Forum

Już wkrótce
  • "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Tom 1" - 10 kwi 2024,
  • "JLA - Liga Sprawiedliwości: Saga o błyskawicy" (WKDCBiZ) - 24 kwi 2024,
  • "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Tom 2" - 15 maj 2024,
  • "Nightwing. Bitwa o serce Blüdhaven. Tom 2" - 29 maj 2024,

| O GRZE | RECENZJE | GALERIA | MEDIA | SOLUCJE | TIPS&TRICKS | ARTYKUŁY | PLATFORMA |


The Night Before Christmas

"Batman: Arkham Origins"

Ekran tytułowy

Temu faktowi trudno zaprzeczyć – Batman odzyskał szacunek na rynku gier wideo (stracony mniej więcej podczas spadku jakości na dużym ekranie), gdy za realizacje jego cyfrowych przygód zaczęło odpowiadać studio Rocksteady. Po dwóch częściach cyklu „Arkham” nastała cisza, podczas której napięcie wśród fanów rosło. W końcu kolejna gra (będąca prequelem) została zapowiedziana oficjalnie. Niespodzianką była zmiana studia (oryginalni twórcy mieli rzekomo pracować nad tajnym projektem), co wywołało mieszane uczucia wśród graczy. Warner Bros. Montreal, bo o nich właśnie mowa, budowało powoli zaufanie fanów marki prezentując kolejne fragmenty rozgrywki, czy zapowiedzi filmowe. Studio pod przewodnictwem Erica Holmesa obiecało produkcję, która jakościowo pod względem mechaniki nie wprowadzi kompletnych zmian, a co najwyżej rozwinie pomysły zaimplementowane przez Rocksteady. Zupełną nowością było oczywiście odkrywanie wczesnych dziejów Mrocznego Rycerza oraz jego wrogów. „Batman: Arkham Origins” bowiem reklamowane było sloganem „Twoi wrogowie cie ukształcą”. Historia gry toczy się jednej nocy w trakcie Bożego Narodzenia. Batman podczas ataku na więzienie Blackgate dowiaduje się, że gangster Black Mask wyznaczył nagrodę za głowę Mrocznego Rycerza. Wysoka kwota przyciąga niebezpiecznych przestępców, takich jak Deathstroke, czy Firefly. Bohater będzie musiał dopaść Czarną Maskę i jednocześnie zmagać się z zabójcami oraz gothamską policją, która nie ufa zamaskowanemu mścicielowi. Mało tego – w trakcie całego zamieszania znikąd pojawia się tajemnicza osoba o niepokojącym pseudonimie Joker.

"Batman: Arkham Origins"

Okolice hotelu Royal

Pod względem wizualnym gra nie różni się mocno od swojego poprzednika. „Batman: Arkham Origins” został graficznie „dopieszczony” tam, gdzie tylko mógł, aby prezentować sobą wysoki standard znany z produkcji Rocksteady. Eric Holmes wraz z ekipą dodatkowo postanowili umieścić fabułę w trakcie śnieżycy, która zablokowała ruch w Gotham City. Oddanie tego obskurnego miejsca w takim klimacie wyszło im idealnie – nie można było ukryć wrażenia, że nawet Święta Bożego Narodzenia nie dodają szczęścia mieście pełnego przestępców. W prequelu nowością jest także dużo większy obszar Gotham, na którym działamy. W jednej połowie są to znane nam z „Batman: Arkham City” lokacje, dzięki czemu możemy przyjrzeć się, jak funkcjonowały przed ich zniszczeniem. Druga połowa zaś to zupełnie nowe miejsca. Całość daje nam ogromną powierzchnię, którą w bardzo dobry sposób zaprojektowali designerzy. W produkcji znajdziemy kilka miejsc, które szczególnie zrobią wizualne wrażenie na graczach, jak np. hotel Royal, Pioneer’s Bridge, czy niektóre wnętrza. Nie zabrakło też pewnych wizualnych zapożyczeń znanych z komiksu. Jedyna zasadnicza wada warstwy graficznej, która wpadła mi w oko to niezbyt dobrze wykonane ruchy ust postaci podczas dialogów. Najgorzej wypada to w przypadku Alfreda. Są oczywiście wyjątki, w tym Joker, gdzie obserwacja jego mowy może czasem wręcz zahipnotyzować ze względu na specyficzny uśmiech i uzębienie.

