

– I mama miała zapobiec temu wybuchowi, tak?- Kim wpatrywała się w okno, nie chciała, by Bruce zobaczył, jak zaczyna szybko mrugać oczami. Nabiegające łzy spowodowały, że powieki szczypały ją niemiłosiernie i miała wielką ochotę przetrzeć je dłonią.

– Zamachowiec i tak został ujęty- dodał szybko milioner- i wywieziony poza peryferie Gotham.

– Nie powiedziałeś nigdy, jak się nazywał- powiedziała Kim i teraz spojrzała dobitnie na Wayne’a, wiedziała, że trafiła w czuły punkt.

– Jego dane zostały utajnione- odrzekł z naciskiem Batman, dając jej do zrozumienia, że ten wątek nie podlega dalszej dyskusji- zresztą jako inteligentna młoda osoba wiesz, że zamachowcy szybko mogą być inspiracją dla innej warstwy im podobnych. Dlatego personalia tych szczególnie fanatycznych trzymane są w tajemnicy, by nie robić z nich kogoś w rodzaju upadłych bohaterów czy jednostek kultu.

– To był niejaki Anarky- Kim umyślnie nie uciekła wzrokiem od Bruce’a- w chwili, gdy zaatakował mamę, miał na sobie białe spodnie. Chyba jego znak rozpoznawczy. To potomek Jokera, czyż nie?

Bruce wpatrywał się w nią całkowicie zaskoczony. Jego skronie były mocno napięte, gdy spytał z wściekłością:

– Skąd masz takie informacje? Przecież nie prosto z akt, do których dostęp ma jedynie Barbara !

– Nikt mi tego nie musiał mówić- Kim patrzyła w okno, gdzie słońce było wysoko nad ogromnym lasem otaczającym pielesze Bruce’a Wayne’a- sama go widziałam. Gdy byłam u Clarka Kenta- tu odwróciła głowę w stronę swojego dziadka- nagle straciłam przytomność. Doświadczyłam czegoś w rodzaju wizji, jednak teraz wiem, że było to raczej wspomnienie.

– Widziałaś jak ktoś opowiada komuś zamach Anarky’ego na Nicole?- spytał Wayne, a jego czoło przecięły dwie plamki. Obawiał się tego, co zaraz usłyszy.

– Widziałam- Kim ściszyła głos. Zacisnęła dłoń na swojej torbie, a łzy zaczęły szybko spływać jej po policzkach.

– Co widziałaś?- Bruce spytał spokojnie, lecz z lekkim naciskiem. Powoli podniósł się z krzesła, widząc rozdygotanie swojej wnuczki- powiedz, a wtedy zelżeje w tobie całe to napięcie. Powiedz, dziecko.

– Widziałam- Kim wytarła sobie policzki, wilgotne i ciepłe jednocześnie- widziałam, jak Anarky i ta jego banda mordują moją mamę …Widziałam jak padają na nią ich ciosy, jak zadają jej ból …

W tym momencie Bruce Wayne stracił całą oficjalność. Jego twarz wyglądała teraz jak u człowieka, który poniósł największą stratę w życiu. Czuł znany ucisk w żołądku, jak wtedy, gdy zamordowano mu rodziców i gdy dowiedział się, że jego córka nie żyje. Stał w pozycji prawie wyprostowanej, podpierał się dłońmi o blat biurka.

– Jej twarz była zakrwawiona- Kim wstrząsał spazmatyczny szloch, gdy cofnęła się o dwa kroki, cała roztrzęsiona- a ja nie mogłam nic zrobić … Wszystko zniknęło, gdy chciałam zareagować … Gdy znów ją zobaczyłam, ona mogła się ledwo ruszać …

Bruce wstał, szybko ominął biurko i wtedy zobaczył, że jego wnuczka chce wybiec z jego gabinetu. Rozpłakana, ruszyła przed siebie, lecz Wayne szybko ją chwycił w ramiona. dziewczyna jednak chciała mu się wyrwać.

– Kimberly- Bruce nie zamierzał jej wypuścić ze swoich objęć, chociaż szarpała się- kochanie, to było tylko wspomnienie !

Walcząca zaciekle Kim nagle przestała się rzucać. Jej oddech nie był już taki zziajany, powoli zaczęła się uspokajać. Bruce odgarnął jej włosy do tyłu- po raz pierwszy ze zdumieniem odkrył, jakie są miękkie i gładkie.

– Wiem, że to mogło wyglądać kretyńsko- zaczęła Kim, jednak teraz już całkowicie opanowana- dziewczyna, która rozkleja się na jak smarkula i zachowująca się jak małe dziecko.

– Twoje uczucia są zrozumiałe- Bruce spojrzał na nią z powagą- nie duś tego w sobie, tylko pozwól sobie ulżyć.

