Po odcinkach, w których ważna była cała drużyna ostatnio twórcy koncentrują się na węższym gronie bohaterów. Tym razem pole do popisu dostali Robin i Artemis. Dwójka bohaterów bez supermocy. Fakt, że ich przeciwnicy mają nad nimi przewagę nie tylko nie paraliżuje Dicka, ale sprawia, że ten czuje się idealnie w takiej sytuacji, bo przecież od lat działa razem z Batmanem i jest gotowy na wszystko. Grayson wypada w tym odcinku bardzo dobrze już od samego początku. Chociaż sam ukrywa swoją tożsamość przed innymi członkami grupy, to nie ma problemów by sprawdzić, co słychać u Artemis, która właśnie rozpoczęła naukę w Gotham Academy. Jak wiedzą widzowie, o posługującej się łukiem bohaterce, członkowie Justice League nie powiedzieli wszystkiego młodym bohaterom, a wygląda na to, że Robin na własną rękę sprawdza pewne tropy.

Tak przechodzimy do postaci Artemis. Dzięki retrospekcjom poznajemy jej nieszczęśliwe dzieciństwo oraz dowiadujemy, co ją łączy z Cheshire. Odkrycie to nie jest być może zbyt zaskakujące, biorąc po uwagę wcześniejsze relacje pomiędzy bohaterki, ale dobrze, że twórcy stopniowo pewne kwestie wyjaśniają.

Wydarzenia z Homefront nie pozostaną bez wpływu na kolejne odcinki. Atak robotów w stylu Red Tornado sugeruje większy spisek, ale na odpowiedzi na pytanie, co się stało z opiekunem bohaterów przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Na uwagę zasługuje też epizod z Bette Kane i Barbara Gordon w Gotham Academy do której uczęszczają Artemis i Robin.