Ścieżka dźwiękowa w „Batman: Arkham Origins” została w zupełności oderwana od motywów znanych nam z poprzednich produkcji. Rolę kompozytora dostał Christopher Drake, znany chociażby z muzyki do wielu filmów animowanych z serii DC Universe Animated Original Movies. Muzyk w wywiadach wspominał, że inspirację do komponowania czerpać będzie z filmu „Die Hard”, którego akcja również toczy się w świątecznej atmosferze. Drake ze swojego zadania wywiązał się perfekcyjnie – ścieżka dźwiękowa idealnie komponuje się w rozgrywkę dzięki niesamowitym partiom rytmicznym oraz oddaje ducha okresu Bożego Narodzenia. Znajdziemy charakterystyczne uderzenia dzwonów, interpretację „Carol of the Bells”, a w zimowy nastrój wprowadzać nas będą niepokojąco brzmiące sekcje skrzypiec. W poprzednich produkcjach trudno było się oprzeć porównywaniu ścieżki dźwiękowej do tej z filmów o Batmanie. W tym wypadku nie jest inaczej. Powiedziałbym nawet, że w niektórych utworach podobieństwo jest niebezpiecznie wysokie do twórczości Hansa Zimmera z trylogii o Batmanie Nolana. Fenomenalny utwór z ekranu tytułowego momentami czerpie – specjalnie bądź przypadkowo – bardzo dużo z motywów muzycznych, które towarzyszyły Bane’owi w „The Dark Knight Rises” (próbowałem nawet podłożyć chór z filmu pod ten utwór – wpasował się idealnie). W grze wykorzystano kilka kompozycji muzyki klasycznej. Ich tytułów oraz sposobu wykorzystania warto nie zdradzać – czekać na nas będą pod tym względem emocjonujące niespodzianki.

"Batman: Arkham Origins"

Batman w trakcie walki

Jeśli zaś chodzi o mechanikę gry i gameplay, to z jednej strony można o niej powiedzieć niewiele. Z drugiej, za pewne elementy można mocno pochwalić Warner Bros. Montreal, a za inne… no cóż, dojdziemy do tego. W „Batman: Arkham Origins” na dobrą sprawę gra się tak samo, jak w poprzedników. Jak wspomniałem wcześniej, główne założenia zostały pozostawione bez zmian. Znajdziemy jednak pewne urozmaicenia – odblokowywanie kolejnych umiejętności Batmana zostało rozszerzone i sprawia mocniejsze uczucie elementu budowania postaci niczym z gier rpg. W walce będziemy mogli zmierzyć się z nowymi rodzajami przeciwników, co zmusi nas do cięższej pracy podczas wykonywania idealnych kombinacji. Zupełną nowością jest środek transportu. Nie jest to jednak wymarzony Batmobil, a Batplane. Dzięki niemu możemy dostać się do ustalonych punktów umieszczonych na mapie Gotham, aby nie pokonywać sporych odległości za pomocą peleryny. Warner Bros. Montreal w rozgrywce poprawiło dwie kwestie, które w poprzednich grach mocno mnie irytowały.

"Batman: Arkham Origins"

Odtwarzanie sceny zbrodni

Pierwsza z nich to tryb detektywa. Koncept studia Rocksteady prawie kompletnie nie przypadł mi do gustu, gdyż opierał się głównie na chodzeniu za śladami. Na dodatek, w moim odczuciu zmuszał on gracza do długiego poruszania się w owym trybie, co męczyło oko i nie pozwalało doceniać walorów artystycznych lokacji. Eric Holmes wraz z ekipą nie dość, że używali go z oszczędnością, to na dodatek rozwinęli go w zupełnie inną stronę. Tym razem faktycznie mogliśmy rozwiązywać zagadkowe sytuacje i odtwarzać ich komputerowe wizualizacje. Bycie detektywem, a nie tylko badaczem śladów popiołu po fajce, w końcu stało się faktem. Można zarzucić, że propozycja Warner Bros. Montreal głównie prowadzi gracza za rączkę, ale ich pomysł jest zdecydowanie lepszy od poprzedniego studia i moim zdaniem zasługuje na rozwinięcie w kolejnych grach z serii.
"Batman: Arkham Origins"