-Zawsze mi bardzo brakowało mamy, ogólnie obojga rodziców- Kim poczuła, jak głos jej się łamie. Przełknęła ślinę, czując do siebie żałość i złość, że się rozkleiła. I to w dodatku przed swoim dziadkiem ! Takie seanse były tylko dla niej i Lizzie, gdy oglądały babskie filmy o miłości lub gdy były to wieczory zwierzeń. Wtedy przyjaciółka w rękaw wypłakiwała jej swoje żale po rozstaniu z aktualnym facetem. Kim odkryła również, że przytuliła się do Bruce’a, wczepiając się palcami się w jego marynarkę jak mała dziewczynka. Co było dla niej kompletnym zaskoczeniem, mężczyzna również obejmował wnuczkę, głaszcząc ją po głowie.

– Nigdy nie wycofałem się całkowicie z twojego życia, jak uważasz- odezwał się dziadek, mówiąc to powoli- codziennie, gdy wracałem ze swoich eskapad, późno w nocy przychodziłem do ciebie, gdy już spałaś. Stałem wtedy obok twojego łóżeczka i patrzyłem, jak spokojnie oddychasz przez sen.

Kim wysunęła się z objęć Bruce’a i wytarła sobie policzki.

– Muszę iść do łazienki- odpowiedziała szybko, uśmiechając się przepraszająco- pewnie wyglądam fatalnie.

Dziewczyna schyliła się po swoją torbę, a gdy podniosła ją z podłogi, wybiegła z gabinetu Bruce’a. On natomiast przyznał, acz niechętnie przed sobą, że po raz pierwszy od bardzo dawna poruszyły go kobiece łzy.

Sam doskonale pamiętał dwa wydarzenia, które wyzwoliły w nim szloch. To pierwsze łkanie, rozdzierające jego serce od środka, przyszło w momencie śmierci jego rodziców. Następne, gdy zobaczył w prosektorium Nicole. Wcześniej wiadomość o jej śmierci była tylko wiadomością nie do przyjęcia.

18 lat wcześniej …

Batman, który wykonał długi skok, poczuł pod swoimi nogami pewny grunt. Stał na szczycie wysokiego wieżowca, skąd mógł idealnie obserwować miasto Gotham. Podszedł do krawędzi, obserwując teren swojego działania skąpany w mroku. Gdy wszyscy śpią, ci źli działają. Przysłowie, które dla niego stało się codzienną rutyną. Czuł, jak silny wiatr tarmosił jego peleryną, a na policzki wstąpił lekki ziąb. Jednak, by wymierzyć sprawiedliwość, nic go nie powstrzyma. Żadne kataklizmy, sytuacje losowe czy , co naiwne, pogoda. Był zahartowany na wszystko.

– Czy ty jesteś Batmanem?- zdecydowany kobiecy głos wyrwał go z zamyślenia. Poczuł, że ktoś chce dotknąć jego ramienia, jednak szybko wykonał chwyt z zaskoczenia. W efekcie trzymał za nadgarstki młodą kobietę, która patrzyła na niego z irytacją. Przyjrzał się jej uważnie: nie miała żadnej maski, tylko była ubrana w ciemny strój, podkreślający jej zgrabną sylwetkę.

– Diana miała rację- stwierdził krótko, a w jego głosie nie było żadnego zaskoczenia- jesteś do mnie podobna. Jednak musisz popracować nad refleksem, który w tej robocie to rzecz istotna.

Nicole wykorzystała fakt, że uciekł w rozmowę, bo wykonała chwyt do góry, coś w rodzaju salta. Nietoperz wiedział, że do tego ucieknie, bo co prawda znalazł się w górze, jednak odbiwszy się od ziemi, z powrotem się na niej znalazł.

– Recz podstawowa: zaskoczenie to moment dobry, jednak nie w momencie, gdy przeciwnik sprawuje idealną kontrolę nad wszystkim- odrzekł chłodno, podchodząc do dziewczyny- jednakże teraz chciałbym na chwilę elementy strategiczne zostawić na boku. Nie uważasz, że już dawno powinno dojść do naszego spotkania?

– Nie ukrywam, że zawsze byłam go ciekawa- Nicole spojrzała na Mściciela, lekko się uśmiechając- zawsze chciałam poznać herosa, o którym moja matka zawsze wypowiada się z uznaniem i gdzie wśród Amazonek budzisz respekt. Przynajmniej u tych, które mają dość oleju w głowie i nie knują intryg.

– Czy któraś z waszych zagrażała waszej planecie?- spytał Batman, wypuszczając dym z ust, na skutek zimnego powietrza.

– Kilka, ale pokonane wolały popełnić samobójstwo chociaż moja matka chciała im wybaczyć i dać drugą szansę- Nicole ściągnęła brwi- łaskawość Królowej Amazonek jest wielka, ale gardzi tymi, które nie chcą pomagać ludziom i które myślą tylko o własnym zysku. Trzy ostatnie chciały okraść skarbiec mojej matki i ją zgładzić. Nie udało im się.

– Odebrały sobie życie?- spytał Batman, patrząc uważnie na swoją córkę.