Starcie z Killer Crociem

Drugą poprawką są walki z bossami. Wcześniej były nieciekawe i najlepszym wyzwaniem było jedynie starcie z Mr. Freezem. Eric Holmes w wywiadach wspominał, że tworząc walki w „Batman: Arkham Origins”, chcą wzorować się właśnie na tej. Ekipa wywiązała się ze swojego zadania perfekcyjnie. Każda walka z bossem wygląda inaczej i jest uzależniona od otoczenia, w którym się znajdujemy. Żeby tego było mało, każda z nich prowadzona jest w iście filmowym stylu. Praca kamery, dodanie w kilku miejscach quick time eventów i inne ciekawe zabiegi sprawiały, że starcia stawały się dużo bardziej angażujące, emocjonalne i przede wszystkim widowiskowe. Śmiało mógłbym zaliczyć „Batman: Arkham Origins” do mojej osobistej listy gier, które mają najciekawiej skonstruowane walki z bossami.

Z mniejszych nowości warto wyróżnić nowy tryb gry. “Noc to ja” został stworzony dla graczy, którzy szukają wyzwania ostatecznego. Daje on tylko jedne podejście do przejścia głównej fabuły. Po zginięciu w trakcie rozgrywki, niezależnie od tego, jak daleko w niej doszliśmy, będziemy musieli zaczynać od nowa. Ułatwieniem jest tutaj możliwość używania opcji uruchomienia danego etapu ponownie, ale w gorącej bitwie łatwo przeoczyć odpowiedni moment na skorzystanie z niej. “Noc to ja” nadaje przechodzeniu gry zupełnie nowego charakteru, a dodatkowe napięcie jeszcze bardziej pozwala się wczuć w rolę Batmana.

Osobny akapit muszę niestety poświęcić rzeczy, która była powodem ogromnych kontrowersji. Poprzednicy w wykonaniu Rocksteady były grami prawie w 100% wolnymi od błędów. Tego nie da się jednak powiedzieć o „Batman: Arkham Origins”. Warner Bros. Montreal włożyło sporo pracy w dopracowaniu swojego produktu, ale gdzieś musiał się zapodziać ktoś, kto odpowiedzialny był za testy i zgłaszanie błędów. Inne wytłumaczenie mi nie przychodzi do głowy – może poza presją czasu, aby zdążyć z premierą przed wyjściem konsol nowej (a już teraz obecnej) generacji.

Omawiana tu wersja gry dotyczy komputerów. Badając reakcje internautów, zdaje się, że ta była najmniej naszpikowana błędami. Posiadacze konsol, szczególnie Xboksów 360 napotykali zawieszanie się gry, spadki FPSów, przegrzewanie sprzętu, czy niemożność przesłuchiwania przestępców. Bolączką pecetowców był niesławny błąd w wieży radiowej, której nie można było opuścić. Nie był to co prawda fragment gry wymagany do przejścia fabuły, ale i tak budził niesmak. O ironio, można było go obejść zupełnie innym, nieszkodliwym błędem. Niestety, naprawienie tego problemu spowodowało fale kolejnych, dużo bardziej uciążliwych i tutaj już dotyczyło to niemożności przejścia fabularnej części gry. Wydawanie łatek również trochę trwało (pech chciał, że jeden z poważniejszych błędów pojawił się w weekend), co budziło negatywny odzew wśród graczy. Był on jak najbardziej uzasadniony, jednakże niektórzy posuwali się zbyt daleko w swych słowach i groźbach. Komputerowa wersja gry po pewnym czasie została oczywiście uwolniona od dużych błędów, lecz wciąż pozostały te pomniejsze. Batman potrafi w trakcie lotu tracić panowanie nad sobą, co przypomina atak padaczki, a w niektórych miejscach nadal można wejść w tekstury budynków. Niezmiennie od czasów Rocksteady, modele postaci wciąż potrafią w łatwy sposób przez siebie przechodzić, a przeciwnicy czasem mogą odskoczyć na nienaturalnie duże odległości po zadanym ciosie.

"Batman: Arkham Origins"

Fragment przerywniku filmowego

Fabuła „Batman: Arkham Origins” to zdecydowany plus produkcji. Nie da się ukryć, że scenariusze poprzednich gier miewały dużo słabsze momenty, szczególnie w kontekście dialogów i pewnych rozwiązań (Joker-olbrzym z „Batman: Arkham Asylum” był totalną pomyłką). Dooma Wendschuh, Ryan Galletta oraz Corey May wraz z pomocą Geoffa Johnsa stworzyli historię, która miała doprowadzić do stanu znanego nam z pierwszej części serii. Mogłoby się wydawać, że nie dostaniemy zaskakujących zwrotów akcji skoro wiemy, do czego wszystko zostanie doprowadzone. Ekipa scenarzystów jednak sprostała zadaniu i stworzyła historię, która w wyjątkowy sposób przedstawia budujące się relacje Batmana z innymi postaciami. Nie da się ukryć, że fabuła mocno angażuje gracza i nie pozwala mu przestać odkrywać kolejnych puzzli z układanki, jaką tworzy intryga w świątecznej atmosferze. Twórcy postanowili również po raz pierwszy wykorzystać w grach z Batmanem potencjał drzemiący w postaci Alfreda. Jego dialogi z Brucem potrafią i rozśmieszyć, a w odpowiednim momencie poruszyć, czy zaskoczyć. Ekipa z Warner Bros. Montreal postarała się także przy złoczyńcach. Praktycznie każdy z nich został zdecydowanie lepiej pokazany, niż we wcześniejszych grach Rocksteady. Szacunek został przywrócony między innymi Bane’owi, który niestety musiał zostać doprowadzony do formy, którą znamy z „Arkham Asylum”. Trudno również odmówić genialnemu Jokerowi, ale im mniej się na jego temat zdradzi w kontekście „Arkham Origins”, tym lepiej. Ekipa przygotowała też dla graczy gigantyczny zwrot fabularny, który udało się skutecznie ukryć przed graczami do samej premiery. Nie zdradzę jego treści, ale należy wspomnieć, że wywołał on pewne kontrowersje. Na początku byłem nim trochę zawiedziony. Z drugiej strony, był on bardzo dobrze przygotowany, co ostudziło moje mieszane uczucia. Mówiąc krótko, dla mnie historia „Batman: Arkham Origins” była wciągającą i emocjonującą podróżą przez początkowe lata działalności Mrocznego Rycerza.

"Batman: Arkham Origins"

Jedna z wielu rozmów z Alfredem

Kilka słów na temat aktorów, którzy użyczyli swoich głosów. Brak Kevina Conroya i Marka Hamilla w obsadzie jest uzasadniony, ale nadal budził u niektórych kontrowersje. Warto było jednak czekać na finalny efekt pracy nowego duetu wcielającego się w Batmana i Jokera. Roger Craig Smith i Troy Baker idealnie wpasowali się w młodsze wersje postaci. Sam byłem mocno zaskoczony, jak bardzo aktorzy potrafili oddać to wszystko, co znaliśmy w wykonaniu Conroya i Hamilla. Sądzę jednak, że momentami Baker próbował aż za bardzo oddać znany nam charakter głosu, co lekko irytowało. W obsadzie czeka nas także niespodzianka. Do roli Harveya Bullocka powraca Robert Costanzo, który wcielił się w niego m.in. w „Batman: The Animated Series”. Gra zaoferuje nam także kilka innych gościnnych występów, ale wspomnienie o nich wprost zepsuje efekt zaskoczenia.

Trudno jednoznacznie wydać werdykt. „Batman: Arkham Origins” jest dokładnie tym, co obiecali nam twórcy. Nie wszystkim jednak to pasuje, a liczne błędy podburzały negatywne emocje. Ciężko jednak odmówić dobrze spędzonego czasu przy grze. Oprawia audiowizualna wraz z wciągającym scenariuszem będą zmuszać do ponownego odwiedzenia Gotham City w trakcie zamieci śnieżnej. Jeśli jesteś fanem Batmana, a w szczególności serii „Arkham”, to jest to tytuł zdecydowanie dla ciebie. W przypadku oczekiwań na dużo większą rewolucję w mechanice gry, lepiej zaczekać na przecenę albo kolejną część w wykonaniu Rocksteady.