-Tak, ale przed pokonaniem długo z nimi walczyłam- odrzekła Nicole, a na jej twarzy malowała się pogarda- szkoda, że matka jest dla takich tak wspaniałomyślna. Powinna była je skazać banicją na Czerwoną Planetę.

-To ta, z której nigdy nie ma powrotu?- spytał Batman, a dziewczyna wyjaśniła:

– Życie tam jest możliwe jak na naszej planecie, jednak nie można się z niej wydostać. Nie ma możliwości przemieszczania się.

– Wiem, jak się nazywasz- Nicole spojrzała z rezerwą na Nietoperza- twoje nazwisko figuruje w moim dowodzie, gdy wykonuję misję na Ziemi. Niby ma być kamuflażem, byście wzięli mnie za waszą, ale nie ukrywam, że noszę je z dumą.

Batman skinął głową a dziewczyna skupiła swój wzrok na mgle spowijającej Gotham.

Gdy Kim już doprowadziła się do porządku, udała się do Heleny i Alfreda, czekających na nią i Bruce’a w salonie.

Panna Kyle siedziała na obitej czarną skórą kanapie i paliła papierosa za papierosem. Alfred, który jej towarzyszył, patrzył na nią krytycznie.

– Taka ilość tytoniu szybko zniszczy twoją piękną skórę- powiedział kamerdyner, wciąż stojąc plecami do drzwi.

Helena rzuciła mu niechętne spojrzenie. Widać, że była zła na ten cały rozwój sytuacji.

– Palę już 4 lata- powiedziała powoli-i zamierzam palić nawet wtedy, gdy będę trupem. Taka przyjemność nigdy nie opuszcza człowieka.

Zarzuciła kolano na kolano, eksponując odważne buty.

Alfred uśmiechnął się nieznacznie. Była podobna do Seliny pod każdym względem.

– Twoja matka będzie tuż za godzinę- odrzekł kamerdyner spokojnie, lecz Helena prychnęła:

– Zobaczymy.

Alfred ściągnął brwi. Wiedział, że dziewczyna może być zdenerwowana, ale jej arogancja zaczęła przekraczać już granice.

-Batman nigdy nie przyprowadziłby cię tu bez powodu- oświadczył stanowczo- gdyby był tak lekkomyślny, jego wrogowie już dawno wykonaliby na nim wyrok. A ty bardzo przypominasz Selinę. I chyba to nie przypadek, że masz jeszcze na imię Helena.

– Może być i przypadek- odparła sarkastycznie dziewczyna- a może okaże się, że gacek nawalił. I co wtedy powiesz?- tu uniosła do góry brwi.

– Batman nigdy się nie myli- powiedział zdecydowanie Alfred, poprawiając białe rękawiczki przy palcach- może jedynie przedobrzyć, ale zawsze trafia w sedno.

– Mówisz tak o nim, bo albo za dobrze ci płaci, albo po prostu masz jakiś dług wobec niego – Helena przyjrzała się mu nieufnie, lecz szorstki głos odparł:

– Czyjegoś poświęcenia nie da się niczym odkupić.

Bruce wszedł drugim wejściem, przyglądając się uważnie Helenie. Ta przewróciła do góry oczami i zaciągnęła się mocno papierosem.

Nagle z dołu dobiegł głośny hałas. Alfred zareagował pierwszy i otworzywszy drzwi od salonu, wypadł na olbrzymi korytarz. Przypadł do poręczy schodów i zerknął w dół. Jego oczom ukazała się Selina Kyle, która siedziała ubrana w kostium Kota przy niedużym, okrągłym stoliku. Znajdował się na nim tort na białym talerzu, a kobieta na widok Alfreda uśmiechnęła się.

Gdy Bruce wyszedł za lokajem, na widok koleżanki pstryknął palcami.

– A jednak dotrzymałaś danej sobie obietnicy- odrzekł pogodnie, uśmiechając się z satysfakcją.

– Jeśli się okaże, że masz rację- powiedziała Selina, stukając butem o podnóżek stolika- wtedy stwierdzę, czy warto było czekać te szesnaście lat.

-A ja mam nadzieję, że zdążysz mi wybaczyć, że wtedy nie chciałem ci pomóc- odrzekł Bruce, a jego głos miał lekko chrypę- gdybym nie zignorował twojej prośby, twoje spotkanie z Heleną nie miałoby miejsca dopiero teraz.

– To był ciężki czas dla ciebie- Selina spojrzała na niego bez cienia urazy- zmarła ci córka i w tym momencie wszystkich nienawidziłeś. Chciałeś jak najszybciej znaleźć jej mordercę.

-I jestem wytrwały tak jak ty- powiedział cicho, lecz zdecydowanie, a oczy mu zabłysły- dopadnę sukinsyna, który zlecił to morderstwo. Choćby miała to być rzecz, za którą przypłacę własnym życiem.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Kalendarium

Sonda

Twoja reakcja na zwiastun "Joker: Folie À Deux"

Zobacz wyniki

Sonda

Najlepsza okładka (Dark Age):