Plusy:

  • Fabuła
  • Lepsze walki z bossami i tryb detektywa
  • Nastrojowe Gotham City
  • Ogromna ilość easter eggów dla fanów Batmana

Minusy:

  • Zdecydowanie za duża liczba błędów przy premierze!
  • Animacja ruchu ust większości postaci

Ocena: 4 nietoperki

Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Cenega Poland.

Recenzował: kelen

| O GRZE | RECENZJE | GALERIA | MEDIA | SOLUCJE | TIPS&TRICKS | ARTYKUŁY | PLATFORMA |


The Night Before Christmas
     Autor recenzji: Kelen

Batman: Arkham Origins – Cold, Cold Heart DLC
     Autor recenzji: Bullet

BATMAN: ŚMIERĆ RODZINY, TOM 3

Data wydania: 16 kwietnia 2014
Scenariusz: Scott Snyder
Rysunki: Greg Capullo
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Druk: kolor, kredowy
Oprawa: twarda
Format: 170 x 260 mm
Ilość stron: 176
Wydawca: Egmont Polska
Wydawca oryginalny: DC Comics
Cena: 75,00 zł

Twoja ocena:

GD Star Rating
loading...

Joker zniknął z ulic Gotham, po tym jak szaleniec zdarł mu skórę z twarzy. Przez rok Batman i jego sprzymierzeńcy czekali, czujni i niespokojni, zastanawiając się, kiedy morderczy klaun powróci. Przez rok w Gotham City było spokojnie. Aż do dziś. Bo Joker wrócił – zmieniony w kreaturę o wiele bardziej niebezpieczną i zdradziecką niż do tej pory. Tym razem jego celem nie jest jednak Mroczny Rycerz. Joker zaatakuje komisarza Gordona, Alfreda, Robina, Nightwinga, Batgirl, Red Hooda i Red Robina – jedyną rodzinę, jaka pozostała Bruce’owi Wayne’owi. Książę Zbrodni zagiął parol na każdego, kto jest bliski Batmanowi. Jego napaść będzie nieprzewidywalna, okrutna i nad wyraz szalona. Czy Batman powstrzyma swego najniebezpieczniejszego przeciwnika? A może ujawnienie pewnej tajemnicy sprawi, że straci wszystko, co budował przez całe życie?

Batman: Śmierć rodziny – recenzja

Trzeci tom serii Batman autorstwa Scotta Snydera i Grega Capullo wywołał wśród fanów sporo zamieszania. Jedni wychwalają scenariusz pod niebiosa mówiąc, że tak mrocznego i szalonego Jokera w komiksach dawno nie było. Drudzy narzekają na przekombinowany scenariusz i na to, że niełatwo czyta się tę historię. Jednego jestem pewien, bardzo trudno mi było ocenić ten tom.

Joker powrócił do Gotham po rocznej nieobecności. Wszystkie znaki na niebie i ziemi zdają się zwiastować ten nieprzyjemny powrót. Tym razem zagrożeni są nie tyle mieszkańcy miasta, ale Batman i jego sprzymierzeńcy. Jego rodzina. Fabuła jest skonstruowana w sposób, którego nie powstydził by się sam Alfred Hitchcock. Pojawienie się Jokera na komisariacie policji jest swoistym trzęsieniem ziemi. Następnie napięcie już tylko rośnie. Filmowe porównania w przypadku tego tomu są jak najbardziej na miejscu. Wyraźnie widać, że twórcy inspirowali się filmami Christophera Nolana. Jest także sporo nawiązań do najlepszych komiksowych opowieści o Batmanie. Dialogi są świetnie napisane, niektóre ocierają się o geniusz. Jako ciekawostkę dodam, że wydanie oryginalne jak i te, które otrzymaliśmy, zostało „wykastrowane” z homoseksualnych podtekstów jakie pod adresem Mrocznego Rycerza kierował Joker w zeszytowych wydaniach. Książę zbrodni początkowo zwracał się do swojego nemezis per kochanie. Gdyby nie cenzura wydawnicza recenzowany tom zyskał by kolejny ciekawy trop interpretacyjny. Cytaty, krypto cytaty i nawiązania prowadzą nas do … rozczarowującego niestety finału. Zdaję sobie jednak sprawę, że wielu czytelników uzna takie zakończenie i puentę za w pełni satysfakcjonujące. Fanom zagłębiającym się w mitologię Batmana na pewno spodoba się wyjaśnienie; jakie wydarzenie upamiętnia wielka karta Jokera w jaskini? Takich genialnych momentów jest niestety w całej historii niewiele. Po oryginalnym runie Snydeara, wprowadzającym do świata Batmana Trybunał Sów, scenarzysta zaserwował nam w tym przypadku wtórną opowieść. Kolejną standardową potyczkę z księciem zbrodni. Nie doszukiwał bym się w tej opowieści drugiego dna. Intertekstualność scenariusza tak naprawdę okazuje się przykrywką dla oklepanych motywów.

Greg Capullo i jego współpracownicy, stworzyli mroczny i brudny świat. Niektóre kadry, a nawet całe strony ocierają się, (podobnie jak scenariusz) o geniusz. Kadry z płonącą klaczą mają wręcz charakter surrealistyczny. Twórcy świadomie nawiązują swoimi rysunkami do pulpowego charakteru Batman: Detective Comics, autorstwa Tony’ego S. Daniela. Wszak w tym miesięczniku rozpoczęła się recenzowana historia. Rysunki i mroczna paleta barw sprawia, że Śmierć rodziny można zakwalifikować jako psychologiczny thriller.

Niestety warstwa plastyczna i ciężkość scenariusza zmęczyły mnie. Historia początkowo obiecuje dużo. Niestety twórcy zbyt długo snują tę opowieść. Zawód rekompensuje nieco estetyka wydania, do czego Egmont zdążył nas już przyzwyczaić. Uważam, że jest to jednak najsłabszy album duetu Snyder/Cappulo.

Ocena: 3 nietoperki

Recenzował: Bullet

Wydanie powstało na podstawie komiksu: BATMAN VOL. 3: DEATH OF THE FAMILY.


 

"Batman. Detective Comics, tom 3"Do sieci trafiła polska okładka trzeciego tomu “Detective Comics”. Premiera “Imperium Pingwina” nastąpi w czerwcu. Aby obejrzeć większą wersję okładki, możecie kliknąć tu lub na miniaturkę po lewej.

Źródło: Forum Gildii

Warner Bros. Animation oraz Cartoon Network udostępnili pierwsze spojrzenie na nowego shorta bloku DC Nation. Krótkometrażówka “Batman: Strange Days” pokazująca starcie Mrocznego Rycerza z Hugo Strangem będzie miała swoją premierę 9 kwietnia po emisji nowego odcinka “Teen Titans Go!”. Jej autorem jest Bruce Timm, który pracował wcześniej przy takich serialach animowanych jak “Batman: The Animated Series”, “Batman Beyond”, czy “Justice League”.

Batman_Strange_Days_Still01 Batman_Strange_Days_Still03 Batman_Strange_Days_Still02 BatmanStrangeDays_Still03 BatmanStrangeDays_Still02 BatmanStrangeDays_Still01

Źródło: World’s Finest

Son of Batman - DamianWarner Bros. Home Entertainment udostępniło kolejny klip przedstawiający walkę Batmana z Killer Crociem w filmie animowanym “Son of Batman” oraz nowe zdjęcia na których zaprezentowano Killer Croca, Robina i Deathstroke’a.

Batman jest zszokowany nie tylko z powodu, że dowiaduje się że ma syna, ale że matką chłopca jest Talia, córka międzynarodowego terrorysty Ra’s al Ghula. Niemniej jednak, Mroczny Rycerz i jego uparty syn (jako nowy Robin) zostają nietypowymi sojusznikami, kiedy Talia angażuje grupę ninja man-batów w kryminalne przedsięwzięcie z międzynarodowymi konsekwencjami.
Czytaj dalej

Kalendarium

Sonda

Najlepszy okładka (Bronze Age):

Sonda

Najlepszy okładka (Golden & Silver Age):